TPN bije rekord chciwości. Chce pieniędzy za "powietrze", w którym fruwają wagoniki kolejki na Kasprowy
Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego wezwał Polskie Koleje Linowe do zaprzestania użytkowania kolejki na Kasprowy Wierch oraz jej demontażu. W ten sposób chce nakłonić PKL do zapłaty 400 tys.zł rocznej opłaty za dzierżawę przestrzeni powietrznej, w której poruszają się wagoniki najpopularniejszej kolejki górskiej w Polsce.
Kolejka miałaby zostać zatrzymana w środku ferii i sezonu narciarskiego, urządzenia rozebrane, to wszystko w terminie do końca stycznia. Choć sprawa zakrawa na absurd, TPN domaga się tego na poważnie. - Pomysł, aby w środku sezonu zimowego zablokować przewozy na Kasprowy Wierch nie leży z pewnością w interesie ani Polaków, narciarzy i turystów odwiedzających Zakopane, ani w interesie samego Zakopanego i innych gmin tatrzańskich - czytamy w oświadczeniu PKL.
Chodzi oczywiście o pieniądze Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN przekonuje, że PKL nie ma prawa prawa do korzystania z terenów, po których przebiega trasa kolejki. Polskie Koleje Linowe są od 2013 prywatną spółką. Kupując kolejkę inwestorzy wydzierżawili tereny pod stacjami, a także masztami, na których stoją podpory lin nośnych kolejki.
Dyrektor TPN uczepił się jednak przestrzeni powietrznej, w której poruszają się wagoniki. Według władz parku, prawo własności gruntu obowiązuje zarówno na powierzchni gruntu jak i nad nim do pewnej wysokości. Ta przestrzeń to pas o szerokości 16 metrów od dolnej stacji w Kuźnicach do górnej granicy lasu (niecałe 4 hektary). Ziemia należy do skarbu państwa jest jednak w wieczystym użytkowaniu parku narodowego. TPN wycenia prawo do poruszania kolejki nad jego terenami na ponad 400 tys. złotych.
Właściciel kolejki deklaruje, że nadal będzie wozić turystów. Zwrócił się do ministra środowiska, aby ten przyjrzał się postępowaniu parku narodowego i jego motywacji.
Tatry to kopalnia złotówek
Tymczasem park chcę położyć łapę na naprawdę złotodajnym biznesie. W listopadzie zażądał opuszczenia budynków i zapłaty blisko 9 mln złotych od Marii Łapińskiej i jej dzieci, prowadzących schronisko PTTK na Morskim Oku - o sprawie donosił Tygodnik Podhalański. Według parku schronisko nad Morskim Okiem położone jest na nieruchomości objętej księgą wieczystą, w której jako właściciel wpisany jest skarb państwa. Dyrektor parku uważa jednak, że od 2012 r. park posiada tę nieruchomość w wieczystym użytkowaniu, a budynki są własnością TPN. Wyliczył należność według stawek rynkowych - dokładnie na 8 mln 840 tys. zł. Kwota rośnie z każdym miesiącem.
- Prawdziwym podłożem konfliktu jest teza, że schroniska w Tatrach nie mają już wiele wspólnego z ideą udzielania schronienia górołazom. To kopalnie złota liczonego w hamburgerach, beczkach piwa i porcjach szarlotki sprzedanych masowemu turyście, dowiezionemu wcześniej konnym powozem - mówi przewodnik tatrzański z Zakopanego.
Konie, parkingi, rżnięcie lasu
Co ciekawe na wspomnianych wozach i udręczonych koniach park też świetnie zarabia. Niczym korporacja taksówkowa pobiera 1300 złotych miesięcznie za licencję na wożenie turystów. Na trasie do Morskiego Oka jest 60 licencji co łącznie przynosi parkowi 936 tys. zł. rocznie. Kiedy wybuchła afera z turystami, którzy utknęli pod Morskim Okiem, bo nie mieli czym zjechać dyrektor parku rozwiązał problem... zwiększając liczbę wozów na trasie.
To nie koniec złotodajnej wyliczanki. Park zarabia setki tysięcy złotych na parkingach, gdzie zostawiają swoje auta turyści. Parking dostaje do prowadzenia ten, kto zaoferuje więcej pieniędzy parkowi - a to winduje ceny biletów. Dla pieniędzy TPN zrobi też wyjątek w ochronie przyrody. Turystom i narciarzom zabrania się zejścia ze szlaku pod groźbą mandatu, ale płatna sesja zdjęciowa do reklam jest już możliwa. Wystarczy wpłacić 15 tys. zł za dzień zdjęciowy. W zakładce "załatw sprawę" publikowany jest pełny cennik. TPN robi też świetnybiznes na wyrębie drewna. Według danych GUS, w 2014 roku na chronionych obszarach Tatr wycięto więcej drewna niż w Białowieskim Parku Narodowym.