"Wracając z wakacji odczuwałam zawsze niemal fizyczny ból". Przeprowadzka zmieniła wszystko
Zaczęło się od uczucia przygnębienia po każdym powrocie z urlopu. Po wakacjach nad ciepłym morzem czuła ogromną tęsknotę. Niby ma tak prawie każdy, ale jej nie przechodziło. Zamieszkała więc w Turcji. Dziś nie wyobraża już sobie życia gdzie indziej. Agata Wielgołaska, autorka książek "Stambuł. W oparach miejskiego absurdu" oraz "Stambulskie szepty", mówi, jak żyje się w popularnym wakacyjnym kraju.
Magda Żelazowska: Napisałaś o sobie: "Wracając z wakacji odczuwałam zawsze niemal fizyczny ból, jakby ktoś brutalnie wyrywał mnie z korzeniami i kazał przymusowo opuszczać dom. W takich momentach chętnie zostałabym choćby kelnerką w pierwszej lepszej kawiarni i harowała w pocie czoła za minimalną pensję, byle tylko na greckiej wyspie lub w bardziej nawet egzotycznych okolicznościach przyrody". Zamieszkałaś w Turcji. Jak to zrobiłaś?
Agata Wielgołaska: Jak wynika z przytoczonego fragmentu, głównym motywatorem musiała być pogoda. A już bardziej poważnie - zawsze czułam się dobrze w "śródziemnomorskich klimatach", ciągnęło mnie do Włoch, Grecji. Turcja pojawiła się przypadkowo, podczas jednego z wypadów na krótkoterminowy wolontariat. Dostałam wtedy propozycję wyjazdu na dłuższy, bo ośmiomiesięczny projekt. Erasmus dopiero wówczas raczkował, dlatego ominęła mnie międzynarodowa wymiana studencka. Chciałam doświadczyć czegoś podobnego, a ponad rok w centralnej Turcji, nieopodal słynnej Kapadocji, wydawał się okazją nie do odrzucenia.
Po ośmiu miesiącach życia w Turcji, podróżach po tym kraju i nauce języka, byłam już zauroczona, a do szczęścia brakowało… jak miało się wkrótce okazać: Stambułu! Miasto oczarowało mnie swoim ogromem, zróżnicowaniem, pięknem, historią, ale też chaosem i nieporównywalną z niczym innym atmosferą. Oddałam mu hołd między innymi w esejach "Stambuł. W oparach miejskiego absurdu" oraz swojej ostatniej książce, zbiorze opowiadań "Stambulskie szepty".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Zamieszkał na Filipinach 10 lat temu. "To już nie jest to samo miejsce"
Poza pisaniem książek, czym jeszcze zajmujesz się w Turcji?
Od jakiegoś czasu mam przyjemność uczyć języka tureckiego online w Centrum Języka i Kultury Tureckiej Lisan. Zajmuję się też tłumaczeniami, z tureckiego i angielskiego, na język polski. Poza tym myślę nieśmiało o oprowadzaniu po Stambule polskich podróżnych i pokazywaniu im mniej znanych, a równie ciekawych zakątków miasta. Na razie mam za sobą kilka - myślę, że udanych - prób.
Twoje zdjęcia z Turcji nie przypominają typowych widokówek z folderów. Jaką Turcję lubisz najbardziej?
Każdą! Gorącą, śródziemnomorską, ale też oprószoną śniegiem Kapadocję czy miasto Erzurum na wschodzie kraju. Dlatego właśnie Stambuł jest tak ciekawy i cały czas przeze mnie nieodkryty w tym swoim chaosie i złożoności. Wycieczki do wielu dzielnic są jak odwiedziny innych miast. Z turystycznych, instagramowych kawiarni możemy łatwo dotrzeć do konserwatywnych uliczek, gdzie w tradycyjnych herbaciarniach spotkamy grających w karty mężczyzn. Jeśli jednak miałabym wybrać tylko jedną Turcję, byłby to Stambuł nad Bosforem, ze swoimi promami, wschodami słońca i pewnego rodzaju melancholią.
Zawsze zastanawiałam, co robią wszyscy pracownicy tureckich kurortów, kiedy kończy się sezon. Ty pewnie to wiesz.
Dla niektórych zima to taki trochę martwy sezon, podczas którego można nieco odpocząć. Pamiętajmy, że praca w turystyce to często praca niemal siedem dni w tygodniu, nie ma czasu na wytchnienie. Sezon zaczyna się zresztą wcześnie, bo już nawet w kwietniu.
Wielu Turków wyjeżdża nad Morze Śródziemne i Egejskie, bo mimo złej sytuacji ekonomicznej to czas odwiedzin i podróży. W listopadzie można jeszcze kąpać się na południu kraju, a niektórzy zagraniczni goście wybierają Turcję na świętowanie nowego roku. Okazuje się, że nie zostaje wcale tak dużo czasu na regenerację, a potem odświeżenie lokali na nowy sezon. Oczywiście część osób pracujących w turystyce będzie też dorywczo podejmować się na czas zimy innych zajęć.
Polacy kochają Turcję jako cel podróży. A czy to także przyjazne miejsce do życia?
Tak, jeśli potrafimy być elastyczni i umiemy dostosować się do zmieniających okoliczności, bo w Turcji o to nietrudno. Nawet co roku potrafią zmienić się nieco przepisy dotyczące reguł pobytu dla obcokrajowców, pozwoleń na pracę. Nie należy więc zakładać, że coś jest nam dane na pewno i na stałe, ale to chyba akurat dość zdrowe podejście do życia, niekoniecznie odnoszące się do Turcji.
Na pewno warto mieć tu na siebie pomysł, bo nie jest to kraj, do którego przyjedzie się i sprawdzi, jak to będzie - można wówczas stracić niepotrzebnie nerwy i finanse. Najlepiej pracować zdalnie z innego kraju. Z drugiej strony - nie otrzymuje się wówczas pozwolenia na pobyt, bo te turystyczne są już wydawane niechętnie. W dużym skrócie - biurokracja może działać na niekorzyść i przyćmić uroki plaż oraz piękno nadmorskich zachodów słońca.
Turcy są gościnni dla turystów. A czy łatwo z nimi nawiązać sąsiedzkie relacje, gdy się tam mieszka?
Turcy są gościnni i pomocni, bywają też dociekliwi, a czasem wręcz ciekawscy. Im mniej obcokrajowców w danym mieście czy dzielnicy, tym oczywiście większe zainteresowanie. Na pewno nie umknie sąsiadom nasz dwutygodniowy wyjazd, oznajmią, że zauważyli naszą nieobecność. Mogą nawet zapraszać na kawę lub herbatę. Mowa oczywiście o takich lokalnych mahalle, czyli sąsiedztwach, gdzie mieszkańcy znają się od lat, witają na co dzień, wymieniają grzecznościami, prowadzą "small talk". Na strzeżonym osiedlu w kilkupiętrowym stambulskim bloku wymienimy co najwyżej rzucone szybko w windzie merhaba (cześć - przyp. red.). I tyle nas będą pamiętać.
"Bosfor to przestrzeń na głębszy oddech i przestrzeń dla wyobraźni" - to kolejny cytat z ciebie. Piszesz, że lubisz cieśniny. Mam wrażenie, że codzienność blisko morza toczy się inaczej, spokojniej. Jak jest w Turcji?
Nie wyobrażam sobie życia z dala od wody. Bliskość morza czy cieśniny to naprawdę luksus - taki codzienny bonus podczas spaceru. Od pięciu lat mam ogromne szczęście mieszkać blisko Bosforu, pływać promami, wiosłować po cieśninie. Zwłaszcza wiosną, gdy Stambuł rozkwita, a w parku Emirgan pojawiają się miliony posadzonych wcześniej tulipanów, doceniam jeszcze bardziej to, że tu jestem.
Dokąd wysłałabyś podróżników z Polski, którzy zaliczyli już turecki pakiet startowy: Stambuł, Riwierę, Kapadocję?
Na odpoczynek: północne Morze Egejskie i jego mniej znane perełki, w tym wyspy Bozcaada i Gökçeada. Oryginalnie: ekspres Wschodni, czyli pociąg z Ankary do Kars. I miejsce, do którego z jakiegoś powodu jeszcze nie dotarłam, a na pewno się w nim zakocham: Mardin. Miasto leży na wzniesieniu należącym do pasma wyznaczającego północną granicę Mezopotamii. I na koniec dodam: warto odkrywać całą Turcję, bo ma naprawdę dużo do zaoferowania.