Najpiękniejsze miejsce Bliskiego Wschodu. "Wow, co za nieziemski klimat"
Wadi Rum to słynna jordańska pustynia o iście marsjańskiej scenerii i przestrzeniach, które wbijają w fotel. Mówią, że to najpiękniejsze miejsce Bliskiego Wschodu. Mówią, że jedna z piękniejszych pustyń świata. Największa po Petrze atrakcja Jordanii – tak twierdzą. Sprawdziliśmy, czy to prawda, a zachwyt nad tym miejscem jest uzasadniony.
Przez kilka dni eksplorowaliśmy Wadi Rum, a w zasadzie to jej fragment, bo to przecież 720 km kw. skał i czerwono-żółtego drobnego pyłu. Dwa dni w piaskowym imperium beduinów, które tak urzekło śp. Dawida Herberta Lawrenca, brytyjskiego eseisty i największego popularyzatora tego skrawka ziemi.
Pustynia Wadi Rum. Czym jest ta piękna kraina?
Nie będzie dużym zaskoczeniem, jeśli wspomnę, że Jordanię odwiedziliśmy podobnie jak 99 proc. przyjezdnych dla dwóch atrakcji rangi światowej tj. ruin starożytnego miasta Petra i rezerwatu Wadi Rum. Nie dla Ammanu, malowniczych kurortów Akaby czy sanatoryjnych właściwości Morza Martwego. Interesowały nas dwa cuda świata, znane z historii, literatury i wielkich ekranizacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Zdradzają maltańskie sekrety. "Mało kto o nich wie"
Bardzo chcieliśmy się nie rozczarować, potwierdzić piękno jordańskich widokówek z Google’a i powiedzieć po powrocie: warto było, to niesamowite miejsca. Problem "największych atrakcji" był nam znany już wcześniej. W większości przypadków "turystyczna wizytówka kraju" okazywała się mniej atrakcyjna od przypadkowo zwiedzonych miejsc, którym nie poświęca się tylu stron w przewodnikach.
Całe szczęście w przypadku Jordanii ziścił się plan idealny. Oba miejsca okazały się genialne, a Wadi Rum to najładniejsza pustynia na jakiej dotychczas byliśmy. O ile mongolską Gobi tak naprawdę tylko liznęliśmy, jej jordański odpowiednik mogliśmy poznać bardziej od środka. Lawrence miał niezły materiał dla swojej literackiej twórczości. Ale po kolei, najpierw kilka ciekawych faktów.
Witaj na niezamieszkałej planecie
Cechą charakterystyczną Wadi Rum jest czerwono-pomarańczowy kompozyt ze skał i piasku, który nadaje temu miejscu wygląd niezamieszkałej planety. Kolor jest konsekwencją występowania w skałach tlenku żelaza. Jest to jedno z tych miejsc, na widok których mówi się: wow, co za nieziemski klimat! Nie dziwi więc, że kosmiczną scenerię wykorzystało wielu uznanych reżyserów w filmach takich jak Marsjanin, Lawrence z Arabii czy Prometeusz. Wadi Rum to największa pustynia Jordanii z najwyższym punktem Dżabal Umm ad Dami (1840 m n.p.m.), ze szczytu którego dostrzec można terytoria Arabii Saudyjskiej i Morze Czerwone.
Pustynia inna niż pozostałe
Gdy obejrzy się zdjęcia z łazika Curiosity, pojawią się uzasadnione skojarzenia Wadi Rum z czerwoną planetą. Topografia terenu dla obu tych lokalizacji jest bardzo podobna, trudno się więc dziwić, że Ridley Scott wybrał to miejsce do kręcenia Prometeusza i Marsjanina. Bez wątpienia kraina ta ma swój niepodrabialny charakter i nie jest podobna do żadnej innej pustyni na ziemi.
Zadziwiają intensywne kolory, które zmieniają swoją barwę kilka razy dziennie w zależności od sytuacji na niebie. Liczne wąwozy i skały z piaskowca i granitu robią gigantyczne wrażenie. Klimat na Valley of the Moon, jak przyjęło się nazywać to miejsce, jest bardzo specyficzny.
Miejsce odosobnienia i orientu
Przebywaniu na Wadi Rum towarzyszy uczucie pełnej egzotyki i odosobnienia. Człowiek czuje się, jakby był gdzieś daleko od domu, gdzieś na odległym krańcu świata. Uczucie to wzmaga obserwowanie beduińskiego stylu życia, począwszy od parzenia herbaty, przez kopcenie fajki wodnej aż po długie i leniwe leżakowanie, przerywane momentami podśpiewywaniem ludowym pieśni religijnych.
Vademecum pustynnego szczura, czyli ABC Wadi Rum
Na Wadi Rum można wybrać się bez żadnego planu i wcześniejszego przygotowania. O nocleg i zorganizowaną wycieczkę jest bardzo łatwo, bowiem na terenie rezerwatu funkcjonuje zaskakująco duża liczba obozów prowadzonych przez beduinów. Turystyka jest głównym źródłem dochodu dla tego pustynnego ludu, trzeba więc pamiętać o tym, że biały turysta będzie lustrowany głównie pod kątem zawartości portfela.
Cena bazowa, którą proponują Jordańczycy jest zawrotna, targowanie jest niezbędne, aby nie zostać ostatnim frajerem. Ale spokojnie, zbicie ceny w eleganckim stylu będzie traktowane przez Beduinów z pewną dozą zrozumienia, a nawet szacunku. Pamiętajcie jednak, że beduini to cwane pustynne lisy i poza kosztem wycieczki będą oczekiwali napiwków za ponadprogramowe atrakcje w postaci żarcików, śpiewów i nieustannego usługiwania.
Jak dostać się na Wadi Rum?
Do Wadi Rum prowadzi bardzo prosta droga. 90 proc. turystów przyjeżdża na miejsca bezpośrednio z Petry tzw. Desert Highway (Autostradą Pustynną) lub z najbardziej wysuniętego na południe miasta kraju – Akaby. Punkt startu najczęściej stanowi Wadi Rum Village, gdzie zostawia się samochód, kupuje wycieczkę i prowiant, a następnie udaje wgłąb pustyni. Najszybszym sposobem jest podróż wynajętym samochodem. Duża część agencji turystycznych gwarantuje również bezpośredni transfer z Akaby (70 km, godzina drogi).
Nasza podróż wyglądała nieco odmiennie. Z naszą jordańską wtyczką, Mohamedem aka "Snoop Doog", umówiliśmy się pod popularnym w Akabie lokalem Alibaba. Nasz znajomy korzystał z usług tego pana rok wcześniej podczas wielomiesięcznej podróży po Bliskim Wschodzie. Mohamed okazał się w porządku, wydzwonił swoich beduińskim ziomków i załatwił nam dokładnie to, co chcieliśmy, czyli kameralny camp w odizolowanej części rezerwatu. Ciemną stroną naszej transakcji był nieanglojęzyczny personel, co powodowało dwa dni rozmów na poziomie kali jeść kali pić. Miało to oczywiście swój plus – możliwość poczucia bliskowschodniego klimatu w pustynnym wydaniu.
Ile kosztuje nocleg w beduińskim campie?
Wjazd na teren rezerwatu Wadi Rum jest płatny i wynosi 1 JOD (5 zł) dla Jordańczyków i 5 JOD (ok. 24-26 zł) dla turystów. Trzeba mieć świadomość, że eksplorowanie pustyni na własną rękę jest zabronione. Przyjezdni są zobligowani do wykupienia prywatnego touru z przewodnikiem. Ceny są różne w zależności od poziomu zakwaterowania, wyżywienia i dodatkowych atrakcji. My za dwa dni przebywania w beduińskim campie (bez spania w nim – mieliśmy własny namiot i spaliśmy poza terenem obozu), pełne wyżywienie, kierowcę z samochodem i podwózkę 15 km do parkingu za rezerwatem, zapłaciliśmy 700 zł na dwie osoby. Może to nie Black Friday, ale patrząc na rozrzut cen kwota ta wydała nam się atrakcyjna.
Płacisz za wszystko, nie ma nic za darmo
Jordania uświadomiła nas w przeświadczeniu, że Arabom trzeba płacić za wszystko. Oto kilka przykładów absurdalnego zachowania. Gdy już dograliśmy nocleg na pustyni, Mohamed oddelegował nas do swojego znajomego taksówkarza, który jechał w kierunku pustyni. Mieliśmy jechać za nim, mimo iż tłumaczyliśmy, że to niepotrzebne. Internet w regionie śmigał z zawrotną prędkością i problem nawigacji nie istniał. Byliśmy więc przekonani, że to przy okazji kursu z klientem, ot tak, przyjacielski gest przyjacielsko wyglądającego Jordańczyka. Nic z tych rzeczy biali frajerzy!! Płacić trzeba! Po 15 minutach zadzwonił Mohamed, prosząc, abyśmy przekazali stosowny napiwek uczynnemu panu kierowcy taksówki.
W beduińskim campie było początkowo podobnie. Dodatkowa kasa na dodatkową herbatkę, dodatkowa kasa za dodatkowego buszka sziszy etc. Kraina tipów, co to się należą za wszystko i dla każdego, kto śpiewa po arabsku i ma na sobie czerwoną kefiję. Dopiero po dobie nasi jordańscy koledzy z drużyny zrozumieli, że napiwek ma charakter fakultatywny, a najlepszym sposobem na jego otrzymanie jest skromność i profesjonalizm. W Petrze doszło prawie do linczu, gdy odmówiliśmy napiwków za przejażdżkę koniem, który był w cenie wejściówki. Pod tym względem Jordania stoi w kontrze to Iranu, gdzie każda forma zapłaty za cokolwiek uważana byłaby za policzek i brak wychowania.
Autor: NaWylocie.pl