Trwa ładowanie...

Sopot. Małe muzeum z wielkim sercem. "Chcę, żeby to miejsce zawsze było otwarte dla wszystkich"

Nie ma drugiego takiego miejsca w Polsce. Choć jest małe, to pełno w nim pamiątek, zdjęć i niesamowitych opowieści. A te płyną z ust Jerzego Piątka, który prowadzi małe muzeum w Sopocie i utrzymuje je z emerytury i tego, co ludzie wrzucą do skarbonki. - Będę tu tak długo, aż mnie ktoś nie wyrzuci, albo się przewrócę i już tak zostanę - mówi Jerzy Piątek.

Jerzy Piątek w swoim muzeumJerzy Piątek w swoim muzeumŹródło: WP, fot: Magda Bukowska
d3wn3y8
d3wn3y8

Rybackie Mini Muzeum w Sopocie. Wydaje się, że nazwa mówi wszystko. Ale to tylko pozory. Muzeum jest niewielkie, znajduje się w Sopocie i zgromadzone w nim zbiory dotyczą przede wszystkim połowu ryb. Ale sercem tego niezwykłego miejsca i najważniejszym powodem, dla którego warto je odwiedzić, jest założyciel muzeum i doświadczony rybak, Jerzy Piątek.

To jego ustami niepozorne dla wielu osób eksponaty opowiadają wspaniałe historie - zarówno te morskie, jak i bardziej lądowe.

Widok z wnętrza muzeum WP
Widok z wnętrza muzeumŹródło: WP, fot: Mgda Bukowska

Od dziecka na wodzie

- Miałem osiem lat, kiedy pierwszy raz ojciec zabrał mnie na wodę - zaczyna swoją opowieść pan Jerzy. Od dziecka z tatą i dziadkiem pływał po Bałtyku i łowił ryby. Naturalną koleją losu trafił do Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej. - W wieku 19 lat byłem już specjalistą, ale nawet specjaliści popełniają błędy. Ślad po jednej z takich pomyłek - za krótkiej stalowej linie, która pękła - od przeszło 50 lat noszę na twarzy - opowiada wskazując bliznę na policzku.

d3wn3y8

Wypadek nie zniechęcił go jednak do morza. - Kocham je do dziś i całe szczęście, bo jako dziecko raczej nie miałem wyboru - mówi ze śmiechem.

Skazany na morze

Muzeum, które prowadzi, jest efektem pracy trzech pokoleń. Pana Jerzego, jego ojca i dziadka ze strony mamy.

- Ojciec wżenił się w morze. Przyjeżdżał do Sopotu z Armią Krajową. Pilnował wagonów, w których przewożono różne produkty - m.in. żywność. Często widywał pewnego pana, który chodził po dworcu i szukał jedzenia, a że miał szeroko otwarte serce, zawsze coś mu zostawiał. Pewnego razu, zamiast starszego pana, przyszła młoda, chuda dziewczyna - jego córka. A tata akurat przygotował paczkę, ważącą 25 kg, więc zaoferował, że zaniesie jej tę paczkę do domu. Ta chuda dziewczyna w tamtym czasie prawie nie mówiła po polsku, ale jak się ma 20 lat, takie rzeczy nie mają znaczenia. Zakochali się i ojciec wszedł do rybackiej rodziny - wspomina pan Jerzy i podkreśla, że muzeum powstało po to, by upamiętnić polskich, a właściwie trójmiejskich rybaków, którzy czuli się Polakami - bez względu na język.

- Ja sam jako dziecko lepiej mówiłem po niemiecku, niż po polsku - dodaje.

Na ścianach zobaczyć można różne fotografie, grafiki czy dokumenty WP
Na ścianach zobaczyć można różne fotografie, grafiki czy dokumentyŹródło: WP, fot: Magda Bukowska

Morskie opowieści

Na maleńkiej przestrzeni muzeum znajdują się tysiące przedmiotów, zgromadzonych przez trzy pokolenia rybaków. Każdy z nich to jakaś historia. Dziesiątki zdjęć, stosy książek, bo - jak mówi pan Jerzy - w domu panował kult słowa. Są rybackie sieci, zmumifikowane ryby, koła ratunkowe, silniki, pojemniki na wodę czy tajemnicze szklane kule, z których jednak czyta się nie przyszłość, a przeszłość.

d3wn3y8

Z wieloma z tych przedmiotów pan Jerzy czuje się związany szczególnie mocno. Jako były telegrafista, chętnie pokazuje, jak obsługiwać klucz telegraficzny i wystukuje morsem imiona gości.

- Współczesna technologia opiera się na elektronice, takie urządzenia uważa się więc za zabytek, ale biorąc pod uwagę jak łatwo zakłócać sygnały nadawane za pomocą urządzeń elektronicznych, myślę, że dawne technologie zaczną wracać do łask - mówi bawiąc się kluczem.

Jerzy Piątek WP
Jerzy PiątekŹródło: WP, fot: Magda Bukowska

Najważniejszym eksponatem dla pana Jerzego, jest jednak silnik z łodzi rybackiej. - Dokładnie taki mieliśmy w 1970 r., kiedy nad Gdańskiem zamykało się oko cyklonu. Miałem 22 lata, byliśmy z ojcem na morzu. Był taki sztorm, że zabrakło skali, określającej siłę wiatru. A w domu żona w zaawansowanej ciąży. Myślałem tylko: "ja chcę żyć", a niestety nie wszyscy ten sztorm przeżyli. I nagle pojawiło się takie uczucie, że będzie dobrze, że z tego wyjdziemy, że zobaczę swoje dziecko - córkę i powinienem dać jej na imię Magda. I tak się stało - wspomina Jerzy Piątek.

d3wn3y8

Mrożących krew w żyłach historii w sopockim muzeum usłyszymy znacznie więcej. - Pamiętam, kiedy miałem 8 lat, mój ojciec wypłynął na zimowy połów. A zimy były wtedy naprawdę srogie. Na morzu był lód. Dwie łodzie utknęły. Na jednej z nich był mój tata. Przez wiele dni nie można ich było namierzyć. Dopiero po 8 dniach inne łodzie natknęły się na dryfujących rybaków. Wszyscy przeżyli - opowiada założyciel muzeum.

Wnętrze muzeum WP
Wnętrze muzeumŹródło: WP, fot: Magda Bukowska

Kobiety na pokładzie

Ściany małego muzeum zdobią dziesiątki zdjęć i obrazów. Na wielu z nich przedstawione są kobiety. Honorowe miejsce zajmuje portret dziewczyny o smutnych, zielonych oczach. To Kaśka. Młoda kobieta, której życie przez przypadek splotło się z losami rybaków. Wiele prac zdobiących muzeum jest właśnie jej autorstwa. - To smutna opowieść o dzielnej i twardej dziewczynie z wielkim talentem - mówi pan Jerzy. Kto chce poznać ją bliżej, niech zapyta o Kaśkę.

d3wn3y8

Warto też zwrócić uwagę na dwie "piratki". - Kiedyś wierzono, że kobieta na pokładzie to przekleństwo. Jednak piraci byli innego zdania. Oni cenili spryt i intelekt kobiet, szanowali niewiasty, które dawały sobie radę na wodzie. Proszę spojrzeć na tę niziutką piratkę - wskazuje rysunek. - Taka ładniutka, delikatna, a jak dochodziło do abordażu, to skakała na pokład i demonstrowała "strój niedbały", czyli zrzucała górną część garderoby. Efekt był natychmiastowy. Panika - bo "baba na pokładzie", a więc nieszczęście gwarantowane, a do tego biust na wierzchu - świetna technika dekoncentracji - śmieje się pan Jerzy.

- Ale jeśli ktoś myśli, że golizna była jedyną bronią tej damy, bardzo się myli. To był tylko sposób na zaskoczenie wroga. Doskonale potrafiła używać schowanego za pasem noża - dodaje.

Jerzy Piątek pokazuje jeden z eksponatów WP
Jerzy Piątek pokazuje jeden z eksponatówŹródło: WP, fot: Magda Bukowska

Aż się przewrócę…

Rybackie mini muzeum mieści się przy Alei Wojska Polskiego 9 w Sopocie i jest czynne codziennie, przez cały rok. - Jestem tu każdego dnia tygodnia od godz. 14, zwykle do ok. 20, żeby wrócić do domu ostatnim autobusem. I będę tu tak długo, aż mnie ktoś nie wyrzuci, albo się przewrócę i już tak zostanę - żartuje rybak.

Wejście do muzeum jest bezpłatne. Na stoliku przy wejściu stoi świnka skarbonka, do której można wrzucić datek.

d3wn3y8

- Od lat walczę o istnienie tego miejsca. Utrzymuję je z mojej emerytury i tego, co ludzie wrzucą do skarbonki czy skrzynki na drzwiach. Niedawno ludzie dobrej woli zrobili zrzutkę w internecie i mogę spokojnie zapłacić za prąd i czynsz. Na wodę ostatnio zabrakło, ale przynoszę ją sobie z domu - dodaje. - Nie chcę wprowadzać biletów i opłat. Chcę, żeby to miejsce zawsze było otwarte dla wszystkich - rodzin, klas szkolnych, każdego mieszkańca czy turysty, który chce poznać historię sopockich rybaków, którzy przez lata tu żyli i pracowali - podsumowuje Jerzy Piątek.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Czy w Sopocie ludzie noszą maseczki? Sprawdzamy

d3wn3y8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3wn3y8