O magii Trzeciego Świata - rozmowa z Tadeuszem Biedzkim
„Byłem u Dajaków – prawdziwych łowców głów, którzy nadal obcinają głowy wrogom i wieszają w klatkach przed domami.” - mówi Tadeusz Biedzki podczas rozmowy z Wirtualną Polską. Autor książki "Dziesięć bram świata" opowiedział jak to się stało, że zjeździł niemal cały Trzeci Świat, niejednokrotnie ryzykując życiem.
„Byłem u Dajaków – prawdziwych łowców głów, którzy nadal obcinają głowy wrogom i wieszają w klatkach przed domami.” - mówi Tadeusz Biedzki podczas rozmowy z Wirtualną Polską. Autor książki _ Dziesięć bram świata _ opowiedział jak to się stało, że zjeździł niemal cały Trzeci Świat, niejednokrotnie ryzykując życiem, w jakich miejscach najłatwiej paść ofiarą strzelaniny i jak skończyła się romantyczna wyprawa na Kretę.
Tadeusz Biedzki *przeżył podczas swych podróży dramatyczne chwile. Poznał też setki osób i ich losy. Spośród wielu miejsc i dziesiątek zapierających dech w piersiach przygód - wybrał dziesięć, które wywarły na nim największe wrażenie. I to nie ze względu na nieziemskie krajobrazy czy rajskie plaże. Najważniejsi w *_ Dziesięciu bramach świata _ są ludzie i ich życie. - To jest książka o niezwykłych losach ludzi żyjących gdzieś na krańcach świata. Dla mnie zawsze najważniejszy jest człowiek – tak podsumował swoją pracę.
WP: Dlaczego wybrał Pan akurat taki sposób na zwiedzanie świata?
Hotel i plaża nudzą. Jestem ciekawy innych ludzi. Szybko zorientowałem się, że wakacje w hotelu nie dają szans na spotkania z nimi. To jest takie lizanie cukierka przez szybkę, a ja chciałem go ugryźć. Uznałem, że samodzielne wyprawy to lepsza możliwość poznania nowych osób. Nie da się tego zrobić podczas zorganizowanej wycieczki, natomiast udaje się, gdy zamieszkamy w jednym domu, żyjemy z nimi na co dzień, razem pracujemy. Wtedy jest ogromna szansa żeby poznać tych, którzy nas goszczą, dowiedzieć się czegoś o ich życiu. Oni otwierają się, zaczynają opowiadać, czasem tak niezwykłe historie, że nadają się do spisania i wydania w książce.
WP: Czy to jest najlepszy sposób, aby poznawać poszczególne kraje, takie spotkania ze zwykłymi ludźmi?
Oczywiście. Każdy kraj tworzą zwykli ludzie, a nie ci nadzwyczajni. Ludzie wyjątkowi, wybitni są jednostkami, które nie kształtują państwa. Kiedy poznamy najlepiej Polskę? Kiedy poznamy Polaków. To samo dotyczy każdego narodu na świecie. A przy okazji poznajemy miejscową przyrodę i kulturę.
WP: Czy można zatem powiedzieć, że z podróży zamiast pamiątek przywozi Pan relacje z ludźmi?
Przywożę znajomości i dobry kontakt. Wiem, że gdybym drugi raz przyjechał, to by mnie przyjęli serdecznie. To są z reguły bardzo biedni ludzie, ale oni potrafią podzielić się wszystkim, co mają. My naszym bogactwem nie potrafimy się dzielić.
WP: Kiedy odbył Pan pierwszą podróż bez biura podróży?
Tunezja, początek lat 90. To była jeszcze trochę turystyczna podróż, ale już zacząłem wynajmować samochód, jeździć po miasteczkach, docierać gdzieś w głąb. I wtedy złapałem bakcyla, zrozumiałem, że to jest właśnie to, co pozwoli mi poznać o wiele lepiej ludzi i miejsca. To była moja pierwsza taka pół samodzielna podróż.
WP: Który kraj był najtrudniejszy do podróżowania pod względem bezpieczeństwa?
Najbardziej niebezpieczna jest Ameryka Południowa. To wręcz bandycki kontynent. W każdej chwili można znaleźć się w środku strzelaniny, a ktoś przyłoży nóż czy pistolet do skroni. Z kolei najtrudniej podróżuje się po Afryce. Tam nie ma porządnej komunikacji. Podróżuje się w egzotycznym autobusie lub na pace ciężarówki z tłumami Afrykanów, kozami, kurami, wszystkim, co żyje. Toczy się tam strasznie bujne życie. Kiedyś z żoną jechałem rejsowym autobusem z Senegalu do Mali i to była wyjątkowo pouczająca podróż. Spędziliśmy w tym autobusie 12 godzin, w tłoku i ciasnocie. Ale zobaczyłem rzeczy, o których nie przeczyta się w książce i nie zobaczy ich w żadnym filmie. Afrykę często postrzegamy jako piękną i zieloną, ale to nie do końca prawdziwy obraz. Ten kontynent jest światem biednych ludzi, którzy walczą o przeżycie kolejnego dnia, o jednego banana czy bułkę. Nie wiedzą, jaki będzie następny dzień. A jednocześnie to świat ludzi, którzy nie chcą i nie potrafią pracować, ale za to przepięknie marzą. Nikt tak
pięknie nie marzy jak Afrykanie.
WP: Czy można powiedzieć, że przez kolonizację cywilizacja europejska popsuła Afrykanów?
Kiedy biały człowiek pojawił się na Czarnym Lądzie, narzucił model życia sprzeczny z doświadczeniami Afrykanów. Przez to Afryka została zmieniona, zaburzono pewną równowagę. Podam przykład: póki nie przybyli tam biali, nie było żadnych miast, tylko wsie. Europejczycy zaczęli budować miasteczka. A jakie? Afrykańskie? No nie, powstawały europejskie – wydzielano miejsce na rynek, budowano kościół, wokół kamieniczki, dalej domy bardziej zamożnych kupców. No i tak powstawała faktoria, w której mieszkali biali i która była odwzorowaniem europejskich miast. Dopiero w połowie XX wieku, gdy powstawały państwa afrykańskie, zaczęli tam przybywać Afrykanie. A że w Afryce obowiązuje ogromna solidarność i więź rodzinna, więc rodziny miejscowych dygnitarzy ściągały tam licząc na lepsze życie. Rozumowali po afrykańsku: skoro mój kuzyn wiedzie dobre życie jako minister, to i mnie się będzie dobrze żyło. Zaczęli budować wokół tego dawnego miasta drugie, przyklejone do pierwszego. Ale to już były takie miasta-wsie, gdyż
przybysze nie znali innych wzorców. Żyli tam, jak wcześniej na wsi, razem ze zwierzętami. Jednak największa tragedia wydarzyła się po suszy, która dotknęła Afrykę w latach 80. XX wieku. Wtedy pomoc żywnościowa docierała głównie do miast. Więc głodni ludzie ze wsi przybywali tam, aby przetrwać i już zostawali. Oni jednak nie mogli liczyć na niczyją pomoc, tak jak wcześniej rodziny nowej władzy. Wtedy powstał trzeci krąg zabudowań – tym razem były to _ slumsy _. Schronienia zbudowane z kartonów, blachy, desek, pełne śmieci. Zamieszkane przez ludzi, którzy nie mieli żadnych perspektyw.
WP: Jakie były najniebezpieczniejsze momenty podczas Pańskich podróży?
Było ich kilka, a każdy inny. W San Paulo z żoną i małżeństwem znajomych zobaczyliśmy klub, w którym miejscowi tańczyli. Podeszliśmy, żeby się przyjrzeć i zrobić zdjęcia. To był błąd. Mimo że na ulicach były tłumy ludzi, mimo iż co 100 m na skrzyżowaniach stały wieże jak w obozach koncentracyjnych, a na każdej policjant z karabinem. I co? Akcja trwała 3 sekundy. Mój przyjaciel, dwumetrowy dryblas, padł na ziemię jak rażony piorunem, leżałem ja i żona przyjaciela. Nie wiem jak to się stało, ale koledze wyrwali aparat z poszewką od spodni. Moja żona, której nie zaatakowano, bo była nieco z przodu, widziała jak ten aparat leciał z rąk do rąk, na druga stronę ulicy. Skończyło się na strachu i utracie aparatu.
Groźniejsze wydarzenie miało miejsce w Indonezji. We wciąż aktywnym wulkanie Kawah Ijen funkcjonuje wyrobisko siarki. Kosze pełne urobku wynoszone są przez mężczyzn na plecach na skraj kaldery. Każdy nieostrożny krok może skończyć się upadkiem, a nawet śmiercią, ale to siarka jest największym wrogiem. Wdychane przez górników-tragarzy opary niszczą płuca i przewód pokarmowy. Kiedy byłem na dnie kaldery, tuż przy wyrobisku, zawiał wiatr, który przygnał opary siarki. Gdyby kolejny powiew nie zdmuchnął ich – nie przeżyłbym. A i tak przez kilka godzin bolały mnie płuca, paliło gardło i nos, piekły oczy.
W Indiach miałem przygodę przez zdjęcia, których nie wolno robić. Wściekły Hindus syczał mi do ucha: – No photo, mister! No photo! Miał rację, nie powinienem fotografować palących się zwłok. Utrwalałem tę scenę nie tylko z powodu kremacji. Przed oczyma i obiektywem jawił się obraz będący kwintesencją Indii. Obok płonących zwłok i grupy żałobników toczyło się codzienne życie. Robiłem ostatnie fotki, gdy kątem oka dostrzegłem, jak wyciąga zza pazuchy długi nóż i wściekły naciera na mnie. Odbiłem ręką cios i rzuciłem się do ucieczki. Te sytuacje są jednak ceną za zobaczenie rzeczy niezwykłych.
WP: Który kraj, Pana zdaniem, ma najgorszą opinię, a jest w nim wyjątkowo bezpiecznie?
Afryka ma złą opinię, a nie jest niebezpieczna. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku. Z kolei bardziej niebezpieczna niż się uważa jest Ameryka Południowa. Bardzo bezpieczny i fascynujący jest Wietnam. Spodobał mi się bardziej niż Chiny. To jest fantastyczny kraj z niezwykle pracowitymi ludźmi.
WP: A kraje arabskie? Zwłaszcza te, w których obowiązuje prawo szariatu?
Islam staje się niewiarygodnie agresywny, nigdy wcześniej taki nie był. Jeszcze 15 lat temu w Afryce Zachodniej była pełna tolerancja religijna, nawet odbywały się wspólne pielgrzymki muzułmanów i chrześcijan, którzy wspólnie modlili się. Agresywny islam, wykreowany trochę przez Al-Kaidę, trochę, niestety, przez Amerykanów i Europejczyków, powoduje, że świat, który był bezpieczny, staje się coraz bardziej niebezpieczny. W ogóle dziś jest bardziej niebezpiecznie na świecie niż było 10-15 lat temu.
WP: Nie nudzi, nie męczy Pana ten Trzeci Świat?
Nasza ciekawość świata jest ogromna, a świadomość, że coraz mniej czasu zostaje jest równie duża, więc oboje z żoną odczuwamy pewne nienasycenie światem. Postanowiliśmy, że dopóki zdrowie i siły pozwolą będziemy podróżować w te odległe miejsca, a jak już nie będziemy mogli, to sobie pojeździmy po bardziej egzotycznych miejscach Europy, takich jak Kastylia czy Kraj Basków.
WP: A zdarza się Panu jeszcze wyjechać na taki zwykły urlop wypoczynkowy?
Dziewięć lat temu postanowiłem zrobić żonie niespodziankę i na rocznicę ślubu wykupiłem typowe wczasy na Krecie. Super było. Rano śniadanie, potem plaża, potem obiad, potem plaża, kolacja i na szczęście sporo dobrego alkoholu. Fajnie. Pierwszy dzień. Drugi dzień: rano śniadanie, potem plaża, potem obiad, potem plaża i … nie wytrzymaliśmy. Prosto z plaży poszliśmy do rent-a-car , wypożyczyliśmy auto i zjeździliśmy całą Kretę. Poznaliśmy fajne wioseczki, spotkaliśmy starych Greków, jedliśmy w knajpkach, gdzie nie było żadnego turysty. I tak się skończył romantyczny pobyt w hotelu.
WP: A jakie są Pana najbliższe plany? Gdzie Pan się teraz wybiera?
Wróciłem niedawno z Indonezji i muszę tam jechać ponownie. Zobaczyłem bowiem rzeczy absolutnie niesamowite. Byłem u Dajaków – prawdziwych łowców głów, którzy nadal obcinają głowy wrogom i wieszają w klatkach przed domami. Słyszałem fantastyczną opowieść Dajaka, widziałem absolutnie niesamowite pogrzeby Toradżów. Pogrzeb rodzica jest dla nich najważniejszym wydarzeniem w życiu. Potrafią na niego pracować 5, a nawet 10 lat. Widziałem niemowlaczki chowane w drzewach, żeby kontynuowały tam życie. Co ciekawe, wybierane są tylko te drzewa, które mają biały sok, żeby przypominał mleko matki. Chcę tam jechać ponownie, żeby zobaczyć ludzi żyjących na drzewach na Nowej Gwinei. Ale w najbliższym czasie, na dniach, wyjeżdżamy do Afryki, tam, gdzie trwa wojna z ebolą. Mam nadzieję, że szczęśliwie wrócimy.
WP: Czy tego typu podróżowanie jest drogie? Czy porównywalne z wakacjami typu all inclusive?
Oczywiście trudno jeździć za darmo, sam bilet na samolot kosztuje sporo. Ale na miejscu jest tanio. Na przykład w Azji jest świetne i tanie jedzenie. Proszę sobie wyobrazić, że za 3 zł można naprawdę porządnie się najeść, oczywiście jadając w lokalnych knajpkach, tam gdzie miejscowi. Tylko raz, w Mali, zdarzyło mi się zatruć. Tani jest transport i noclegi. Jak zbierze się trochę doświadczenia, to można zobaczyć świat znacznie taniej i o wiele więcej, niż podczas wycieczki z biurem podróży. Potrzeba tylko trochę odwagi. No i warto znać języki.
Rozmawiała Urszula Drukort-Matiaszuk/if, Wirtualna Polska
Tadeusz Biedzki – przedsiębiorca, podróżnik i pisarz. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych reporter „Polityki” i „Przeglądu Tygodniowego”. Po upadku komunizmu redaktor naczelny „Trybuny Śląskiej” (1991-2000). Właściciel kilku firm. Od ponad dwudziestu lat podróżuje z żoną po świecie, zaglądając tam, gdzie nie docierają turyści. Odwiedził kilkadziesiąt państw. Fascynuje go egzotyka, Trzeci Świat i historia. Przeżył niebezpieczne przygody, poznał niezwykłych ludzi i był świadkiem niesamowitych wydarzeń.
Swoje przeżycia, fascynujące miejsca i ludzi opisuje w książkach i reportażach. Jego wydany w 2012 roku _ Sen pod baobabem _ uznano za „Podróżniczą książkę 2012 roku”. W ubiegłym roku ukazała się _ Zabawka Boga _ porównywana z „Kodem Leonarda da Vinci” oraz „Imieniem Róży” i uznana przez recenzentów za nowatorską powieść, łączącą elementy podróżnicze, historyczne i sensacyjne; w 2014 roku Zakon Rycerski Templariuszy nagrodził go za nią Honorowym Mieczem Dobrego Rycerza.
W najnowszych _ Dziesięciu bramach świata _ Tadeusz Biedzki zebrał dziesięć najbardziej dramatycznych wydarzeń, jakie przeżył oraz zdumiewających losów ludzi, których poznał w świecie.Jest to książka o świecie, w którym natura, historia, nędza, okrucieństwa i wojny kształtują losy i charaktery ludzi. A równocześnie cudowna pięknem opisanych bohaterów, pełna emocji i wydarzeń „nie z tej ziemi”. Kiedy się ją kończy, fascynacja łączy się z ulgą, że żyjemy tu, a nie tam.