Szaleństwo na tatrzańskich parkingach. "Górale zwariowali"
Wakacje to okres, z którego branża turystyczna stara się wycisnąć, ile się da i zarobić, jak najwięcej. Nie powinno to nikogo dziwić, ale celowe windowanie cen nie jest już w porządku. - Od pana na parkingu usłyszałam 120 zł! Do innej osoby powiedział, że musi być taka cena, bo inaczej splajtuje (...) Górale zwariowali - powiedziała w rozmowie z WP Agnieszka Bartczak, turystka, która spędza urlop pod Tatrami.
Wakacje trwają w najlepsze, a to oznacza, że Polacy wyruszyli na urlopy. Znaczna część naszych rodaków, a także turystów z innych europejskich krajów, wybrała się w Tatry. Na szlakach nie brakuje spacerowiczów, a na parkingach samochodów.
Problem z parkingami w Tatrach
Nasza czytelniczka, Agnieszka Bartczak, która spędza urlop w górach, postanowiła udać się na spacer po Dolinie Białej Wody w Tatrach Słowackich. Znajduje się ona tuż przy granicy z Polską, na wysokości schroniska w Dolinie Roztoki oraz Morskiego Oka. Turyści najchętniej wybierają niebieski szlak, który prowadzi z Łysej Polany wzdłuż Białki i Białej Wody. Taką opcję wybrała także Agnieszka.
Aby jednak rozpocząć wędrówkę, trzeba najpierw zaparkować swoje auto. W teorii można zostawić pojazd na parkingu po polskiej lub słowackiej stronie na Łysej Polanie. W praktyce jednak nie jest to łatwe, bo w szczycie sezonu wakacyjnego brakuje miejsc. Dzieje się tak głównie dlatego, że tłumy turystów, idąc nad Morskie Oko, zostawiają samochody na Palenicy Białczańskiej lub właśnie na wspomnianej Łysej Polanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłumy turystów w górach. "Sami proszą się o nieszczęście"
- Wiele samochodów stało już od wysokości parkingu przy Polanie Rusinowej. Kiedy dojechaliśmy po godz. 10, to parking po stronie polskiej był cały zapełniony. Z Palenicy Białczańskiej samochody były kierowane na ten, na granicy, ale on też był już cały zawalony - relacjonuje turystka w rozmowie z WP.
- Przed mostem ruchem kierowali pracownicy parkingu, którzy weryfikowali, który samochód ma rezerwację, a który nie. Po przejechaniu mostu, a więc granicy, okazało się, że parking, na który się kierowaliśmy po stronie słowackiej, również pęka w szwach. Nie wpuszczali, mimo że z rozmów wynikało, że niektóre samochody mają wcześniej wykupioną rezerwację - dodała Agnieszka.
Turystka jechała dalej, mając nadzieję, że uda jej się znaleźć inne miejsce do zaparkowania samochodu. Niestety tak się nie stało. - W końcu wjechaliśmy między zaparkowane jak śledzie w puszce samochody, żeby zastanowić się, co dalej. Wyszłam i stwierdziłam, że idę na drugą stronę, czyli pod słowacki sklep na Łysej Polanie, aby ocenić osobiście sytuację. Podeszłam do pana, żeby zapytać, czy nie znajdzie się jakieś miejsce. Zapytał, ile samochodów. Odpowiadam, że jeden. Pokręcił nosem, ale stwierdził, że mogę podjechać - relacjonuje nasza rozmówczyni.
Agnieszka poczekała chwilę, aż jej mąż podjechał samochodem, a w tym czasie mężczyzna w taki sam sposób znalazł jeszcze cztery inne osoby, chętne do zaparkowania. - Wykorzystany został każdy centymetr małego sklepowego parkingu. Zderzak w zderzak - przyznała turystka.
Kiedy nadszedł moment płatności, Agnieszka nie kryła zdziwienia. Góral wywindował cenę kilkakrotnie w stosunku do kwot, jakie płaci się na parkingach. - Usłyszałam od pana 120! Do innej osoby powiedział, że musi być taka cena, bo inaczej splajtuje - przyznała turystka. - Zaparkowaliśmy, bo zależało nam, żeby iść do tej doliny, ale to jest rozbój w biały dzień - dodała.
Co ciekawe, na parkingu przy sklepie znajdował się znak z szokującą, dla wielu osób, informacją. Osoby, które nie są klientami i pozostawiają auto na dłużej niż 30 minut, muszą zapłacić... 300 zł.
- Górale zwariowali - podsumowała Agnieszka.
Dla porównania, po zarezerwowaniu miejsce online, za zostawienie auta w sezonie wakacyjnym na Palenicy Białczańskiej zapłacimy minimum 55 zł. Ceny te są podnoszone, jeśli zainteresowanie się zwiększa, ale nie wyżej niż do 75 zł za dzień.