Najważniejsza noc w Porto. "Problemy i zmartwienia zostawiamy w domu"
Gdy wybija północ, niebo rozbłyska jaskrawym światłem. Tłum gwiżdże i wiwatuje, choć nie jest to sylwestrowa noc. Jeszcze chwilę temu wszyscy tłukli się po głowach plastikowymi młotkami. - W Polsce by to nie przeszło - mówi WP Ania, turystka z Polski. To najdłuższa i najdziwniejsza noc w Porto.
Fajerwerki, lampiony, sardynki i gumowe młotki. Te cztery elementy składają się na nietypowy, lecz urzekający obraz obchodów nocy świętojańskiej w Porto.
W tym roku już wczesnym rankiem na nabrzeżu rzeki Duoro robiło się tłoczno. Ulice wibrowały imprezową energią. Ludzie byli naelektryzowani. Przez dwa lata, z powodu pandemii, nie mogli świętować swojego ukochanego festiwalu - São João Festival, czyli imienin św. Jana (23 czerwca), który jest patronem Porto. Dla mieszkańców miasta to naprawdę wyjątkowy dzień i świętuje się go z pompą.
- Noc São João to jedna z najważniejszych imprez Porto i Północnej Portugalii. Jest ku temu wiele powodów. Właśnie ta impreza jest znana jako najdłuższa w całym roku. Ulice miasta są pełne ludzi, mieszkańców i turystów, zewsząd słychać muzykę i na każdym kroku znajdziemy coś dobrego do zjedzenia - mówi WP Luís Pedro Martins, prezes Biura Promocji Turystycznej Porto i Północnej Portugalii. - Tego dnia problemy i zmartwienia zostawiamy w domu. Główną ideą tego święta jest celebrowanie życia, w czym mieszkańcy północy kraju są najlepsi - dodaje.
Zobacz też: Blue Lagoon. Najsłynniejsza atrakcja Malty
Dostałeś młotkiem w głowę? To na szczęście
Na obchody nocy świętojańskiej zjechali tysiące Portugalczyków. Nocą ulicami falami rozpływały się tłumy mieszkańców z domieszką słodko zdumionych turystów. Niektórzy nosili na głowach czapki w kształcie kufla z piwem, nawiązujące do browaru Super Bock, który jest wiodącą marką piwa w Portugalii. W powietrzu unosił się zapach grillowanych sardynek i nadchodzącego lata.
Najdziwniejszym elementem tradycji świętojańskiej w Porto są plastikowe, piszczące młotki, którymi przechodnie biją się wzajemnie po głowach. Uderzenie zabawkowym narzędziem ma - zgodnie z tradycją - przynosić szczęście, także wszyscy chętnie nadstawiają głowy podczas spaceru po Porto.
- Jak zobaczyłam te młotki, to zgłupiałam. Nie wiedziałam, o co chodzi kiedy pierwszy raz oberwałam nim w głowę. Dopiero potem zauważyłam, że prawie każdy trzymał w ręce taki plastikowy młotek – mówi WP Ania, turystka z Wrocławia. - Ludzie w najlepsze się nimi okładali. W Polsce by to nie przeszło. Byłoby pewnie więcej płaczu niż zabawy – dodaje.
Najpiękniejszy festiwal odbywa się na niebie
Ale największa magia działa się dopiero wieczorem. Kiedy zaszło słońce, a niebo nad doliną Duoro zrobiło się granatowe, nad miastem zamiast gwiazd rozbłysła ruchoma konstelacja lampionów.
- Pomyśl życzenie i pozwól mu polecieć prosto do nieba – mówi mi chłopak, gdy stoimy na dachu hotelu. Chwilę później odpala knot, a lampion delikatnie rwie się do lotu. Niebo wygląda jak z bajki. Zaraz północ. Nad rzeką jest już tłoczno. Wszyscy schodzą się, by zobaczyć najważniejsze wydarzenie tego wieczoru.
W drodze na nabrzeże delikatnie zwróciłam uwagę naszej przewodniczce, że lampiony są niebezpieczne dla środowiska i nieekologiczne. Spytałam, w jaki sposób miasto reguluje tę kwestię. W odpowiedzi powiedziała mi, że lampiony w Porto można puszczać tylko w tę jedną noc. Policja oraz straż pożarna czuwają w tym czasie nad bezpieczeństwem. Miasto organizuje również w tym dniu główną atrakcję: 15 minutowy pokaz fajerwerków.
Porto jest gotowe na przyjazd turystów
Gdy wybiła północ, niebo rozbłysło jaskrawym światłem. Nad głowami widzów, różnorakich układach tańczyły sztuczne ognie. Ziemia drżała, a huk wybuchów wdzierał się między wiwatujący tłum. Ludzie gwizdali i klaskali, celebrując noc św. Jana i początek lata.
Choć to koniec oficjalnych atrakcji, impreza w mieście trwała do bladego świtu. Porto jest już gotowe na przyjazd turystów. Miasto stęskniło się za nimi jak nigdy dotąd.