Zjadłem oko barana
Droga przez Pamir
Jadę wzdłuż granicy z Afganistanem. Rzeka Ab-i- Panj jest naturalną granicą. Po drugiej stronie słychać wybuchy. - Amerykanie drogi budują mówi brodaty mężczyzna w turbanie. Znalazłem się na drodze pomiędzy Khorg a Murghab.
W latach 30. ubiegłego wieku sowieccy inżynierowie wybudowali drogę ciągnący się na 728 km: Pamirski Trakt. Łączy Khorg z dużym kirgiskim miastem Osh. Góry pustynne, wypalone przez słońce. Tuż przy trakcie pasą się stada owiec, baranów i jaków. Pamir przypomina Tybet. Jadę przez płaskowyż na wysokości 3 tyś. m. Droga częściowo asfaltowa, częściowo szutrowa - zdecydowanie lepsza niż w północnym Tadżykistanie. Szosa ciągnie się prosto aż po horyzont. Wzdłuż niej stoją równiutko słupy telefoniczne.
Zatrzymuje się koło jurty.
Niektórzy pasterze stawiają swoje pojedyncze namioty niedaleko drogi. Prowadza jadłodajnie dla podrożonych. Można napić się mleka z jaka, zjeść tłustą baraninę. Namiot nagrzany. Dym ulatnia się przez otwór namiotu, tzw tyndyk. Spełnia w jurcie role komina. Na obiad zajadam się wędzoną rybą z pobliskiej rzeki i oczywiście tłustą baraniną. W Murghab ostatnim większym mieście w Pamirze nocuje u poznanych Pamirczyków .To już Murghab, ostatnia większa osada w Pamirze. Nauczony wcześniejszym doświadczeniem melduje się na milicji. Aby poruszać się po Pamirze, potrzebna jest dla obcokrajowców wiza. Wyrobiłem ją sobie w ambasadzie Tadżykistanu w Berlinie.