Zielone tarasy Banaue. Jeden z cudów świata

Małe poletka pokrywają szczelnie wzgórza, jarzą się soczystą zielenią, albo całe toną w wodzie. Rolnicy uwijają się wokół sadzonek ryżu zgięci w pół. Ten znany nam z filmów czy reklam obrazek to tarasy Banaue, jeden z cudów świata.

Banaue to miejsce, które zdecydowanie warto odwiedzić choć raz w życiu
Źródło zdjęć: © Joanna Klimowicz
Joanna Klimowicz
2

Działające na wyobraźnię ryżowe tarasy, którym UNESCO nadaje tytuł Światowego Dziedzictwa, podziwiać można w różnych częściach Azji. W chińskiej prowincji Yunnan, wietnamskim Sa Pa, w Jatiluwih, Tegalalang albo Tirtagangga na Bali. Albo w prowincji Ifugao na filipińskiej wyspie Luzon, tej samej, na której położona jest stolica kraju Manila (loty z Polski znajdziemy już za ok. 1700 zł). Uważane za ósmy cud świata i wciąż jeszcze w formie godnej podziwu, choć miejscowi rolnicy skarżą się, że młodzi wyjeżdżają, starzy wymierają i razem z nimi umrze licząca około 2 tys. lat tradycja, bo nieuprawiane pola narażone są na erozję.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Nocna droga przez mękę

Szukając w internecie informacji na temat, jak dostać się do miejscowości Banaue - z najlepszą bazą turystyczną w okolicy - trafimy na wiele kompleksowych ofert: firma przywiezie cię z lotniska w Manili luksusowym jeepem, zainstaluje w hotelu i obwiezie po największych atrakcjach okolicy. Te usługi są jednak poza moim zasięgiem finansowym.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Decydujemy się na organizowanie wyjazdu na własną rękę. Opcja jest tylko jedna: nocny autobus firmy Ohayami, wyjeżdżający z dworca Sampaloc w Manili raz na dobę - o godz. 22:00. Bilet można, a nawet trzeba kupić wcześniej przez internet (kosztuje ok. 35 zł). Autobus jedzie aż 9 godzin, choć odległość to 350 km. Droga na odcinku górskim jest kręta, wije się nad przepaściami i - tak, niestety zdarzają się tragiczne wypadki. Przed zakrętami kierowca trąbi, żeby ostrzec nadjeżdżających z naprzeciwka, klimatyzacja ustawiona jest tak, że ząb na ząb nie trafia, trudno więc o sen, ale zajęte są wszystkie miejsca, nawet rozkładane siedzenia między fotelami. Po prostu warto się przemęczyć, Banaue zrekompensuje wszystkie niedogodności.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Wczesnym rankiem podróżni - prawie w 100 proc. zagraniczni turyści - wyładowywani są na niby-dworcu przed miastem i przyjeżdżają po nich jeepy lub tricykle (popularny na Filipinach środek transportu - motor z przyczepką), rozwożąc do hosteli, schronisk i kwater. Trzeba jeszcze tylko uiścić drobną opłatę środowiskową i nie zapomnieć zarezerwować biletów powrotnych.

SONY DSC
© Joanna Klimowicz

Betelowy zębów błysk

Można zacząć zwiedzanie. Powłóczyć się po Banaue, dojść lub dojechać do punktu widokowego, z którego roztacza się widok na tarasy i w którym z godnością pozują do zdjęć mieszkanki i mieszkańcy w tradycyjnych strojach (wypada zaoferować im opłatę, stałej stawki nie ma).

SONY DSC
© Joanna Klimowicz

Młodzi chłopcy z Banaue kręcą się wokół turystów, starając się być użytecznymi i coś zarobić. Bez wątpienia trzeba skorzystać z podwózki do Batad - to tam obejrzymy najbardziej spektakularne tarasy ryżowe. Nasz szofer urodę ma dyskusyjną, jak prawie wszyscy jego rówieśnicy. Piękne, gęste czarne włosy farbują na rudo, stawiają na sztorc w wymyślne czuby, a zęby mają... czerwone. Z efektem żucia betelu obnoszą się z dumnym uśmiechem, to w dobrym tonie. Betel jest w tej części Filipin szalenie popularny, jest używką uzależniającą, na szczęście stosunkowo niegroźną. Nasz kierowca rozpływa się w czerwonym uśmiechu, opowiadając, jak robi mu się gorąco, błogo i mrowią go uszy. Porcje różnych składników, które miesza się w specjalnych proporcjach i zawija w liście, można kupić w co drugim sklepie. Na euforyczny i oszałamiający zestaw składają się dwa główne składniki: pieprz betelowy i orzechy palmy arekowej, które wzmacniają nawzajem swoje działanie.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Balansując na krawędzi

Pod same tarasy w Batad nie da się dojechać, tylko do tzw. siodła. Dalej - na piechotę. Przydadzą się dobre buty i kij, nie zawadzi brak lęku wysokości. Nasz przedsiębiorczy kierowca, który miał być też przewodnikiem, nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Zagląda więc do chaty we wsi i prosi o pomoc. Od wyłuskiwania ziaren ryżu odrywa się młoda, przemiła kobieta i bez cienia zniecierpliwienia prowadzi nas przez tarasy, opowiadając o ich historii i zagrożeniach, skacząc po krawędziach pól jak kozica. Zaprowadzi nas do miejsca, skąd już prosta, choć potwornie stroma droga wiedzie w dół, do stóp 70-metrowego wodospadu Tappiyah Falls. Pokonanie jej z powrotem, pod górę okaże się nie lada wyzwaniem.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Tarasy ryżowe powstały wyłącznie dzięki pracy ludzkich rąk, miejscowych Filipińczyków nauczyli je budować Chińczycy. W technice najważniejszy jest system irygacyjny, zasilający uprawy w wodę, doprowadzaną z położonych wyżej lasów deszczowych.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Nadia, Aga i Łukasz Kędzierscy są rodziną aktywnie podróżującą z małym dzieckiem nawet w najdalsze zakątki świata (blog: Nadia w Podróży). Dotarli i do Batad, a poruszanie się krawędziami poletek ryżowych opisali tak: "Czasami niektóre arterie są wzmocnione czymś na kształt cementu, lecz najczęściej jest to po prostu klepisko, z piasku i gliny, szerokości jednej osoby. Osoby mające problemy z utrzymaniem równowagi czasami mogą się czuć nieswojo. Tym bardziej, że różnica poziomów pomiędzy niektórymi tarasami potrafi mieć 2-3 m, więc jest gdzie spaść. Spotkaliśmy jedną turystkę, która zacięła się na środku drogi. Usiadła, zaczęła płakać i krzyczeć, że się boi. Jej znajomi, przewodnik i ludzie próbowali jej pomóc. Bez skutku. Ostrożnie przeszliśmy obok niej z małą Nadią, lecz nawet widok czteroletniej dziewczynki spokojnie pokonującej ścieżkę nie pomógł. Godzinę później nadal tam siedziała”.

SONY DSC
© Joanna Klimowicz

Uważam, że jeszcze więcej adrenaliny wyzwolić może jazda na dachu jeepneya - najpopularniejszego tu pojazdu, który powstał z przerobionych amerykańskich terenówek wojskowych pozostawionych na Filipinach po II wojnie światowej i stał się symbolem wysp. Jeepneye są kolorowe, świecące jak choinki, z wymalowanymi mottami, np. "God bless our trip".

Obraz
© Joanna Klimowicz

Bez względu na pewne "niedogodności" czy przerażającą, krętą drogę, Banaue to miejsce, które zdecydowanie warto odwiedzić choć raz w życiu. Później widząc owe tarasy w filmach lub na kanałach przyrodniczych, będziemy wracać wspomnieniami do naszej niezwykłej podróży i cieszyć się, że mogliśmy te zapierające dech w piersiach widoki zobaczyć osobiście.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Własny biznes na Filipinach. Tak Polak spełnia marzenia

Wybrane dla Ciebie

Plaga w austriackim mieście. Spór o szczury i gołębie trwa
Plaga w austriackim mieście. Spór o szczury i gołębie trwa
Czy hotelowe szampony są bezpieczne? Ekspertka radzi, na co zwrócić uwagę
Czy hotelowe szampony są bezpieczne? Ekspertka radzi, na co zwrócić uwagę
Korki i pełne parkingi. Polacy szturmują jedno miejsce w Tatrach
Korki i pełne parkingi. Polacy szturmują jedno miejsce w Tatrach
Zjedli śniadanie w Disneylandzie. Gdy otrzymali rachunek zaniemówili
Zjedli śniadanie w Disneylandzie. Gdy otrzymali rachunek zaniemówili
Turystom puszczają hamulce. Chaos i bójki w popularnym kurorcie
Turystom puszczają hamulce. Chaos i bójki w popularnym kurorcie
Panika wśród turystów. Przez przepowiednię boją się wyjeżdżać
Panika wśród turystów. Przez przepowiednię boją się wyjeżdżać
Zaskakujące miasto w Europie. Bilety za mniej niż obiad w Warszawie
Zaskakujące miasto w Europie. Bilety za mniej niż obiad w Warszawie
Huragan uderzył w Meksyk. "Mam 64 lata i nigdy czegoś takiego nie widziałem"
Huragan uderzył w Meksyk. "Mam 64 lata i nigdy czegoś takiego nie widziałem"
Czyha na urlopowiczów. "Nie krzycz. To nie pomoże. Ona nie zna litości"
Czyha na urlopowiczów. "Nie krzycz. To nie pomoże. Ona nie zna litości"
Pitbull w Krakowie. "Im mniej dostępnych noclegów, tym szybciej rosną ceny"
Pitbull w Krakowie. "Im mniej dostępnych noclegów, tym szybciej rosną ceny"
Hit minionego lata. Atrakcja ponownie otwarta
Hit minionego lata. Atrakcja ponownie otwarta
"Katuje" Justina od 18 lat. "To był moment totalnej euforii"
"Katuje" Justina od 18 lat. "To był moment totalnej euforii"