Kupić dom, a może zacząć podróżować? Czasami nie trzeba wybierać
Jenna Spesard zawsze bardzo chciała poznawać świat, odwiedzać nowe miejsca. Nie miała jednak czasu, a pieniądze niezbędne do urzeczywistnienia marzeń, wydawała na spłatę długów. Potem wcieliła w życie wielkie zmiany. Dziś dla wielu osób jest inspiracją.
Podróżuj z rozmachem, żyj skromnie – to od kilku lat dewiza Jenny Spesard. Kobieta zawsze chciała, by podróże stanowiły ważny element jej życia. Nie miała jednak odpowiednich środków i zamiast tego przytłaczała ją skala zobowiązań. Była otoczona wieloma przedmiotami, a jej konto ciągle świeciło pustkami. Żyła jak większość Amerykanów - od wypłaty do wypłaty, ciągle myśląc o spłacie kredytów. W takiej sytuacji o realizacji podróżniczej wizji nie mogło być mowy. Właśnie wtedy, w 2013 r. postanowiła zaprowadzić w swoim życiu niemałą rewolucję i postawić na minimalizm. Zrezygnowała z pracy (wcześniej była zatrudniona w jednej z hollywoodzkich wytwórni filmowych), która zapewniała jej względną stabilizację finansową, a przestronny dom zastąpiła nowym, znacznie mniejszym. Jest tak niewielki, że właściwie mieści się na przyczepie. Ale jak twierdzi kobieta, w zupełności jej wystarcza. Właśnie w ten sposób narodził się jej projekt: "Mały dom, wielka podróż".
Amerykanka zbudowała swoje nowe lokum w 2013 r. ze swoim ówczesnym partnerem. Koszt budowy oraz wyposażenia był śmiesznie mały w porównaniu z konwencjonalnym domem. Na uwagę zasługują jego rozmiary, a także fakt, że udało się stworzyć przytulne miejsce, które można zabrać ze sobą w podróż. Konstrukcja jest oczywiście znacznie tańsza w eksploatacji od tradycyjnego domu. Dlaczego Jenna zdecydowała się na taki krok? Dzięki takiemu rozwiązaniu udało się jej ograniczyć wydatki na utrzymanie dachu nad głową. Nie ma teraz generującego duże koszty gmachu, nie spłaca gigantycznego kredytu, ale wciąż ma własny kąt, który, gdy tylko może, zabiera ze sobą. Zaoszczędzone pieniądze przeznacza zaś na poznawanie świata. Wielu podróżników twierdzi, że życie czasami jest sztuką wyboru. Ale jak wskazuje Jenny, aby zostać globtroterem, nie zawsze trzeba iść na trudny kompromis. Czasami po prostu wystarczy żyć nieco skromniej.
Dom Jenny ma 3,2 m wysokości i 2 m szerokości. Osadzony jest na przyczepie, która ma 6 m długości. Konstrukcja wykonana jest z drewna, a jej wzniesienie zajęło rok i kosztowało mniej niż 30 tys. dol. (ok. 110 tys. zł). Wnętrze i wyposażenie do złudzenia przypomina przytulną, wiejską chatę. Znajduje się tam wszystko, co jest potrzebne do życia. Jenna tam śpi (w górnej części jest przestronna sypialnia), relaksuje się, gotuje – robi to wszystko, co ludzie mieszkający w domach stacjonarnych.
W mobilnej chatce znalazło się miejsce na biblioteczkę; w wydzielonym miejscu pojawiła się pralka, toaleta i prysznic. Jak tłumaczy Amerykanka, jest tam znacznie mniej przestrzeni niż w zwykłych domach, ale wystarczająco dużo, by wieść normalne, wygodne życie. A poza tym budynek na kółkach ma jeszcze jedną wielką przewagę w porównaniu z konwencjonalnymi wariantami. Oprócz tego, że był tani w budowie i jest tani w utrzymaniu, regularnie zmieniają się widoki, które można podziwiać z jego okien.
W ciągu pierwszych pięciu miesięcy Jenna przemierzyła wraz ze swoim partnerem 16 tys. km, a w ciągu roku aż 40 tys. km. Razem odwiedzili 25 stanów i dotarli do Kanady. Podróż, która początkowo miała trwać przez rok, wciąż się nie skończyła. Kobieta zakończyła wprawdzie związek z partnerem, z którym ruszyła w trasę, ale wyprawę kontynuuje. Mało tego, nie ogranicza się jedynie do poruszania się amerykańskimi bezdrożami. Kilkukrotnie wyruszyła też za ocean.
- Kiedy nie mieszkam w swoim maleńkim domu, podróżuję z plecakiem po świecie – wyjaśnia Jenna. - Wierzę, że skromne życie i podróżowanie idą ze sobą w parze. Tak naprawdę mogę podróżować tylko dzięki temu, że postawiłam na prosty styl życia w przystępnej cenie.
Dzięki swojej filozofii Amerykanka odwiedziła już: Islandię, Francję, Kostarykę, Meksyk, Hiszpanię, Tajlandię, Hawaje, Tajwan, Peru czy Gwatemalę. Gdy wyrusza w daleką podróż, swój mobilny dom pozostawia w Ameryce. Nawet będąc daleko, zawsze ma jednak świadomość, że ma swój własny kąt, do którego może wrócić. Jak przekonuje, aby być szczęśliwym, czasami wcale nie trzeba wybierać pomiędzy budową domu i podróżami. Wystarczy znaleźć złoty środek, co czasami jest łatwiejsze, niż się zdaje.