Chciałam zjeść obiad na wakacjach. Odpowiedź kelnera wbiła mnie w ziemię
Wakacyjny wyjazd za granicę zawsze wiąże się dla mnie ze smakowaniem lokalnej kuchni. Moich ostatnich doświadczeń gastronomicznych nie można jednak nazwać pozytywnymi. W branży gastronomicznej dzieje się coś dziwnego. - Absolutnie nie powinno tak być - mówi WP Michał Chabior, prezes Stowarzyszenia Kelnerów Polskich.
19.07.2023 | aktual.: 19.07.2023 09:49
Kilka dni temu wróciłam z Cypru. Urlop spędzałam w miejscowości Pafos w południowo-zachodniej części wyspy. Swój pobyt wspominam niezwykle miło, poza jednym drobnym incydentem. Obsługa kelnerska w jednej z restauracji na ulicy Dionysou wprawiła mnie i moje współtowarzyszki w niemałe zakłopotanie.
- Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką sytuacją ani w Polsce, ani za granicą, a do restauracji chodzę bardzo często - przyznała Joanna Wiśniewska, która towarzyszyła mi w tej podróży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Owa restauracja znalazła się na liście punktów gastronomicznych, które chciałyśmy odwiedzić, jeszcze na długo przed naszym przyjazdem. Nie obyło się oczywiście bez konieczności zarezerwowania stolika. Lokal serwuje m.in. owoce morza oraz słynne meze (zakąski pochodzące z kuchni greckiej).
Kelner zażądał minimalnej kwoty za danie restauracyjne
Jako fanki kulinariów i lokalnych różnorodności, postanowiłyśmy zamówić kilka dań do podziału i wspólnej degustacji. Jedna z moich koleżanek nie była głodna i postanowiła zjeść jedynie krewetki, które w karcie figurowały jako przystawka. Składała zamówienie jako pierwsza i natychmiast wyprowadziła kelnera z równowagi.
Pracownik restauracji zapytał, co będzie jadła na główne danie. Gdy powiedziała, że nic więcej, odwrócił się do kolegów kelnerów i dość agresywnie wymienił z nimi kilka słów w swoim języku. Gdy nadeszła nasza kolej wybierania dań z karty, kelner zirytował się na dobre.
Nie podobało mu się to, że liczba dań głównych nie odpowiadała liczbie gości. Powiedział, że w ich restauracji obowiązuje taka zasada, że każdy klient musi złożyć zamówienie, którego wartość wyniesie co najmniej 23 euro, nie wliczając w to napojów. Dodał, że zasada obowiązuje wszystkich gości restauracji.
- To było bardzo słabe posunięcie. Kelner odmówił nam obsługi zanim zdążyłyśmy w pełni złożyć zamówienie. Słabe tym bardziej, że ani w karcie, ani na stronie restauracji nie było informacji o tym, że klienci muszą nabić rachunek na określoną kwotę - wyjaśnia Joanna.
Sytuacja wydała nam się wyjątkowo kłopotliwa, ponieważ poprzedniego dnia jadłyśmy kolację w restauracji specjalizującej się w meze. Z tą różnicą, że tam przed złożeniem zamówienia poinformowano nas, że w restauracji płaci się 25 euro od osoby i za tę kwotę je się serwowane tam zakąski.
Czytaj także: Porównują ją z Chorwacją. Niedoceniana perła Bałkanów
Wyraziłyśmy nasze zdziwienie wobec oczekiwań restauracji i poprosiłyśmy o chwilę do namysłu. Ostatecznie zrezygnowałyśmy z gościny. Obsługę poinformowałyśmy, że w chwili robienia rezerwacji ani tuż po przyjściu nie przekazano nam obowiązujących w lokalu zasad. Inny członek personelu jedynie wzruszył na to ramionami.
Restauracyjna "selekcja" w doborze klientów
Co ciekawe, nie jest to jedyna nietypowa sytuacja podczas moich tegorocznych pobytów za granicą. W lipcu spędzałam również urlop w bułgarskim mieście Nesebyr, gdzie z kolei doświadczyłam restauracyjnej "selekcji".
Weszliśmy z partnerem i dziećmi do pustego lokalu i zapytaliśmy, czy możemy zająć stolik z widokiem na morze. Kelner z miejsca zapytał, czy będziemy jeść, czy pić. Odpowiedziałam, że pić. – W takim razie, zapraszam do stolika pod ścianą – odparł bez chwili wątpliwości. Wbiło mnie w ziemię.
Podobnie czułam się, gdy w innej restauracji w Bułgarii również chcieliśmy zamówić jedynie napoje. Kelner popędzał nas podczas wyboru produktów z karty, sugerując, że ma "ważniejsze" stoliki do obsłużenia.
O nietypowe - według mnie - zachowania zapytałam eksperta, który na co dzień zajmuje się szkoleniem kelnerów. Przyznał, że tego typu sytuacje są jego zdaniem niestosowne.
- W restauracjach na Cyprze pracują tzw. naganiacze, którzy otrzymują procent od rachunku, jaki zapłacą przyprowadzeni do stolików goście. Dlatego może się tam pojawić wiele nieprzyjemnych sytuacji, na które Europejczycy nie zawsze są przygotowani. Domyślam się również, że takie sytuacje mogą mieć miejsce także w Bułgarii. W jednym i drugim przypadku jest to nieprzyzwoite zachowanie – mówi WP Michał Chabior, prezes Stowarzyszenia Kelnerów Polskich.
"Ciche zasady" zniechęcają klientów restauracji
Chabior wyjaśnił, że jest w stanie zrozumieć ekonomię restauratorów, którym w dzisiejszych czasach trudno jest utrzymać restauracje. W wielu miejscach w Polsce i za granicą kelnerzy zarabiają na "prowizji". To znaczy, że otrzymują procent od tego, co utargują danego dnia.
Jednak zdaniem prezesa stowarzyszenia, jeżeli kelnerzy czy restauratorzy mają jakieś swoje "ciche zasady", to powinni je wprowadzać w życie tak, aby nie trzeba było o nich mówić na głos.
- Absolutnie nie powinno tak być. Jako trener, szkolący kelnerów, zawsze powtarzam, że w branży hotelarskiej i gastronomicznej nie ma klientów, tylko są goście. A gość, zupełnie jak w domu, często może nawet więcej niż my. Niestety, w ostatnich czasach czuć nastawienie na ostrą i agresywną ekonomię, która nie potrzebuje gości, tylko klientów, skłonnych zostawić duże pieniądze - mówi nam Michał Chabior.
Monika Sikorska, dziennikarka Wirtualnej Polski