EgzotykaRodzina Wywiołków -

Rodzina Wywiołków -

Rodzina Wywiołków -

Razem mają prawie 40 lat, tyle samo co tata, Pan Tomasz. Natalka ma 15 lat, Tomcio - 12, a Albert ma 11 i wciąż chodzi na rękach. W tym składzie rodzina Wywiołków w parny lipcowy dzień stanęła na Dworcu Centralnym w Warszawie. Cel - Kalkuta. Po drodze były Moskwa, Syberyjska Tajga, Bajkał, Mongolia, Chiny, Tybet, Nepal. Były też małe wielkie odkrycia, przygody i kupa śmiechu. Potem miesięcznik ”Podróże„ przyznał im nagrodę ”Podróżnika Roku 2006„.

Razem mają prawie 40 lat, tyle samo co tata, Pan Tomasz. Natalka ma 15 lat, Tomcio R11; 12, a Albert ma 11 i wciąż chodzi na rękach. W tym składzie rodzina Wywiołków w parny lipcowy dzień stanęła na Dworcu Centralnym w Warszawie. Cel R11; Kalkuta. Po drodze były Moskwa, Syberyjska Tajga, Bajkał, Mongolia, Chiny, Tybet, Nepal. Były też małe wielkie odkrycia, przygody i kupa śmiechu. Potem miesięcznik R22;PodróżeR21; przyznał im nagrodę R22;Podróżnika Roku 2006R21;.
Cała trójka na rzece w Nepalu.

1 / 13

Ganga Benares - wschód słońca

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Jeden z Hindusów stał spokojnie z boku, nie przepychał się, nie krzyczał. Powiedział tylko jedną sentencję: R22;Ten, kto nie widział Gangesu o wschodzie słońca, ten nigdy nie był w BenaresR21;. To zdanie wywarło na naszej czwórce ogromne wrażenie. Zaczarował nas. Wskoczyliśmy do jego rikszy, a on zawiózł nas prosto nad brzeg rzeki, na ogromne schody. Tam Hindusi odbywali codzienną kąpiel w świętym Gangesie. Ogarnęła nas duchowa atmosfera. Nie zastanawiając się ani chwili przyłączyliśmy się do nich.

2 / 13

Znak rozpoznawczy Wywiołków - kapelusze

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Nie ruszamy w świat bez naszych tybetańskich kapeluszy. Jest to znak rozpoznawczy rodziny Wywiołków. Duży kapelusz i trzy mniejsze za nim.

3 / 13

Chiny

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Natalia nosiła apteczkę, była pielęgniarką. Tomcio nosił w swoim plecaczku sprzęt elektroniczny. Odpowiadał za to, aby baterie od aparatu fotograficznego i kamery video były w miarę możliwości naładowane. A Albert, który najmniej mówi po angielsku miał za zadanie wszystko jak najtaniej kupić (śmiech). Wychodziło mu to świetnie.

4 / 13

Odbiór nagrody

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Gdy odbieraliście nagrodę za zdobycie tytułu R22;Podróżnika roku 2006R21; przyznaną przez magazyn R22;PodróżeR21; widziałam wzruszenie na waszych twarzach.

Chociaż największą nagrodą była sama podróż i wszystko to, co podczas niej przeżyliśmy, to moment odebrania nagrody był magiczny. Byliśmy z siebie dumni. Poza tym otrzymaliśmy 5 tyś PLN, które przeznaczymy na poczet kolejnej wyprawy. Dla mnie dodatkowo ogromnym przeżyciem było osobiste spotkanie z panią Elżbietą Dzikowską, która oczarowała mnie niegdyś swoimi opowieściami i z całą pewnością przyczyniła się do chęci ruszenia w świat.

5 / 13

Mongolia - Gobi

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Bardzo miło wspominamy jurtę mongolską. Nocowaliśmy u starego, poczciwego Mongoła, nazywał się Szambo Tutułajczyk. Jakby mógł, to oddałby nam wszystko. Wyprowadził się z całą rodziną z własnego domu po to, żebyśmy my tam mogli zamieszkać.

6 / 13

Kąpanie słonia w Nepalu

Obraz
© Rodzina Wywiołków

W Nepalu dzieci kąpały słonia w rzece. Skakały z niego do wody, masowały mu trąbę. Nagle na przeciwległym brzegu zobaczyłem wielkiego krokodyla, który leniwie wygrzewał się na słońcu. Narobiłem paniki, wrzasku, wyciągnąłem dzieciaki z wody. Na co podszedł do mnie Nepalczyk, który ze stoickim spokojem powiedział, żebym się nie bał, ponieważ ten gatunek krokodyli wcale nie pożera ludzi.

7 / 13

Fotografowani przez turystów podczas kąpieli w Gangesie

Obraz
© Rodzina Wywiołków

W Benares jest tak, że każdego dnia o świcie Ganges zapełnia się turystami na łodziach, którzy podglądają i fotografują poranny rytuał Hindusów. Tym razem my byliśmy obiektem zainteresowania zwiedzających, na nas skierowane były obiektywy aparatów.

8 / 13

Albert na rękach nad Gangesem

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Najmłodszy R11; Albert, dziecko o niezwykłych zasobach energii, ciągle chodził na rękach. Często wzbudzał tym zachwyt tubylców. Zaczęło się od Placu Czerwonego w Moskwie. Potem nad Bajkałem. Na świętej górze Mongołów - Bogd Chan. W Pekinie na Placu Niebiańskiego Spokoju. W Lhasie przed pałacem Potala. W Himalajach u podnóża Mount Everestu, na wysokości 6.200 m. n.p.m.. Potem w Katmandu na cmentarzu alpinistów. W Indiach, w Benares na schodach schodzących do Gangesu. I na koniec w Kalkucie. Cóż, każde z dzieci przeżywało tą wyprawę na własny sposób (śmiech).

9 / 13

Mongolia

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Byłem wcześniej w Indiach. W jeden z długich, zimowych wieczorów siedzieliśmy całą rodziną przy kominku i opowiadałem dzieciom o tym niesamowitym kraju. Rozmarzyły się bardzo, słuchały w wypiekami na twarzy i szeroko otwartymi oczami. Zadawały tysiące pytań. W ferworze pytań i odpowiedzi padła nagle obietnica, że jak każde z nich będzie najlepszym uczniem w swojej klasie to pojedziemy wspólnie do Indii. Palnąłem bez namysłu. Tyle tylko, że dzieciaki się zawzięły i wywiązały się z obietnicy. Co mogłem zrobić? Wziąłem całą trójkę i załadowaliśmy się do Kolei Transsyberyjskiej.

10 / 13

Nepal - Czituan

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Moje dzieci bez przerwy zajadały się indyjskimi cukierkami ladu. Chyba z połowę naszego budżetu przeznaczonego na Indie wydałem na te mleczne, miękkie kulki.

11 / 13

Benares - Waranasi

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Natalia nosiła apteczkę, była pielęgniarką. Tomcio nosił w swoim plecaczku sprzęt elektroniczny. Odpowiadał za to, aby baterie od aparatu fotograficznego i kamery video były w miarę możliwości naładowane. A Albert, który najmniej mówi po angielsku miał za zadanie wszystko jak najtaniej kupić (śmiech). Wychodziło mu to świetnie.

12 / 13

Nepal - Baktapur

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Nie ruszamy w świat bez naszych tybetańskich kapeluszy. Jest to znak rozpoznawczy rodziny Wywiołków. Duży kapelusz i trzy mniejsze za nim.

13 / 13

Mongolia - Ułanbator

Obraz
© Rodzina Wywiołków

Jeszcze przed rozpoczęciem podróży wymyśliłem, że każdego dnia inna osoba będzie szefem. Szef mówił, o której wstajemy, w którą stronę jedziemy, jaki środek transportu wybieramy itd. Oczywiście reszta miała wpływ na szefa, mogła go przekonywać do swoich pomysłów, ale to on miał ostateczną decyzję danego dnia. Każdy czekał na swój dzień szefowania. Ta metoda automatycznie dyscyplinowała, ponieważ każdy chciał, aby go słuchano, gdy przyjdzie jego kolej szefowania. Wyprawa była niezwykle spontaniczna i każdy w równym stopniu był jej kreatorem.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)