Mówi o sobie "Tinder surfer". Jego pomysł na darmowe spanie to randkowanie
Belg Anthony Botta jest dumny z tego, że "przechytrzył system". Podróżuje po świecie, wykorzystując popularną aplikację randkową (dzięki niej znajduje darmowe noclegi), a swoimi osiągnięciami chwali się w mediach społecznościowych. Na jego liście są m.in. dziewczyny z Wrocławia i Krakowa.
"Mam nadzieję, że spotkasz psychopatkę (pokroju Cathy Bates), która zaciągnie cię do swojej piwnicy i zrobi z tobą porządek" – pisze internautka beverly.melrose pod jednym ze zdjęć Anthony’ego Botty. Widzimy na nim zadowolonego z siebie 25-latka. Niebrzydkiego – trzeba przyznać – i dobrze ubranego. Towarzyszą mu dwie śliczne hostessy (fotka została zrobiona – jak możemy się domyślać – na jakimś pokazie motoryzacyjnym). W dalszej części komentarza (z racji na użycie niecenzuralnych słów nie będziemy przytaczać) beverly.melrose powątpiewa w wielkość przyrodzenia podróżnika-lowelasa i nazywa go wielkim przegranym, skoro woli wykorzystywać kobiety, niż wydać 20 dol. na hostel.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
To nie jedyny uszczypliwy komentarz na temat Anthony’ego, jednak obok krytyki pojawiają się też słowa uznania. "Ten koleś jest bogiem" – wyznaje niejaki julian_anton. "Jesteś moim wzorem" – pisze (z błędem, bo język angielski, w którym odbywa się konwersacja, jest trudny, jak wiadomo) gonzza7. "Fajne spodnie" – nieco zbacza z tematu instagramowiczka superwiniur. Wypowiedzi jest znacznie więcej, a wszystko to pod jednym wpisem Zebotty (bo pod takim pseudonimem znany jest w mediach społecznościowych sprawca zamieszania, Anthony).
Pochodzący z Brukseli "Tinder surfer" twierdzi, że pomysł, który wciela w życie, jest przełomowy. Jego zdaniem nikt nie wymyślił wcześniej, by wykorzystać aplikację randkową do znajdowania darmowych noclegów. Sprytne? Co do tego lowelas nie ma wątpliwości. Na dowód przedstawia liczby: w ciągu zaledwie dwóch miesięcy odwiedził 20 miast w Europie i nie wydał grosza na zakwaterowanie, bo ugościły go kobiety poznane na Tinderze. Dzięki swojemu "genialnemu" patentowi Botta niemal zupełnie bezkosztowo podróżował do Holandii, Niemiec, Austrii, Węgier, Słowacji, Czech i – a jakże by inaczej – Polski (gościł m.in. we Wrocławiu i Krakowie)
.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Belgijskiego Cassanovę rozpiera duma. "Mam cholernie dobre życie" – oznajmia pod fotką, na której raczy się winem na balkonie należącym do jakiejś poznanej w internecie pani. A w rozmowach z zagranicznymi mediami (które oczywiście podchwyciły temat) peroruje, że "wiele się dowiedział o sobie w czasie tych podróży". Tłumaczy też: – Oszczędzanie pieniędzy to nie jest najważniejszy element mojego konceptu. Bardziej chodzi mi o spotykanie nowych osób, poznawanie nowych kultur, odkrywanie miejsc, w których nigdy wcześniej nie byłem. Uwielbiam wychodzić poza swoją strefę komfortu, a Tindersurfing doskonale się w tym przypadku sprawdza.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Z wrażenia/przerażenia opadły wam szczęki? Też nie możemy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. A to nie koniec rewelacji. 25-latek wyjaśnia, że jego podróże nie są całkiem darmowe, bo musiał zainwestować w płatną wersję aplikacji Tinder Plus. Niewtajemniczonym wyjaśniamy: w wersji bezpłatnej aplikacja proponuje nam potencjalnych kandydatów na randkę, biorąc pod uwagę m.in. odległość geograficzną, która dzieli daną osobę od nas. Limit to 160 km. Ci, którzy chcą szukać miłości dalej (np. w kraju na drugim krańcu świata, do którego zamierzają podróżować) muszą dokonać opłaty w wysokości kilku dolarów miesięcznie (stawki różnią się w zależności od regionu, w którym się zarejestrowaliśmy) i wykupić wersję premium aplikacji. Sami przyznacie, że "inwestycja" Botty obciążona jest dużym ryzykiem. Bo co w sytuacji, gdy w mieście, do którego chłopak chce pojechać, nikt mu się nie spodoba?
Tak randkują Polacy - miłość w czasach Tindera. Zobacz wideo
Anthony jest przygotowany i na tę ewentualność. – Nie jestem wybredny. Ostatecznie chodzi przecież o to, żeby znaleźć nocleg – tłumaczy w jednym z wywiadów. Chyba zupełnie nie zauważa, że wypowiadając te słowa, zaprzecza swoim innym wypowiedziom. I wpisom, w których wyrażał dość radykalne opinie na temat poznanych na Tinderze osób. Przykład? Na swoim profilu na Instagramie podzielił się fragmentem konwersacji z dziewczyną, której z właściwą sobie butą oznajmił: "Słowa nie są w stanie wyrazić twojego piękna. Ale liczby tak. 3/10".
Zabawne? Raczej nie na poziomie. Tak samo zresztą jak cały "rewolucyjny" projekt Zebotty. Poprosiliśmy go o komentarz do wspomnianych sytuacji. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Trochę nas dziwi to ociąganie się. Nie jesteśmy przecież naiwni – doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że strategia Belga to nic innego, jak prosty (by nie powiedzieć dosadniej) sposób na zdobycie rozgłosu w mediach poprzez granie na kontrowersji. Co mu się niestety udaje.