Kruszyniany - egzotyka na krańcu Polski
Jest takie miejsce, gdzie Książę Karol przyjeżdża zajadać się smakołykami. Na obiad wpadnie czasem Makłowicz, czy Piotr Bikont. W tej najbardziej egzotycznej miejscowości w Polsce wciąż rządzą potomkowie Czyngis-Chana!
Nie trzeba od razu jechać do Azji, żeby zasmakować egzotyki. Siedzimy z Dżennetą, Dżemilem i Dżamilą. Pod nogami kręci się mały Emir, bezskutecznie próbujący dobrać się do pysznych czak-czaków leżących na stole. Pałaszujemy inne przysmaki – pierekaczewnik, zur bełysz, jeczpomaki, pieremiacze i inne specjały o orientalnych nazwach.
Przybyli ze stepów dzikiej Azji. Bezlitośni wojownicy, niezrównani jeźdźcy, wieczni koczownicy. W błyskawicznym tempie zawojowali pół świata. Wieść o zbliżających się hordach skośnookich zabijaków wzbudzała przerażenie, a mieszkańcy Europy byli przekonani, że oto spada na nich kara boska – najazd demonów z mitycznej krainy umarłych – Tartaru. Dlatego zostali nazwani Tatarami.Tak przynajmniej uczono nas w szkole.
Jednak jedno z plemion mongolskich było nazywane Tatarami *na długo przed inwazją na Europę. Według niektórych badaczy, to od nich pochodzi nazwa Tatry. Im zawdzięczamy również Tatar, czyli popularną potrawę z surowego mięsa. Żeby jednak poznać prawdziwe smaki *tatarskiej kuchni, musimy pojechać daleko, daleko na wschód…
GPS po wpisaniu nazwy „Kruszyniany” dłuższą chwilę męczy się, a następnie bezradnie komunikuje: „nie znaleziono”. To bardzo mała wieś przy granicy z Białorusią. Do niedawna zupełnie zapomniana i uboga. Podobnie jak inne osady na ścianie wschodniej, stopniowo wyludniała się, zmierzając w stronę niebytu. Dziś żyje tu około 30 rodzin, z czego tylko cztery tatarskie. Ostatnio coś się jednak zmienia. Wracają dawni mieszkańcy. Tatarzy z Polski *kupują tu działki, budują domy, bądź remontują stare po swoich dziadkach. Przyjeżdżają zmęczeni zgiełkiem miasta warszawiacy i stawiają… chałupy z gliny. Organizowane są festiwale kultury tatarskiej, na których pojawiają się delegacje z kilku ambasad. Spiritus movens *Kruszynian stała się Dżenneta Bogdanowicz, która otworzyła tu pierwsze gospodarstwo agroturystyczne.
W ubiegłym roku wieś stała się sławna na całą Polskę, gdy odwiedził ją następca brytyjskiego tronu, książę Karol. Czego szukał brytyjski arystokrata na końcu Polski? Spokoju, który chwalą sobie mieszkańcy tych stron? To raczej trudne, gdy jest się otoczonym tuzinem ochroniarzy, dziesiątkami regionalnych VIP-ów i setką dziennikarzy. Przyrody? Mógł ją oglądać w *. Wydaje się, że książę chciał po prostu… dobrze się najeść. Został ugoszczony po królewsku w Tatarskiej Jurcie – gospodarstwie Dżennety. Na archiwalnych zdjęciach mogliśmy oglądać, jak Karol – totalnie wbrew etykiecie – zajada się tatarskimi przysmakami. Książe jadł nawet – o zgrozo –palcami! A *pierekaczewnik **wziął na wynos.
Tatarzy pojawili się na ziemiach Podlasia za sprawą Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda. Przez 600 lat służyli Rzeczypospolitej. Rzemiosło wojenne zawsze było ich podstawowym zajęciem. W roku 1679 dekretem króla Jana III Sobieskiego tatarskim wojownikom przyznano ziemie z dóbr królewskich, jako rekompensatę za niewypłacony żołd. Po II wojnie światowej większość osad tatarskich znalazła się po białoruskiej stronie granicy, po naszej zostały tylko dwie – Bohoniki i Kruszyniany, obie z zabytkowymi meczetami. Mniejszym, w Bohonikach, opiekuje się Zofia Bohdanowicz. Mieszka w małym, żółtym domku, do którego zawsze można zapukać i poprosić o pokazanie świątyni. Pani Zofia (po arabsku Zukhra) chętnie opowie o swojej kulturze i ugości pyszną herbatą.
Pochodzący z XVII wieku meczet w Kruszynianach to najstarsza tego typu budowla w Polsce. Co ciekawe, przypomina on z zewnątrz raczej kościółek. Ówcześni budowniczowie po prostu nie widzieli „prawdziwej” architektury muzułmańskiej, więc wzorowali się na znanych im przykładach drewnianych kościółków bądź cerkwi. Żeby było zabawniej, meczet zbudowali najprawdopodobniej… Żydzi.
Ten multietniczny tygiel był kiedyś typowy dla całej Polski. Dziś występuje już niezwykle rzadko, a jeśli chcemy go poszukać, najlepiej udać się właśnie na Podlasie.
- Mamy tu przykład ekumenizmu w najczystszej postaci. Gdy zimą śnieg odetnie dojazd do wsi, można liczyć tylko na sąsiada. Nieważne czy katolik, prawosławny, czy muzułmanin. Trzeba sobie pomagać. Chociaż tej zimy raczej nie ma problemów z przejezdnością dróg – mówi Dżemil, opiekun meczetu w Kruszynianach.
Sam jest żonaty z katoliczką, Kasią. W listopadzie obchodzili święto Kurban Bajram i muzułmański Nowy Rok - 1433. W grudniu świętują katolickie Boże Narodzenie, a potem zbierają siły, by razem z sąsiadami uczestniczyć w prawosławnych świętach – 6 stycznia. W tej sytuacji ciężko wygospodarować jeszcze czas na pracę – śmieje się Dżemil.
I opowiada:
- Zapytała mnie kiedyś turystka, co my tu robimy, czemu nie wrócimy do siebie. To znaczy gdzie? My przecież jesteśmy u siebie! Wielu Tatarów może wyciągnąć swoje drzewo genealogiczne od czasów króla Sobieskiego. Ja na przykład mam czysto polskie nazwisko - Gembicki. Pytam się więc tej kobiety, jak się nazywa. „Szmidt” - odpowiedziała. I już więcej się nie odezwała.
Tekst: Jakub Rybicki