Trwa ładowanie...
18-03-2011 13:33

Korsyka i Sardynia rowerem

Wiosna to świetny moment na udanie się w podroż na południe Europy. Temperatury w okolicach 20*C i mała liczba turystów dają możliwość na spokojne zwiedzanie zatłoczonych latem wybrzeży oraz możliwość zobaczenia śródziemnomorskiej przyrody w zielonej i kwitnącej wersji.

Korsyka i Sardynia roweremŹródło: Maciej Kot
d6r9tvc
d6r9tvc

Wiosna to świetny moment na udanie się w podroż na południe Europy. Temperatury w okolicach 20*C i mała liczba turystów dają możliwość na spokojne zwiedzanie zatłoczonych latem wybrzeży oraz możliwość zobaczenia śródziemnomorskiej przyrody w zielonej i kwitnącej wersji.

Dla rowerzysty szczególnie atrakcyjne są Korsyka i Sardynia. Górzyste wsypy z turkusowymi , skalistymi zatokami i niewielkim ruchem samochodowym oferują niemal idealne warunki do turystyki rowerowej.
W naszą podróż ruszyliśmy w ostatnim tygodniu kwietnia samolotem do Pizy a następnie promem, do dużego, jak na Korsykę, portu- Bastii.

Korsyka

Po pochmurnym poranku na promie z ulgą powitaliśmy przebłyski słońca nad korsykańską Bastią. Miasto to, drugie co do wielkości na Korsyce, wywarło na nas pozytywne wrażenie, jednak w urokliwych uliczkach starego miasta pełno było popadających w ruinę kamienic. Z miasta ruszyliśmy na północ wzdłuż wschodniego brzegu półwyspu Cap Corse, który ma jedynie 14km długości, a stanowiące jego trzon góry sięgają aż 1300m. Łagodne podjazdy i leniwe zjazdy do kolejnych zatoczek rozbudziły nasze nadzieje i znacznie spowolniły jazdę: jeszcze nigdy tak często nie stawaliśmy by robić zdjęcia. Po drodze co kilka kilometrów mijaliśmy kolejne jakby uśpione, kamienne wioski, prawie wolne od turystów.

Sezon turystyczny na Korsyce rozpoczyna się dopiero w połowie maja więc w końcu kwietnia nie ma zbyt wielu czynnych miejsc noclegowych. Dla nas nie stanowiło to jednak wielkiego problemu, gdyż jak zawsze, nade wszystko cenimy noclegi na łonie natury, a Korsyka jest na to doskonałym miejscem. Jeden z najlepszych noclegów na wyprawie spotkał nas już pierwszego dnia: tuż poniżej drogi przy zejściu do morza znaleźliśmy opuszczone miejsce. Co więcej okazało się, że przez przybrzeżne skały przepływa ok. trzymetrowy, strumień ,co pozwoliło nam na nieograniczony dostęp do słodkiej wody. Szum fal klika metrów od namiotu- to była dobra kołysanka po 24h podróży.

d6r9tvc

Typowa korsykańska ok. 400 metrowa przełęcz czekała na nas kolejnego dnia na północnym krańcu Cap Corse. Piękne widoki na obie strony półwyspu zachęcały do dalszej jazdy, tym bardziej, że od zachodniej strony Cap Corse jest dużo bardziej strome. Widoki były fantastyczne, a droga ciągle wspinała się na 100-200m w górę by później zjeżdżać na poziom morza przy ujściach kolejnych rzek. Ruch samochodowy praktycznie nie istniał, pomijając autobusy niemieckich emerytów. Po drodze mijaliśmy mnóstwo pięknych skalistych zatoczek, trochę kamienistych plaż, a wszędzie było pusto i cicho. Na koniec dnia zjechaliśmy do zatłoczonego i typowo turystycznego St. Florent, który nijak nie pasował do wcześniejszych Korsykańskich obrazków, na szczęście było to zarazem początek drogi do wnętrza wyspy i jej najpiękniejszych zakątków.

Do serca wyspy wjechaliśmy przez region Nebbio wspinając się przez wiele kilometrów na prawie 900m przełęcz. Ruch na drodze niemal zniknął, asfalt skurczył się do 3m szerokości a przy drodze zaczęły pojawiać się kolejne zwierzęta i tak pięknym wiosennym krajobrazie osiągnęliśmy przełęcz Col de Bigorno. Od tego miejsca przez kilkadziesiąt kilometrów poruszaliśmy się średniej jakości drogami z urwiskiem po prawej stronie- bez żadnych barierek, bez miejsca gdzie mogą minąć się choćby dwa samochody. Murato, Lento, Campitello- mijane przez nas miejscowości były ciche i opustoszałe, a z daleka prezentowały się jak wyspy cywilizacji pośród agresywnej korsykańskiej przyrody. Tą część trasy umilały nam stada owiec od czasu do czasu blokujące drogę przez kilka kilometrów, kiedy w prawdziwym owczym pędzie zmieniały polanę. Na Korsyce bowiem można przez wiele kilometrów nie spotkać człowieka, jednak co chwilę spotyka się jakieś zwierzęta. Najliczniejsze są półdzikie świnie, które często po prostu śpią na środku
drogi.

Kolejnym mijanym regionem była Castagniccia jednak również i tam nie zmienił się charakter mijanych wiosek, a miejsca takie jak La Porta, Croce czy Saliceto, to z pewnością marzenie każdego na spokojną emeryturę. Z każdej z nich rozpościera się cudowna górska panorama na inne miasteczka, a w środku znajdują się starodawne kamienne domy i ulice.

Jedyne, czego było nam brak to kontaktu z ludźmi. I kiedy zmęczonych szukających miejsca na nocleg zaczepił nas niejaki Pierre i zaoferował kolację oraz nocleg, uwierzyliśmy jak naiwne dzieci, licząc, ze w końcu nawiążemy relacje z autochtonami. Niestety we wskazanym przez niego miejscu, nikt na nas nie czekał i kontaktu z Korsykanami staraliśmy się już potem nie nadużywać. O wiele bardziej ludzkie były ponure pomrukiwania przydrożnych świń:)

d6r9tvc

W sercu wyspy, historycznym Corte, dopadł nas pierwszy deszcz w postaci typowo górskiej, gwałtownej burzy. Tam też wjechaliśmy do podnóża najwyższego masywu wyspy. Piękne ośnieżone ponad dwuipółtysięczne szczyty, kozie mleko i widowiskowa droga przez region Balagne doprowadziła nas do powszechnie znanego Calvi. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że właśnie opuszczamy najpiękniejszy region na naszej trasie.

Siedziba Legii Cudzoziemskiej, to w naszych oczach bardzo turystyczne miasteczko z supermarketem. Supermarket pojawia się nie bez przyczyny: w głębi wyspy można nie znaleźć sklepu czy restauracji przez kilkadziesiąt kilometrów, co z powodu wysiłku związanego z jazdą nie jest dobrą wiadomością. Na zachód od Calvi znajduje się piękna zatoka Golfe de Revellata. Jest to początek zachodniej części Korsyki słynnej z agresywnego, niedostępnego wybrzeża. Wg naszej opinii najciekawszy kawałek rozpoczyna się jednak dopiero od przełęczy Col de Palmarella. Po prawej stronie na cyplu morskim znajduje się dziewiczy rezerwat Scandola, a na południe rozpoczyna się niesamowita droga wykuta pośród czerwonych skał.

Jako że nie samym rowerem człowiek żyje, postanowiliśmy zakosztować trochę turystycznego życia. Świetnie sprawdziła się w tym celu plaża Caspio, gdzie spędziliśmy, śpiąc jak zawsze na dziko, dwie noce. Osłonięta od pełnego morza zatoka z widokiem na Calanches de Piana, była niemal pusta- szkoda tylko, że zeszłoroczna wiosna była tak zimna, bo temperatura morza nie była zbyt wysoka.

d6r9tvc

Okolice Porto to bezwzględnie najpiękniejsza część wybrzeża Korsyki: od północnej strony droga jest fantazyjnie poprowadzona wśród wielkich czerwonych skał, a w dole znajdują się piękne zatoczki z samym Porto na czele. Za Porto w drodze do Piany przez ok. 1,5 km jedzie się wpisanym na listę UNESCO rezerwatem Calanches de Piana. Miejsce to jest naprawdę wspaniałe czego dowodzi również fakt, że było to pierwszym poza miastami, gdzie spotkaliśmy większą (czytaj około kilkunastoosobową) grupę turystów:) Po minięciu przełęczy, typowo po korsykańsku, nagle i gwałtownie zmienia się krajobraz. Surowe skały przechodzą w zielone, łagodne wzgórza pokryte łąkami.

Najmniej ciekawym mijanym przez nas regionem była południowa część wyspy. Podjazdy były mniej efektowne, wybrzeże często piaszczyste, a do tego pogoda wyraźnie się popsuła. Niemniej zwiedzanie największego korsykańskiego miasta Ajaccio w deszczu, czy jazda w chmurach już na 300 m n.p.m miało również swój urok. Z mijanych miejsc wyjątkowe były z pewnością Sartene oraz położone na klifach Bonifacio. Niesamowicie ulokowane miasteczko na południowym krańcu wyspy było najbardziej zatłoczonym miejscem na całej wyspie. Z wąskich uliczek Bonifacio udaliśmy się na prom na Sardynię. Widok na miasto od strony morza jest jeszcze bardziej imponujący i w tym miłym nastroju czekaliśmy na to, co zaoferuje nam Sardynia.

Sardynia

A ta zaoferowała nam deszczową pogodę :( Początkowo nie było źle, minęliśmy archipelag La Maddalena, skąpaną w słońcu turkusową Zatokę Arzachena by po dojechaniu na „najpiękniejsze wybrzeże Europy”- Costa Smeralda- zobaczyć jak wygląda ono w trakcie opadów. A że przy pochmurnym niebie nie różni się ono niczym od zwykłego jeziorka nie mogliśmy być zachwyceni. Nie zobaczyliśmy też ani Cristiano Ronaldo, ani Berlusconiego, co więcej nawet jachtów milionerów było jak na lekarstwo. Zasmuceni pokonaliśmy ile sił w nogach odcinek do Olbii licząc na to, że górach pogoda będzie lepsza.

d6r9tvc

I pomimo, że pogoda była dalej kapryśna i typowo wiosenna, w polskim, a nie śródziemnomorskim, znaczeniu wiosna tego słowa, wybranie drogi przez góry było strzałem w dziesiątkę. Świetne włoskie drogi połączone z niemal zerowym ruchem to dobra informacja dla rowerzysty.

Mijane wioski chociaż nie tak malownicze jak na Korsyce i znacznie bogatsze , oferowały nam typowo południowowłoski klimat. Rozmowy z tubylcami w barach, wścibskie spojrzenia i sympatia jaką byliśmy obdarzani zdecydowanie uprzyjemniały podróż. Tym bardziej, że deszcz nie zapominał o nas i po słonecznych porankach następowały popołudnia pod tytułem: kilka minut deszczu kilka przerwy, kilka deszczu itd…

Przemierzając drogę Olbia- Nuoro przez wiele kilometrów jechaliśmy wśród gajów korkowych, które są chyba w tym rejonie podstawowym źródłem dochodu. Od Ala dei Sardi niemal w każdej wsi napotykaliśmy inną sardyńską specjalność a mianowicie murale. Tematyka była różna, przeważnie były to jakieś historyczne wydarzenia czy praca w polu. Słynące z murali Orgosolo celowało jednak bardzo politycznie, szczególnie w stronę czerwonych sztandarów, choć nie brakowało też wielu fajnych, zabawnych scenek.

d6r9tvc

Problemem dla rowerzysty na Sardynii może być znalezienie miejsca do noclegu, co może wydawać się dziwne, gdyż na skalistej Korsyce przychodziło to dosyć łatwo. Jednak ogrodzone pastwiska, które stanowią krajobraz sardyńskich gór, często uniemożliwiają rozbicie się poza wioskami. Oczywiście nie jest problemem rozbić się za tym ogrodzeniem, problemem są jednak wieeelkie krowy a raczej byki, z którymi nikt nie chciałby się w nocy spotkać.

Z tego powodu wielokrotnie korzystaliśmy z gościnności gospodarzy. Podczas wieczornego smakowania lokalnych potraw nasłuchaliśmy się wielu historii o życiu tubylców. Weryfikując stereotypy dowiedzieliśmy się, że tutejszy język sardo ma się bardzo dobrze i że wszyscy, choć czują się Włochami, na codzień go używają . Z przymrużeniem oka braliśmy historie z przewodnika o gangach i porwaniach na wyspie w okolicach Orgosolo, jednak lokalni mieszkańcy je potwierdzali. Pani, w której ogródku spaliśmy w Mamoiadzie, wiele razy ostrzegała nas byśmy nie jechali do Orgosolo określając je jako „złe miasto”, w końcu dowiedzieliśmy się, że wieczorem, na ulicy zastrzelono tam jej syna…

Ponieważ w drugim najbardziej znanym sardyńskim miejscu, Golfo di Orosei też padało, udaliśmy się przez góry na południe w poszukiwaniu słońca. Udało nam się je znaleźć w okolicach Capo Carbonara, gdzie zarządziliśmy dzień opalania. Pusta plaża, na której spaliśmy, wielkie turkusowe fale- to była folderowa Sardynia. Dookoła trwało wielkie remontowanie- za tydzień lub dwa rozpoczynał się sezon, a tymczasem można było samotnie leniuchować na piaszczystej plaży.

d6r9tvc

Zwiedzając największe miasto na naszej trasie- Cagliari, musieliśmy powoli zacząć myśleć o powrocie na północ wyspy i promie na stały ląd. Udało nam się jeszcze zobaczyć pierwsze flamingi, które przyleciały na Sardynię tej wiosny, ciekawe ruiny w Norze i w drodze pociągiem do Olbii, piękny cypel Capo San Marco. Sardynię opuszczaliśmy rozczarowani pogodą i zachwyceni ludźmi.

Zakończenie

Pierwszy raz wyruszyliśmy na wyprawę wiosną i trafiliśmy na najgorszą pogodę nad Morzem Śródziemnym od 60 lat (jak twierdzili miejscowi czterdziestolatkowie:). Pomimo to, jeśli jeszcze kiedyś miałbym wybrać się na te wyspy pojechałbym w tę samą porę roku. Kwitnąca Sardynia, latem zamienia się w półpustynię, a opustoszałą Korsykę nawiedza mnóstwo turystów. Dodatkowo dosyć wymagający teren podczas upału zamiast atrakcją staje się katorgą. Wiosenne Korsyka i Sardynia wydają się być stworzone dla rowerzysty: ciche spokojnie, dobre drogi, wspaniałe widoki i górski, ale nie przesadnie wymagający, teren.

Porównanie obu wysp jest trudne, gdyż mają one zupełnie inny charakter. Korsyka jest bardziej niedostępna i widowiskowa, Sardynia oferuje piękne piaszczyste plaże i wspaniałych ludzi. Dobrym rozwiązaniem jest odwiedzenie obu wysp i samodzielne sprawdzenie, czemu są tak różne skoro dzieli je tylko 14kilometrów.

Autor: Maciej Kot

Więcej informacji o wyprawie i pełna galeria dostępne są na stronie: www.bajkers.com.

d6r9tvc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d6r9tvc