Weekendowy wypad do Berlina. Gdzie spać, czego spróbować i co zobaczyć?
Weekend to zdecydowanie za mało, żeby poznać Berlin. Ale dwa dni wystarczą, żeby zakochać się w tym mieście po uszy. I zaplanować kolejny wypad do niemieckiej stolicy, która łączy w sobie nowojorską hipsterkę, londyński luz i warszawskie kontrasty.
19.11.2017 19:44
Berlin to metropolia nietypowa. Chociaż rozmiarem, rozległością i rangą blisko jej do Nowego Jorku, nikt tu nigdzie się nie spieszy. Życie toczy się na luzie – od rodzinnych śniadań na Prenzlauer Bergu, przez zakupy w Mitte, po wieczorne drinki w jednej z hipsterskich dzielnic dawnego Berlina Wschodniego.
Chociaż od upadku muru minęło już 28 lat, najbliższa naszej zachodniej granicy stolica wciąż pozostaje podzielona na dwie części – zamożny, więc zblazowany Berlin Zachodni z królewskim Charlottenburgiem, sielskim Zehlendorfem oraz rozwijającym się dopiero Weddingiem (warto polecić targ staroci przy Leopoldplatz – tańszy odpowiednik przereklamowanego już Mauerparku z Prenzlauer Bergu) oraz Berlin Wschodni, którego blokowiska na Lichtenbergu do złudzenia przypominają polskie miasta. Wylansował się tu najbardziej Prenzlauer Berg, dzielnica, która w ciągu kilkunastu lat z przyczółka kontrkultury zamieniła się w mieszczańską idyllę z wózkami dla dzieci za kilka tysięcy euro, butikami ze skandynawskim designem za kilkadziesiąt tysięcy i mieszkaniami w kamienicach za kilkaset tysięcy.
Wszystkich wcieleń Berlina poznać nie sposób, dlatego każdy musi odnaleźć tu własne miejsce – odrapaną knajpę na Kreuzbergu, luksusowy butik przy Friedrichstrasse, albo kolorowy fragment muru biegnący niedaleko Warschauerstrasse. Od czego zacząć podróż w nieznane, które już po chwili stanie się oswojone?
Jak dojechać?
Do niedawna najbardziej opłacało się wziąć pociąg z Warszawy, który w specjalnej ofercie potrafił kosztować 29 euro. Jednak ze względu na remonty torów czas podróży się wydłużył, a ceny wzrosły. Dlatego jeśli jedziesz w kilka osób, korzystniej zrzucić się na benzynę. Trzeba też uwzględnić opłatę za autostradę. Chociaż A2 śmigniesz z Warszawy w niecałe sześć godzin, za tę przyjemność musisz zapłacić ok. 80 zł. Można też pojechać Polskim Busem - bilety kosztują najczęściej kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt złotych w jedną stronę.
W samym Berlinie poruszanie się samochodem jest łatwiejsze niż w największych miastach Polski. Z racji tego, że mieszkańcy wybierają transport publiczny, a na krótszych trasach rower, korki zdarzają się tylko w godzinach szczytu. Warto porównać kwoty, które przyjdzie wydać na parkingi z tymi, które pochłonie podróżowanie metrem. Za parkowanie w mieście płaci się około euro za godzinę, całodobowe parkingi można znaleźć od 10 euro wzwyż. Koszt jednorazowego biletu to około 2 euro, można jednak oszczędzić, zaopatrując się w bilet dobowy albo kilkudniowy. Uber nie działa w Berlinie tak sprawnie jak w większych miastach Polski, nie jest też tak korzystnie skalkulowany. Nawet za krótki przejazd trzeba zapłacić od 5 euro w górę. Berlińczycy chętniej korzystają z aplikacji MyTaxi, więc warto sprawdzić taryfy oferowane przez tę korporację. Jednak berliński transport publiczny, chociaż nie należy do najtańszych, jest niezawodny. W godzinach szczytu autobusy, metro i pociągi odchodzą co kilka minut.
Gdzie się zatrzymać?
Jeszcze kilka lat temu w Berlinie najłatwiej było wynająć pokój w jednym z sieciowych hoteli oferujących stałą jakość w niezbyt wygórowanej cenie. Ale kto ceni indywidualne doświadczenia, ucieszy się z wysypu butikowych hoteli. Na Booking.com warto szukać ofert last minut albo specjalnych zniżek dla stałych użytkowników, które pozwalają oszczędzić nawet do 30 proc. Godne polecenia są m.in. utrzymany w paryskim stylu Henri Hotel przy Meinekestrasse, Max Brown (od listopada do lutego nocleg o 20 proc. taniej!) z pokojami urządzonymi designem z lat 60., czy hotele Scandic w klimacie hygge. Oferta Airbnb.com nie zachwyca, chociaż dla większych grup opłaca się wynająć mieszkanie w centralnie położonej dzielnicy Mitte. Berlińczycy szczycą się za to swoją gościnnością na Couchsurfingu, więc jeśli masz mocno ograniczony budżet, skorzystaj z darmowego noclegu, a możesz zyskać nowych przyjaciół za zachodnią granicą.
Co skosztować?
Berlin to miasto niezmierzonych kulinarnych możliwości. Można na lunch zjeść lahmacun na Kreuzbergu za jedno euro, a wieczorem stek za stówkę w jednej z restauracji z gwiazdką Michelina. Berlin warto przemierzać uzbrojonym w TripAdvisora, ale ufać też własnej intuicji. Jeśli knajpa jest pełna ludzi, zapach z kuchni przyjemnie drażni nozdrza, a ceny nie spowodują spustoszenia w portfelu, warto zajrzeć, żeby przekonać się na własnej skórze, że w Berlinie równie dobrze gotuje się po włosku, wietnamsku i wegańsku.
Moje ostatnie odkrycia to Saigon Green przy Kantstraße 23, niedaleko Savigny Platz, gdzie w porze lunchu można fenomenalne phở zjeść o euro taniej, MINE Restaurant nieopodal Ku'dammu z włoską kuchnią gourmet (warto spróbować owoców morza, tatara i ravioli z truflami) oraz Masel Topf na Prenzlauer Bergu, która serwuje nowoczesną kuchnię izraelską w połączeniu z przedwojennymi żydowskimi specjałami. Ale z racji tego, że berlińczycy mają wolny rozruch (czasami wydaje mi się, że połowa populacji to frilanserzy albo rentierzy), z nabożeństwem celebrują śniadania.
Kawiarnie, które specjalizują się w najważniejszym posiłku dnia, to w Berlinie prawdziwe instytucje. Warto odwiedzić Benedict, gdzie w ramach "all day breakfast", podaje się eggs benedict w kilku postaciach, amerykańskie pancakes oraz full English breakfast. Dla tych, którzy chcą zacząć dzień na jeszcze większym luzie, atrakcją będzie bonus do śniadania – kieliszek mimosy. Z Benedicta nie można wyjść bez dokumentacji na Instagramie. Różowe flamingi, tapeta z roślinnymi motywami i zegary jak ze sklepu z antykami zdobędą setki lajków. Kto podróżuje śladami miejsc, które dobrze się fotografują, powinien odwiedzić także kawiarnię What Do You Fancy Love, gdzie na Instagram nadają się nie tylko ściany obklejone okładkami archiwalnych wydań komiksów, ale także nowojorskie bajgle z awokado i łososiem, domowej roboty granola oraz zielone soki.
Berlin, a zwłaszcza Prenzlauer Berg, to także raj dla smakoszy słodyczy. Najlepsze ciasta można zjeść u Anny Blume (codziennie inne, ale specjalnością zakładu jest tort Sachera), gofry na ciepło w Kauf Dich Glücklich, a w Hokey Pokey naturalne lody. Kto woli oszczędzić na jedzeniu, żeby potem napić się wieczornego drinka (albo kilku – najlepiej na wciąż nie tak drogim Kreuzbergu, np. w Luzii przy Oranienstrasse, na Friedrichshain albo najmodniejszym teraz Neukölln), może polegać na street foodzie. Budki z kebabem, chińskimi makaronami i, przede wszystkim, kultowym curry wurstem oferują wysoką jakość za naprawdę niską (niższą niż w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu) cenę.
Co zwiedzić?
W Berlinie, podobnie jak w innych światowych metropoliach, takich jak Londyn, Nowy Jork, czy Paryż, można by spędzić całe życie, a i tak nie zobaczyć wszystkiego, co warte jest uwagi. W weekend można wykonać plan minimum z nadzieją, że prędko powróci się do Berlina, żeby odkryć kolejne ścieżki. Jeszcze zanim wybierzemy się za zachodnią granicę, dobrze opracować plan, który uwzględni nie tylko miejsca historyczne, ale przede wszystkim te, którymi naprawdę żyje miasto – kawiarnie, galerie czy showroomy.
Podstawowa trasa, którą warto odbyć, gdy pierwszy raz odwiedza się Berlin, wiedzie od rozległego Potsdamer Platz (tu można sobie zrobić zdjęcie z fragmentem muru) przez Bramę Brandenburską, ulicą Unter den Linden, gdzie mieści się m.in. Uniwersytet Humboldta aż po Alexanderplatz z górującą nad miastem wieżą telewizyjną. W następnej kolejności z autobusu M29 można zobaczyć Ku'damm, czyli ulicę handlową z Kościołem Pamięci, zniszczonym podczas bombardowania w listopadzie 1943 roku i wciąż nie do końca odbudowanym, Checkpoint Charlie (tu turyści robią sobie zdjęcia w futrzanych czapkach), a potem wysiąść na Kreuzbergu na kawę, finalnie zahaczając o najdłuższy fragment muru niedaleko Warschauerstrasse (końcowa stacja metra U1).
Trzecia wycieczka może uwzględniać Berlin średniowieczny Nikolaiviertel, cesarskie okolice Gendarmenmarkt oraz NRD-owskie bloki okolic Alexanderplatzu. Berlin to także miasto artystów. Setki niezależnych galerii otwiera swoje podwoje dla koneserów sztuki, ale na początek warto zorientować się w wystawach czasowych w Martin Gropius Bau (to tutaj wystawiał się m.in. Ai Weiwei), Neue Nationalgalerie (już niedługo zostanie ponownie oddane do użytku), Hamburger Bahnhof z najlepszą kolekcją sztuki współczesnej oraz C/O Berlin ze światowej klasy fotografią. Kto od wielokilometrowych spacerów woli wielogodzinne brunche, powinien wybrać Prenzlauer Berg. Każda dzielnica rządzi się swoimi prawami, ale tu zobaczymy Berlin w pigułce. Uwaga: kto raz zakosztuje tu leniwego poranka, który niepostrzeżenie przeradza się w popołudnie, nie będzie chciał wyjechać już nigdy.