Mówił, że załatwi się na podłodze. Przez aferę toaletową kapitan zawrócił samolot
Przedziwna sytuacja miała miejsce na pokładzie samolotu lecącego z Birmingham do Amsterdamu. Między pasażerem, który narzekał na pełny pęcherz, a stewardesą doszło do kłótni. Jej skutkiem było zawrócenie samolotu. Afera toaletowa znalazła finał a sądzie.
24.11.2017 | aktual.: 24.11.2017 10:38
Samolot startował z Birmingham w Anglii. Zgodnie z zapisami Birmingham Magistrates Court, mężczyzna i trzech jego "hałaśliwych" przyjaciół weszło na pokład samolotu. Standardowo, wszyscy znajdujący się na pokładzie otrzymali komunikat o zapięciu pasów. W tym momencie pan Tabberner powiedział, że natychmiast musi skorzystać z toalety. Kazano mu czekać.
Stewardesa Robyn Pascoe zeznała w sądzie twierdziła, że Tabberner zagroził, że zrobi "siku na podłogę", jeśli nie pozwoli mu skorzystać z WC, ale stewardesa mówi, że miała obowiązek odmówić. Kilka chwil po starcie Pascoe powiedziała, że sama poszła skorzystać z toalety, na co załoga samolotu miała zgodę od kapitana, a kiedy wychodziła pan Tabberner, czekał przy drzwiach. "Poszłam do toalety i kiedy wyszłam, czekał, próbując wejść" – mówiła w Pascoe w "Birmingham Mail".
"Powiedziałam mu, że musi wracać na swoje miejsce, ponieważ sygnał zapiętych pasów bezpieczeństwa był nadal włączony. Mężczyzna jednak upierał się: "Byłaś w toalecie, więc dlaczego ja nie mogę?".
Stewardesa tłumaczy, że w tym ciasnym przejściu mężczyzna zaczął agresywnie machać rękami i krzyczeć. "Byłam przerażona. Miałam do czynienia z wieloma hałaśliwymi pasażerami, ale nic podobnego nie spotkało mnie w ciągu ostatnich 7 lat".
Jak informuje "FOX News", Sytuacja została zauważona przez innego członka załogi i ten zgłosił ją kapitanowi. Samolot zawrócił do Birmingham, a mężczyzna w końcu usiadł na swoim miejscu. Jednak konsekwencje dla obojga zaangażowanych w spór, okazały się naprawdę przykre. Po siedmiu latach pracy w powietrzu, stewardesa powiedziała w sądzie, że ta sytuacja wywołała u niej poważne lęki i ostatecznie zrezygnowała z pracy.
Tabberner tłumaczył, że "tak bardzo potrzebował skorzystać z toalety, że czuł się jakby umierał". Gdy tylko postawił stopę w samolocie sądził, że nie wytrzyma. Stwierdził, że był zdenerwowany i zdezorientowany, ale absolutnie nie był agresywny. Dodał, że przeprosił pasażerów, za to że samolot przez niego zawrócił.
Gdy maszyna wylądowała, mężczyzna wraz z kolegami opuszczali podkład w asyście policji. Teraz sędzia wydał wyrok. Uznał Tabbernera za winnego. Mężczyzna musi zapłacić 2700 dolarów grzywny. Został też zobowiązany do pokrycia kosztów sądowych.