Atrakcje Salvadoru
_ Busem przez fawele. _
Ponad trzy czwarte metropolii stanowią rożnego rodzaju fawele. Ciągną się one kilometrami. Wsiadam w autobus, żeby zobaczyć przedmieścia Salvadoru. Taksówkarze przyglądają mi się ze zdziwieniem. Biała blondynka, która nie mówi po portugalsku, chce sama podróżować busem? Ja jednak nie zamierzam przyjmować wobec Salvadoru postawy obronnej. Tak - nie jest to Rio, gdzie modelki wygrzewają się na plaży i nie jest to Sao Paulo, gdzie odbywają się uznane biennale sztuki. To miasto krnąbrne, które nie lubi starać się o turystów. Tłum na pokładzie autobusu jest kolorowy i przyjaźnie mną zainteresowany. Po kilkunastu minutach jazdy przez fawele docieram nad brzeg oceanu. Salvador ma kilka przepięknych plaż. Wśród nich te w pobliżu Farol da Barra, latarni morskiej znajdującej się na cypelku w dzielnicy Barra. Latarnia stanowi część dawnego kolonialnego fortu; za jego murami kryje się świetne muzeum marynistyczne. Po obu stronach fortu smażą się na słońcu turyści i brazylijscy surferzy. Barra to
dzielnica, która chce być _ cool _. Nie mieszkają tutaj najbiedniejsi, nie mieszkają też najbogatsi. Ci zasiedlają Victorię i jej wysokie apartamentowce z frontonami dawnych kolonialnych domów. Im wyżej się zamieszka, tym lepiej. Najbardziej zamożni widzą z okien ocean i znajdujące się nad samym jego brzegiem fawele. W Salvadorze bardzo często skrajna bieda sąsiaduje z luksusem.