Zjadłem oko barana
Kirgiz zszedł z konia
Stepy Kirgizji wraz z górami są zielone. Czabani-pasterze przemieszczają się wraz ze swoim domem-Jurtą. Rozstawiają je zazwyczaj na granicy wysokich gór. W pobliżu rwących rzek. W sezonie , który trwa od maja do października, kilka razy zmieniają miejsce wypasu. Ich dzień pracy wyznacza słońce-o wschodzie wypędzają bydło na stoki, o zachodzie zwierzęta same wracają do właścicieli.
Robię przerwę.
- Wejdź, zjedz - zaprasza podpity mężczyzna do środka jurty. Wnętrze tego przenośnego domu składa się z jednej izby, która jest kuchnią, jadalnia, sypialnia. Na środku stoi żelazny piecyk. Ogrzewa wnętrze na nim może tez zagotować wodę. W jednej jurcie mieszka zwykle jedna rodzina. Trafiłem na ucztę. Siadam na dywanie utkanym z sierści barana. W Kirgizji piją więcej niż w Rosji. Syn wrócił z odbytej służby wojskowej. Właśnie ubito barana. Zeszli się wszyscy z pobliskich jurt rozstawionych kilkanaście kilometrów od siebie. Kirgizi nie lubią bliskich sąsiadów. Barana w Kirgizji zarzyna się w wyjątkowych okolicznościach. W czasie uczty jeden z mężczyzn podaje mi ugotowana głowę barana. Muszę zjeść mózg. Gospodarz wydłubuje oko, które jest wielkości moreli.