Do Polski przywiodła ją miłość. "Chcę, aby ludzie pokochali moje Bałkany"
W przeszłości doświadczyła dramatu wojny, ale mimo tego na co dzień zaraża energią i uśmiechem. Teraz chce pokazać Polakom prawdziwe Bałkany. O swojej miłości do podróży i gotowania, a także o tym, jak łączy te dwie pasje opowiada w rozmowie z WP Turystyka Tanja Cieśla-Ilić.
Sylwia Król: Płynie w tobie bałkańska krew. Powiedz, skąd właściwie pochodzisz?
Tanja Cieśla-Ilić: Mój mąż Piotr zawsze mówi, że moja rodzina to prawdziwa mieszanka. Rzeczywiście ma rację, bo mój dziadek od strony mamy pochodził z Chorwacji, z kolei dziadek od strony taty to pomieszana krew serbska i czarnogórska. Nic w tym dziwnego, w końcu kiedyś to było jedno państwo - Jugosławia. Potem przyszła wojna, którą sama przeżyłam i którą niestety dobrze pamiętam.
Ta wojna zmieniła strukturę kraju, który podzielił się na mniejsze państwa. To był bardzo trudny okres, który cofnął wszystkie kraje byłej Jugosławii o wiele lat. Ja wychowałam się w Belgradzie, bo to miasto rozwijało się wtedy najprężniej, dużo łatwiej było znaleźć tam pracę. Moi rodzice zdecydowali się więc tam zamieszkać. Wakacje z kolei spędzałam na obszarze obecnej Chorwacji i Czarnogóry.
Wspomniałaś o wojnie. W jaki sposób ten niewątpliwie mroczny czas cię ukształtował?
Wojna była dla mnie absolutnie traumatycznym przeżyciem. Doświadczyłam jej zresztą bardzo wcześnie, bo jeszcze w szkole podstawowej, kiedy to na Bałkanach toczyła się wojna domowa. Z kolei kiedy miałam siedemnaście lat, mieszkałam w Belgradzie, który był bardzo mocno bombardowany przez siły NATO. Pamiętam, że byliśmy wtedy całkowicie zdezorientowani, czuliśmy taki żal, bo bardzo wielu Serbów, w tym także moja rodzina, nie popierało dyktatora, który całkowicie zdominował nasz kraj. Wychodziliśmy na ulice, protestowaliśmy, ale to nic nie dawało. A oni nas bombardowali za coś, co od nas ogóle nie zależało. Dla mnie najtrudniejsze było to, że nie wiedzieliśmy, co nas czeka następnego dnia.
Przetrwać pomogła nam nasza jugolska natura i bezkompromisowość. Bomby spadały, a my wychodziliśmy na dwór, graliśmy na gitarach, śpiewaliśmy. Kiedy zaczęły się bombardowania mostów, ludzie na przekór stawali na tych mostach. To było szaleństwo, ale my Jugole już tacy jesteśmy, jeśli coś robimy, to z pasją, jesteśmy też niepoprawnymi optymistami. Na początku ja i moja siostra razem z rodzicami schodziłyśmy do schronu, ale już niedługo potem pomagałyśmy w szpitalu jako wolontariuszki. Jestem za to wszystko wdzięczna rodzicom. Dzięki temu, że miałam okazję pomóc, wracam do tego strasznego czasu z takim wewnętrznym spokojem.
Jak to się stało, że przeprowadziłaś się do Polski? Co cię tutaj przywiodło?
Miłość. Piotrek, mój mąż, studiował w Poznaniu filologię serbską i chorwacką. Tak się złożyło, że przyjechał do Belgradu na wymianę studencką. Tak się poznaliśmy. Piotrek udzielał mi wtedy korepetycji z języka polskiego. Ja na początku w ogóle nie miałam odwagi, aby mówić w waszym języku.
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz jechaliśmy do Polski, Piotrek powiedział mi, że gdy przekroczymy granicę to koniec, rozmawiamy już tylko po polsku. Jak się okazało, nie żartował. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zacząć mówić. W trakcie pierwszego pobytu spędziłam w Polsce trzy tygodnie. Rodzina Piotrka zareagowała naprawdę wspaniale, zaakceptowali mnie. Jestem im za to bardzo wdzięczna, szczególnie mamie, która bardzo pomogła mi w opanowaniu języka polskiego.
Po jakimś czasie zaczęłam rozważać możliwość kontynuowania studiów w Polsce. Zdałam egzaminy i przyjechałam tutaj na rok. Potem wróciłam do Czarnogóry, aby pracować, jako przewodnik wycieczek.
Po jakimś czasie Piotr przyjechał i oświadczył mi się w Budvie. Miesiąc później braliśmy już ślub w Belgradzie. Jeśli chodzi o zaręczyny i wesele, to u nas na Bałkanach wszystko dzieje się bardzo szybko. Śmieję się dziś, że Piotrek chyba się wtedy tego nie spodziewał, ale skoro mi się oświadczył, to mam nadzieję, że tego chciał. Po ślubie zamieszkaliśmy w Polsce.
Podróże to twoja wielka pasja. Tak się składa, że na co dzień też robisz to, co kochasz?
To prawda, kocham podróże całym sercem, a już najszczęśliwsza jestem, gdy mogę podzielić się swoją wiedzą z innymi. Przed pandemią koronawirusa pracowałam jako rezydent i przewodnik wycieczek jednocześnie. W praktyce wyglądało to tak, że pół roku spędzałam w Polsce, a drugie pół roku, głównie w sezonie wakacyjnym, w Czarnogórze. Teraz jednak dopiero wracam do pracy po urodzeniu córeczki. Śmieję się, że pandemia, kiedy to turystyka praktycznie nie istniała, niejako wpasowała się w moje życie. Po czasie czuję się trochę, jakbym na nowo rozpoczynała swoją przygodę z podróżowaniem.
Oprócz miłości do podróży masz jeszcze jedną pasję. Opowiedz proszę o niej.
To prawda, mam jeszcze jedną pasję, którą jest gotowanie. Tak się złożyło, że kiedy wybuchła pandemia koronawirusa i zamknięto nas w domach, zaczęłam ją realizować ze zdwojoną mocą. Turystyka wówczas kompletnie zamarła, wyciągnęłam więc z szuflady zeszycik mojej babci, który jest prawdziwą skarbnicą pomysłów kulinarnych i totalnie wkręciłam się w gotowanie. Tak powstał blog, a po jakimś czasie także warsztaty kulinarne. Nadal jednak kocham podróże, dlatego długo zastanawiałam się, jak połączyć te dwie wydawałoby się skrajnie różne pasje.
Udało ci się?
Tak. Wpadłam na oryginalny pomysł, którego, mam wrażenie, w Polsce jeszcze nie było. Postanowiłam organizować warsztaty kulinarne w terenie. Natchnęły mnie do tego właśnie przepisy mojej babci i mojej mamy, których niestety nie ma już z nami. Dzięki tym wyjazdom ludzie mają okazję poznać moje Bałkany, które kocham całym sercem, poczuć, jak naprawdę wygląda prawdziwe życie ludzi tutaj.
Sercem całego pomysłu jest agroturystyka. W trakcie warsztatów każdy ma więc okazję spotkać prawdziwych gospodarzy, spróbować lokalnych specjałów, których przepisy są często przekazywane z pokolenia na pokolenie, z matki na córkę. Są też spotkania z zielarkami, a także wczesne wstawanie m.in. na dojenie krów i kóz. Wszystko to oczywiście w połączeniu ze zwiedzaniem. Tym aspektem zajmuję się już ja, robię więc to, co kocham najbardziej - oprowadzam wycieczki i opowiadam.
Zaczęliśmy od Czarnogóry, która jest naprawdę piękna, i bardzo zróżnicowana kulturowo i kulinarnie. Mam nadzieję, że ten pomysł się spodoba, że uda mi się zarazić innych swoją pasją. Kolejne warsztaty już we wrześniu, czekam na nie z niecierpliwością.
Liczysz, że Polacy nie tylko zrozumieją, ale i pokochają kulturę Bałkanów?
Mam nadzieję, że choć trochę pomogę im zrozumieć tę naszą bałkańską mentalność. To, czego czasami brakuje Polakom, to taki wewnętrzny luz. Wiele osób pędzi. Na Bałkanach wręcz przeciwnie, może być środek tygodnia, godzina 12 w południe, a Jugole i tak znajdą czas, żeby na chwilę zatrzymać się, wypić przysłowiową kawę. Tacy już po prostu jesteśmy.
Wiele osób dziwi, że ludzie po tym, co przeszli w trakcie wojny, nadal uśmiechają się tak szczerze i szeroko. To ta nasza energia i wrodzony optymizm. Oczywiście wiele się tutaj zmienia z pokolenia na pokolenie, ale od pewnych tradycji na Bałkanach po prostu nie uciekniesz. Na pewno ma to swój urok. Tutaj nadal, kiedy w rodzinie urodzi się syn, organizowana jest wielka feta. Tatusiowie są oczywiście zakochani po uszy w swoich córkach, ale syn to syn. Mój tata jest z kolei dumnym ojcem dwóch córek, ale śmieję się, że pod tym względem to on nigdy nie był typowym Jugolem.
Dużo jest też takich drobnych, czasem zabawnych rzeczy. Nie wiem, czy wiesz, ale mężczyzna na Bałkanach nigdy nie umyje okien w domu. Nie ma mowy. Pewne czynności w kulturze bałkańskiej są po prostu zarezerwowane dla kobiet. Czasami śmieję się, że no nie bez powodu wyszłam za Polaka.
Polacy szczególnie ukochali sobie jeden bałkański kraj - Chorwację. To absolutny numer jeden wśród wybieranych kierunków. Jak myślisz, dlaczego tak jest?
To prawda. Chorwacja to prawdziwy hit wśród Polaków. To również pierwszy bałkański kraj, który na taką skalę otworzył się na turystów. Czym tak naprawdę wygrywa Chorwacja? Kiedy rozmawiam o tym z osobami, które wybierają się tam na wakacje, często słyszę, że odległość odgrywa dużą rolę w podejmowaniu decyzji. Do Chorwacji jest po prostu bliżej niż np. do Czarnogóry. To na pewno ma duże znaczenie dla rodzin z dziećmi, które wybierają się tam samochodem.
Jednak w ostatnim czasie obserwujemy nowy trend. Przełomem okazały się loty do Czarnogóry, oferowane z Polski przez tanie linie lotnicze. Już teraz mogę powiedzieć, że spotkałam wiele osób, które po odwiedzeniu obydwu krajów przyznały, że to Czarnogóra podobała im się bardziej.
Myślisz, czy Czarnogóra może wkrótce stać się nowym ulubionym miejscem Polaków, taką drugą Chorwacją?
Przede wszystkim Czarnogóra nie jest, jak ja to mówię, "przedeptana" przez turystów. Jest czymś nowym, ekscytującym. Jest też cenowo korzystniejsza niż Chorwacja. Wszyscy, którzy pragną więc zobaczyć coś nowego, wybierają się do Czarnogóry. Mogę powiedzieć, że możliwości bezpośrednich lotów do Czarnogóry bardzo się wszystkim spodobały. Ludzie odkryli Czarnogórę, to, że nie trzeba tutaj wiele podróżować po kraju, aby się nim zachwycić. Można po prostu przylecieć np. do Podgoricy i stamtąd wybrać się albo w góry, albo na wybrzeże. Jeśli tylko wszystko w przyszłości będzie dobrze, nie czeka nas już kolejna pandemia, to widzę ogromne szanse na to, że Czarnogóra się przebije. Na pewno na to zasługuje.
Sztuka podróżowania - DS7
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski