Salvador. Samba z bogami
Atrakcje Salvadoru
Tak nazywa się książka profesora antropologii Leszka Kolankiewicza, który zakochał się w Salvadorze dwadzieścia lat temu. Dziś miasto nadal pozostaje miejscem pełnym magii, gdzie chrześcijaństwo łączy się z szamanizmem, a to, co indiańskie z tym, co afrykańskie i europejskie.
Tak nazywa się książka profesora antropologii Leszka Kolankiewicza, który zakochał się w Salvadorze dwadzieścia lat temu. Dziś miasto nadal pozostaje miejscem pełnym magii, gdzie chrześcijaństwo łączy się z szamanizmem, a to, co indiańskie z tym, co afrykańskie i europejskie.
Wszystko zaczęło się w 1500 roku, kiedy włoski kapitan, Amerigo Vespucci, wpłynął do zatoki, nad którą leży Salvador, i nazwał ją Zatoką Wszystkich Świętych - Baia de Todos os Santos. Pół wieku później wpłynął tam Portugalczyk Tome de Sousa - ze statutem założenia miasta w ręku, 400 żołnierzami i 400 osiedleńcami. W XVII wieku Salvador był już stolicą Brazylii *pod panowaniem Portugalii i południowoamerykańską metropolią, z kolorowymi, zdobnymi kamienicami i ciężkimi od złota kościołami. Dekadencka atmosfera miasta sprawiła, że z przekąsem mówiło się o nim, że może i leży nad Zatoką Wszystkich Świętych, ale na pewno to też Zatoka Prawie Wszystkich Grzechów - *Quase Todos os Pecados. Czas swojej prosperity Salvador zawdzięczał przede wszystkim niewolniczej pracy robotników na plantacjach trzciny cukrowej i tytoniu. Większość z nich przywieziono z Afryki. Ich kultura łączyła się z indiańską i chrześcijańską, tworząc jedyną swego rodzaju mieszankę, która stanowi o wyjątkowości Salvadoru
całego regionu Bahia. Koniec epoki niewolnictwa nadszedł u schyłku XIX wieku, jednak scheda pogardzanej, niewolniczej wspólnoty przetrwała.
Tekst: Maria Brzezińska, www.podroze.pl