Zielone tarasy Banaue. Jeden z cudów świata
Małe poletka pokrywają szczelnie wzgórza, jarzą się soczystą zielenią, albo całe toną w wodzie. Rolnicy uwijają się wokół sadzonek ryżu zgięci w pół. Ten znany nam z filmów czy reklam obrazek to tarasy Banaue, jeden z cudów świata.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Działające na wyobraźnię ryżowe tarasy, którym UNESCO nadaje tytuł Światowego Dziedzictwa, podziwiać można w różnych częściach Azji. W chińskiej prowincji Yunnan, wietnamskim Sa Pa, w Jatiluwih, Tegalalang albo Tirtagangga na Bali. Albo w prowincji Ifugao na filipińskiej wyspie Luzon, tej samej, na której położona jest stolica kraju Manila (loty z Polski znajdziemy już za ok. 1700 zł). Uważane za ósmy cud świata i wciąż jeszcze w formie godnej podziwu, choć miejscowi rolnicy skarżą się, że młodzi wyjeżdżają, starzy wymierają i razem z nimi umrze licząca około 2 tys. lat tradycja, bo nieuprawiane pola narażone są na erozję.
Nocna droga przez mękę
Szukając w internecie informacji na temat, jak dostać się do miejscowości Banaue - z najlepszą bazą turystyczną w okolicy - trafimy na wiele kompleksowych ofert: firma przywiezie cię z lotniska w Manili luksusowym jeepem, zainstaluje w hotelu i obwiezie po największych atrakcjach okolicy. Te usługi są jednak poza moim zasięgiem finansowym.
Decydujemy się na organizowanie wyjazdu na własną rękę. Opcja jest tylko jedna: nocny autobus firmy Ohayami, wyjeżdżający z dworca Sampaloc w Manili raz na dobę - o godz. 22:00. Bilet można, a nawet trzeba kupić wcześniej przez internet (kosztuje ok. 35 zł). Autobus jedzie aż 9 godzin, choć odległość to 350 km. Droga na odcinku górskim jest kręta, wije się nad przepaściami i - tak, niestety zdarzają się tragiczne wypadki. Przed zakrętami kierowca trąbi, żeby ostrzec nadjeżdżających z naprzeciwka, klimatyzacja ustawiona jest tak, że ząb na ząb nie trafia, trudno więc o sen, ale zajęte są wszystkie miejsca, nawet rozkładane siedzenia między fotelami. Po prostu warto się przemęczyć, Banaue zrekompensuje wszystkie niedogodności.
Wczesnym rankiem podróżni - prawie w 100 proc. zagraniczni turyści - wyładowywani są na niby-dworcu przed miastem i przyjeżdżają po nich jeepy lub tricykle (popularny na Filipinach środek transportu - motor z przyczepką), rozwożąc do hosteli, schronisk i kwater. Trzeba jeszcze tylko uiścić drobną opłatę środowiskową i nie zapomnieć zarezerwować biletów powrotnych.
Betelowy zębów błysk
Można zacząć zwiedzanie. Powłóczyć się po Banaue, dojść lub dojechać do punktu widokowego, z którego roztacza się widok na tarasy i w którym z godnością pozują do zdjęć mieszkanki i mieszkańcy w tradycyjnych strojach (wypada zaoferować im opłatę, stałej stawki nie ma).
Młodzi chłopcy z Banaue kręcą się wokół turystów, starając się być użytecznymi i coś zarobić. Bez wątpienia trzeba skorzystać z podwózki do Batad - to tam obejrzymy najbardziej spektakularne tarasy ryżowe. Nasz szofer urodę ma dyskusyjną, jak prawie wszyscy jego rówieśnicy. Piękne, gęste czarne włosy farbują na rudo, stawiają na sztorc w wymyślne czuby, a zęby mają... czerwone. Z efektem żucia betelu obnoszą się z dumnym uśmiechem, to w dobrym tonie. Betel jest w tej części Filipin szalenie popularny, jest używką uzależniającą, na szczęście stosunkowo niegroźną. Nasz kierowca rozpływa się w czerwonym uśmiechu, opowiadając, jak robi mu się gorąco, błogo i mrowią go uszy. Porcje różnych składników, które miesza się w specjalnych proporcjach i zawija w liście, można kupić w co drugim sklepie. Na euforyczny i oszałamiający zestaw składają się dwa główne składniki: pieprz betelowy i orzechy palmy arekowej, które wzmacniają nawzajem swoje działanie.
Balansując na krawędzi
Pod same tarasy w Batad nie da się dojechać, tylko do tzw. siodła. Dalej - na piechotę. Przydadzą się dobre buty i kij, nie zawadzi brak lęku wysokości. Nasz przedsiębiorczy kierowca, który miał być też przewodnikiem, nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Zagląda więc do chaty we wsi i prosi o pomoc. Od wyłuskiwania ziaren ryżu odrywa się młoda, przemiła kobieta i bez cienia zniecierpliwienia prowadzi nas przez tarasy, opowiadając o ich historii i zagrożeniach, skacząc po krawędziach pól jak kozica. Zaprowadzi nas do miejsca, skąd już prosta, choć potwornie stroma droga wiedzie w dół, do stóp 70-metrowego wodospadu Tappiyah Falls. Pokonanie jej z powrotem, pod górę okaże się nie lada wyzwaniem.
Tarasy ryżowe powstały wyłącznie dzięki pracy ludzkich rąk, miejscowych Filipińczyków nauczyli je budować Chińczycy. W technice najważniejszy jest system irygacyjny, zasilający uprawy w wodę, doprowadzaną z położonych wyżej lasów deszczowych.
Nadia, Aga i Łukasz Kędzierscy są rodziną aktywnie podróżującą z małym dzieckiem nawet w najdalsze zakątki świata (blog: Nadia w Podróży). Dotarli i do Batad, a poruszanie się krawędziami poletek ryżowych opisali tak: "Czasami niektóre arterie są wzmocnione czymś na kształt cementu, lecz najczęściej jest to po prostu klepisko, z piasku i gliny, szerokości jednej osoby. Osoby mające problemy z utrzymaniem równowagi czasami mogą się czuć nieswojo. Tym bardziej, że różnica poziomów pomiędzy niektórymi tarasami potrafi mieć 2-3 m, więc jest gdzie spaść. Spotkaliśmy jedną turystkę, która zacięła się na środku drogi. Usiadła, zaczęła płakać i krzyczeć, że się boi. Jej znajomi, przewodnik i ludzie próbowali jej pomóc. Bez skutku. Ostrożnie przeszliśmy obok niej z małą Nadią, lecz nawet widok czteroletniej dziewczynki spokojnie pokonującej ścieżkę nie pomógł. Godzinę później nadal tam siedziała”.
Uważam, że jeszcze więcej adrenaliny wyzwolić może jazda na dachu jeepneya - najpopularniejszego tu pojazdu, który powstał z przerobionych amerykańskich terenówek wojskowych pozostawionych na Filipinach po II wojnie światowej i stał się symbolem wysp. Jeepneye są kolorowe, świecące jak choinki, z wymalowanymi mottami, np. "God bless our trip".
Bez względu na pewne "niedogodności" czy przerażającą, krętą drogę, Banaue to miejsce, które zdecydowanie warto odwiedzić choć raz w życiu. Później widząc owe tarasy w filmach lub na kanałach przyrodniczych, będziemy wracać wspomnieniami do naszej niezwykłej podróży i cieszyć się, że mogliśmy te zapierające dech w piersiach widoki zobaczyć osobiście.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Własny biznes na Filipinach. Tak Polak spełnia marzenia
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.