Jan Kliment i Zanzibar
Wyobraźcie sobie piaszczyste plaże, soczystą zieleń, orzeźwiający wiatr znad Oceanu Indyjskiego i przemiłych ludzi pozdrawiających cię wesołym okrzykiem „jambo!”. Tak właśnie jest na rajskim Zanzibarze, w którym zakochał się czeski tancerz Jan Kliment podczas wycieczki z ITAKA&GALA PODRÓŻE W STYLU GWIAZD. Niewielka wyspa, na której urodził się Freddie Mercury, jest idealnym miejscem na odpoczynek, nurkowanie i lekcje prawdziwego tańca afrykańskiego.
Wyobraźcie sobie piaszczyste plaże, soczystą zieleń, orzeźwiający wiatr znad Oceanu Indyjskiego i przemiłych ludzi pozdrawiających cię wesołym okrzykiem „jambo!”. Tak właśnie jest na rajskim Zanzibarze, w którym zakochał się czeski tancerz Jan Kliment podczas wycieczki z ITAKA&GALA PODRÓŻE W STYLU GWIAZD. Niewielka wyspa, na której urodził się Freddie Mercury, jest idealnym miejscem na odpoczynek, nurkowanie i lekcje prawdziwego tańca afrykańskiego.
Założę się, że wszyscy turyści lecący samolotem na Zanzibar szczypią się ukradkiem, by upewnić się, że to, co właśnie widzą za oknem, nie jest snem albo jakimś cudownym przywidzeniem. Ja też się szczypałam, gdy tuż przed lądowaniem ujrzałam zza chmur szmaragdową, krystalicznie czystą wodę oblewającą mniejsze i większe wysepki wchodzące w skład Zanzibaru. „Tu jest jak w bajce!” – szeptali między sobą podekscytowani uczestnicy naszej wyprawy. Wkrótce później przekonaliśmy się, że tak jak uprzedzano nas przed wylotem i tak jak pisała w swojej książce „Dom na Zanzibarze” Dorota Katende – Polka mieszkająca na wyspie – te 220 metrów kwadratowych ukrytych na Oceanie Indyjskim, jest po prostu istnym rajem na ziemi.
To miej miejsce, do którego będzie chciało się wracać po to, by jeszcze raz zobaczyć szerokie plaże, zjeść świeżo wyłowione z wody rozpływające się w ustach langusty i poczuć zapach aromatycznych przypraw, które od lat są wizytówką Zanzibaru. Po siedmiu dniach spędzonych na wyspie Jan Kliment zapowiedział, że jeśli tylko znajdzie w swoim grafiku wolną chwilę, od razu kupi bilet i przyleci tu jeszcze raz. „Chciałbym zamieszkać w jakimś lokalnym pensjonacie, przebywać wśród miejscowych, jadać tam, gdzie oni i lepiej poznać bogatą kulturę tego miejsca” – powiedział. W końcu należący kiedyś do Portugalii Zanzibar, w przeciwieństwie do wielu innych tak zwanych „rajskich wysp” to nie tylko plaże, woda i pięciogwiazdkowe hotele.
Ta autonomiczna część Tanzanii ma bogatą historię, którą najlepiej po znać, spacerując po wąskich uliczkach największego zanzibarskiego miasta – Stone Town (Kamienne Miasto), wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Co warto tam zobaczyć? Na pewno otwarty w 1904 roku targ Darajani, gdzie można kupić świeże warzywa, soczyste owoce, a także egzotyczne gatunki ryb, nieznane większości Europejczyków. Dla nas niezapomnianą atrakcją był jednak festiwal „Sauti za Busara” zorganizowany w tym Kamiennym Mieście. Na scenie wzniesionej tuż obok Pałacu Cudów – dawnej siedziby sułtana – wystąpiły zespoły z różnych części Afryki. Ku zaskoczeniu wszystkich największą sensacją tego muzycznego święta był jednak... nasz Janek! Stojąc w tłumie, dał w pewnym momencie taki pokaz szalonego tańca, że zamiast na grającą właśnie kapelę, setki osób patrzyły tylko na niego i partnerującą mu pewną Murzynkę. Choć teoretycznie islam zabraniał jej pląsać w ramionach obcego mężczyzny, dziewczyna bez wahania dała się porwać
Klimentowi.
A później... później już wszyscy miejscowi uczestnicy festiwalu zastanawiali się tylko, kim jest ten charyzmatyczny biały człowiek, przy którym zapominają się nawet muzułmanki...
Tekst: Magdalena Tereszczuk