Salwador oczami Polki. Czyli: gangi, nieziemskie widoki i piękni ludzie
Salwador zajmuje 2. miejsce, po Wenezueli, w rankingu państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów z najwyższym wskaźnikiem zabójstw. Według statystyk ich liczba na 1000 mieszkańców w niektórych latach była tu wyższa niż w Iraku w czasie wojny. Czy to powód, aby ominąć to fascynujące państwo? Nie dla mnie.
Przygoda zaczęła się od przekroczenia granicy Salwadoru. Spojrzenia chłopaków o wytatuowanych twarzach, jak z reportaży o gangach Mara Salvatrucha (MS 13) i Barrio 18 nie dodawały poczucia bezpieczeństwa. To nie film, ale rzeczywistość otaczająca mnie już kilkaset metrów po przekroczeniu gwatemalsko-salwadorskiej granicy La Hachadura.
Te spojrzenia pamiętam do dziś, prosto w oczy. Też nie spuszczałam głowy. Wiedziałam, że muszę niewerbalnie dać do zrozumienia, że nie boję się tych pandilleros.
La Hachadura
Przejście graniczne w La Hachadura jest małe, słabo strzeżone i służy jako punkt logistyczny przemytu broni. Do niedawna był to łatwy do przejścia odcinek nielegalnej migracji w stronę USA. Media nazwały tę granicę punto ciego, martwym punktem na szlaku handlu prowadzonego przez lokalne gangi. O La Hachadura zrobiło się głośno w 2019 r., gdy Donald Trump w ramach polityki antyimigracyjnej wysłał tam helikopter, drony i kilkadziesiąt wozów policyjnych.
Przejście graniczne za nami, jesteśmy w chicken busie cali i zdrowi. Chicken busy to stare, szkolne autobusy, prezenty od wujka Sama z USA, niezastąpiony środek transportu w Ameryce Centralnej.
Przesiadamy się w miastach Sonsonate i Ahuachapan. Do Tacuby jedziemy w egipskich ciemnościach.
Tacuba
Tacuba to typowe miasteczko na krańcu świata. Nikt się nie spieszy, a ulice świecą pustkami. Zjadłam tu najtańszy obiad w Ameryce Środkowej. Za ryż, tortillę, sałatkę, kawałek smażonej wołowiny, a do tego sok z melona zapłaciłam 2 dolary (7,50 zł).
Jeśli chodzi o street food, królują pupusas, czyli nadziewane placki kukurydziane. Farsz może być serowy, fasolowy, mięsny lub ziemniaczany.
Tacuba to punkt wypadowy do Parku Narodowego El Imposible. Jego nazwa po hiszpańsku oznacza "niemożliwe", co czyniło wyprawę jeszcze bardziej ekscytującą.
Do parku można wejść tylko w grupie i z przewodnikiem. Wykupiłam wycieczkę o nazwie Siete altares, czyli 7 wodospadów. Okazało się, że będziemy skakać z wodospadów, a nie podziwiać je i robić zdjęcia. Nie pływam dobrze, a myśl o skoku z wodospadu paraliżowała mnie. Grupa liczyła 6 osób, do tego mieliśmy obstawę 2 wyposażonych w maczety przewodników. Była opcja zejścia z wodospadów przy pomocy liny, ale to nie wydawało się ani trochę łatwiejsze niż skok.
Marsz po parku przemieniający się co chwila w wspinaczkę w otoczeniu flory dżungli z głową pełną myśli o nadchodzącej przygodzie był cudownym doświadczeniem. Dotarliśmy. Wszyscy skoczyli, tylko ja stałam na skale, a serce waliło mi jak młot. To był dopiero pierwszy wodospad z siedmiu, malutki, "jedyne" 8 metrów.
Wszyscy zniecierpliwieni czekali na dole i krzyczeli You can do it!. Czułam strach. Każdy ma jakąś irracjonalną obawę przed czymś z pozoru łatwym. Mój kompan podróży Alex przekonał mnie krzycząc "Ewa, pokonałaś tyle przeszkód i teraz poddasz się?". Skoczyłam! Gdy wypłynęłam na powierzchnię, czułam euforię.
Santa Ana
Z Tacuby wzdęci po diecie opartej na pupusas pojechaliśmy do Santa Ana. To trzecie pod względem populacji miasto w Salwadorze. Do hostelu dotarliśmy po zmroku. Santa Ana to miejski moloch, a nie malutka Tacuba.
Następnego dnia, wraz z nowozapoznanym peruwiańskim znajomym Donem, ruszamy razem na wulkan Santa Ana w Parku Narodowym Cerro Verde. Podobno widoki z tego wulkanu są niesamowite. Nie wiem tego do dziś, bo przez cały dzień była gęsta mgła i widziałam tylko drogę na kilka metrów przede mną.
Mimo tego, że to najwyższy wulkan w Salwadorze, wspinaczka na szczyt jest łatwa.
Ów wulkan to jedna z głównych atrakcji kraju. W kraterze wulkanu znajduje się jezioro o hipnotyzującym kolorze. To właśnie jezioro i zbocza krateru były jedynymi elementami, które widziałam przez mgłę, ale to zupełnie wystarczało. Jako miłośniczka morskich odcieni zieleni, ten był najpiękniejszym z możliwych.
Don zszedł kilka metrów niżej w głąb krateru, aby zrobić lepsze zdjęcie. Ustawił swój aparat na statywie. Policjant eskortujący grupę ostrzegał go, że to niebezpieczne. Don nie posłuchał. Statyw został między kamieniami, a drogi aparat spadł w dół. Peruwiańczyk został z przewodnikami, aby podpiąć się linami i spróbować wyciągnąć aparat. Ja wróciłam do miasta z Salwadorczykami. Byli wesołymi ludźmi, którzy podróżowali po własnym kraju. Powiedzieli, że gdy mnie zobaczyli, wiedzieli, że jestem buena onda, co w tym kontekście oznacza tyle co po polsku "swój człowiek".
Salwador - przyjaźni i piękni
Salwador to obok Panamy najbardziej przyjacielski kraj w Ameryce Środkowej. Przestępczość to duży problem, jednakże dotyka on specyficznych grup, a nie wszystkich.
Miejscowi, kobiety jak i mężczyźni, są urodziwi. Mieszane wpływy wielu narodowości stworzyły niebanalny typ urody. Już w czasach kolonialnych powstał termin pardo używany w odniesieniu do trójrasowości Salwadorczyków (z ang. tri-racial). Określał on Afro-Metysa z indygenicznymi, europejskimi i afrykańskimi korzeniami.
Przemierzając Salwador, widziałam wielu przystojnych mężczyzn i pięknych kobiet. Stereotyp, że wszyscy mieszkańcy Ameryki Centralnej są niscy też nie pokrywa się z rzeczywistością.
Salwador - dla kogo?
Salwador spodoba się podróżnikom niezależnym, znającym język hiszpański i ceniącym przygodę bardziej niż komfort. Umiejętność szybkiej oceny sytuacji, pozytywne nastawienie i wiedza o kulturze przydadzą się bardziej niż pieniądze.
Jest tu taniej niż w Polsce. Salwador, mimo że jest najmniejszym państwem w Ameryki Centralnej, ma do zaoferowania wiele.
Położenie na niewielkiej płycie tektonicznej Cocos Plate, wyjaśnia obecność aż 20 wulkanów. Góry Sierra Madre oraz jeziora Coatepeque i Ilopango oczarują podróżników wrażliwych na piękno przyrody. Lubiących sielskie widoki, wąskie uliczki miast, lokalną kuchnię i rytmy cumbii zachwyci Ruta de las Flores. Pasjonatów historii ujmą majańskie ruiny w Tazumal, San Andres i Joya de Ceren.
Salwador położony wzdłuż wybrzeża Pacyfiku przyciąga turystów na plażę El Tunco, gdzie panują idealne warunki do surfingu. Sztukę ludową i murale można podziwiać w La Palma, zaś najpiękniejszą ceramikę kupi się w Llobasco, a ręcznie wyrabiane tkaniny w San Sebastian.
Podróżujący do Salwadoru powinni znać podstawowe zasady bezpiecznego poruszania się po Ameryce Łacińskiej. Każde miasto ma miejsca, które są bezpieczne i te, które omija się nawet za dnia. Lepiej ubrać się prosto, bez eksponowania drogich marek czy biżuterii. W wypadku Salwadoru nie wskazana jest odzież i gadżety z numerami 13 i 18, bo można zostać posądzonym o sprzyjanie jednemu z gangów.
O autorce: Hola! Nazywam się Ewa. Jestem z wykształcenia kulturoznawcą Ameryki Łacińskiej i trenerką fitness. Odwiedziłam do tej pory 66 państw (dane na luty 2021). Moje podróżnicze fetysze to bycie gdzieś po raz pierwszy, odkrywanie nieznanego i integrowanie się z lokalnymi społecznościami, a motto to "Dam radę. Uda mi się". W styczniu 2021 rozpoczęłam kolejną podróż, tym razem przez 7 krajów Ameryki Południowej. O tym, gdzie byłam i co mnie spotkało, możecie dowiedzieć się z moich artykułów na WP i profilów społecznościowych Instagram oraz Facebook.