Paryż z Łukaszem Nowickim
Itaka&Gala zaprasza na nowy program kulinarno-podróżniczy "Śniadania Świata", nadawany co piątek o godzinie 9:30 w programie "Pytanie na Śniadanie" w TVP2.
16.02.2011 | aktual.: 10.05.2013 08:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Itaka&Gala zaprasza na nowy program kulinarno-podróżniczy "Śniadania Świata", nadawany co piątek o godzinie 9:30 w programie "Pytanie na Śniadanie" w TVP2.
Wraz z Łukaszem Nowickim i ekipą TVP 2 odwiedzamy najbardziej romantyczne miasto świata - Paryż!!! Nigdzie indziej nie można się czuć „bardziej” w Paryżu niż na tarasie kawiarni przy Polach Elizejskich, najlepiej po słonecznej stronie. Nawet w kwietniu jest już przyjemnie wystawić twarz do słońca. Dla prawdziwych „francuskich piesków” właściciel rozkłada dodatkowo pledy na stojących na chodniku fotelach. Chic! To słowo idealnie pasuje do tego miejsca. Szykowny Paryż w zasięgu wzroku. Elegancja kamienic (w dużej części w stylu belle epoque), przechodniów, wystaw. Kina, kawiarnie, kabarety. Tu się bywa!!
Francuzi, a szczególnie Paryżanie hołdują zasadzie „Patrz i bądź widziany”. Stąd tak popularne tu tarasy kawiarniane. Lokale, które ze względu na zbyt wąski trotuar nie mogą sobie pozwolić na wystawienie stolików na zewnątrz, montują wielkie szklane witryny. Siedząc nad lampką wina można wpatrywać się w uliczny ruch bez końca.
Nigdzie indziej nie można się czuć „bardziej” w Paryżu niż tu. Taras kawiarni przy Champs Elysees, najlepiej po słonecznej stronie. Nawet w kwietniu jest już przyjemnie wystawić twarz do słońca. Dla prawdziwych „francuskich piesków” właściciel rozkłada dodatkowo pledy na stojących na chodniku fotelach. Chic! To słowo idealnie pasuje do tego miejsca. Szykowny Paryż w zasięgu wzroku. Elegancja kamienic (w dużej części w stylu belle epoque), przechodniów, wystaw. Kina, kawiarnie, kabarety. Tu się bywa.
„Co dla Pana?” Pytanie kelnera wydaje się zbędne w tej sytuacji. „Calvados”. Siwy, szczupły pięćdziesięciolatek wygląda na Korsykanina. Nie jest zdziwiony zamówieniem. Stawia jeden znak w swoim notesie, odwraca się na pięcie – wszystko to niemal w jednej chwili. Nie jestem chyba oryginalny z takim zamówieniem. „Un cafe!” – rzucam w kierunku jego pleców. W odpowiedzi tylko lekko opuszcza głowę nie zatrzymując się ani nie odwracając. Francuzi, a szczególnie Paryżanie hołdują zasadzie „Patrz i bądź widziany”. Stąd tak popularne tu tarasy kawiarniane. Lokale, które ze względu na zbyt wąski trotuar nie mogą sobie pozwolić na wystawienie stolików na zewnątrz, montują wielkie szklane witryny. Siedząc nad lampką wina można wpatrywać się w uliczny ruch bez końca. A na Polach Elizejskich jest na co popatrzeć! Nad częścią miasta dominuje Łuk Triumfalny. Pięćdziesięciometrowej wysokości konstrukcja, o klasycznych, regularnych kształtach, sprawia wrażenie jeszcze większej, bo leży na szczycie wzniesienia. Symbol potęgi
armii francuskiej także innym nacjom daje powody do wzruszeń. Polacy z zadartymi głowami szukają nazwisk siedmiu rodaków: generała Zajączka, Poniatowskiego, Dąbrowskiego, Łazowskiego, Chłopickiego, Sułkowskiego i Kniaziewicza. Pod ogromną konstrukcją miga wieczny płomień, bo to miejsce wybrali Francuzi na grób nieznanego żołnierza. Kombatanci, każdego wieczoru, składają na nim wieńce według ściśle przestrzeganej kolejności. Kiedy się stoi pod Łukiem wyraźnie widać symbolikę tak zwanej wielkiej osi Paryża.
Kozakom zawdzięcza Paryż najbardziej popularny lokal gastronomiczny – czyli bistro (od słowa „bistriej”, którym popędzali karczmarzy).
Najszybszym środkiem lokomocji w Paryżu, jest metro. Warto pamiętać, że jest to też jedna z najstarszych podziemnych kolei na świecie. Budowa ruszyła w 1900 roku.
Sercem miasta i zarazem najstarszą częścią Paryża jest la Cite wyspa na Sekwanie, warto zatrzymać się przy kwadratowej wieży dawnego więzienia Conciergerie, by zerknąć na stary zegar. I nie o mądre sentencje wypisane na nim chodzi. Turysta znad Wisły szybko dostrzeże bowiem, herb Polski i Litwy. Umieścił je tam przy okazji renowacji zegara Henryk III, czyli nasz Walezy.
Większość wycieczek przechodzi stąd przez mały plac, wprost do Katedry Notre-Dame. Gotycki klasyk najlepiej prezentuje się jednak „od tyłu”. Wtedy widać kunszt budowniczych. Smukłe przypory od ośmiu wieków dzielnie podtrzymują wysoką nawę główną kościoła. Najlepsze zdjęcia katedry można zrobić w czasie rejsu statkiem po Sekwanie, lub przechodząc na sąsiednią wyspę Świętego Ludwika.
Mój plan obowiązkowy na dziś – to wspaniałe place. Zaczynam od Wogezów. Malowniczy plac, niegdyś nazywany królewskim wyróżnia się ciągiem otaczających go kamienic z czerwonej cegły. W podcieniach sklepiki i restauracje, nastawione raczej na miejscowych, co jest znakomitą rekomendacją dla turysty. Wybór nie trwał długo. Decyduję się szybko na stolik przy oknie. Bagietki i wino z doliny Rodanu pojawia się na stole niemal natychmiast, na danie, trzeba będzie jednak chwilę poczekać. Żaden szanujący się restaurator nie zgodzi się podać obiadu w czasie krótszym niż 40 min. Z reguły ze zdziwieniem pytają, czemu skracać taką przyjemność, jaką jest jedzenie? Zerkam przez okno i zastanawiam jak to samo miejsce wyglądało czterysta lat temu. Przez moment staram się wyobrazić sobie na nim powozy i postacie w kapeluszach z piórami. Dziś przestronny, zielony skwer w ciepłe dni okupują Paryżanie i turyści traktujący plac Wogezów, jako miejsce piknikowe. Cała dzielnica Marais, której plac Wogezów jest częścią, to co raz
modniejsze miejsce. Trend zapoczątkowali młodzi artyści, urządzając sobie w starych kamienicach pracownie, potem mieszkania. Po kilku latach ceny nieruchomości niemal dogoniły te, z tak zwanych pięknych dzielnic Paryża.
„Et voila!” kelner nie może ukryć dumy z dzieła swojego kolegi kucharza. Krwisty stek „hache”, czyli ze zmielonego mięsa w otoczeniu zielonej fasolki i złocistych frytek prezentuje się, rzeczywiście nieźle. Danie wcale nie wyszukane, ale już nie mogę się doczekać, kiedy zostanę z nim sam na sam. Frytki przestały już skwierczeć na talerzu, więc wybieram je po kolei palcami. A propos frytek. Nie cieszą się dobrą opinią dietetyków. Ale te, robione nad Sekwaną, są wyborne. Nic dziwnego, że na całym świecie są nazywane „french fries”. Kiedy kończyłem (czyli kiedy ostatnimi kawałkami bagietki zbierałem z talerza sos), kelner zadał obowiązkowe pytanie o deser lub kawę. Moje grzeczne „dziękuję, nie” wcale go nie zdziwiło. Oznaką gorszych czasów dla francuskiej gospodarki, jest właśnie rezygnowanie z deserów w posiłkach spożywanych poza domem.
Kolejny plac to Vendome. Wygląda jak sala balowa. Niewielki, zabudowany wokół kamienicami. Pośrodku wielka kolumna z pomnikiem Napoleona. Wykonano ją ze zdobytych w bitwie pod Austerlitz armat. W kamienicy pod numerem 12-tym ostatnie lata swojego życia spędził Fryderyk Chopin. Po przeciwnej stronie Hotel Ritz. Stąd wyjechała księżna Diana tuż przed tragicznym wypadkiem samochodowym. Zaledwie pięćset metrów spacerem i plac de la Madelaine. Z kościołem przypominającym grecką świątynię. To właśnie z tego powodu władze kościelne dość długo wzbraniały się przed przyjęciem daru od króla Francji. Ale po konsekracji w 1842 roku, bardzo szybko ten właśnie kościół upatrzyły sobie paryskie elity. Podziwiając fasadę świątyni, otoczoną 52-ma kolumnami korynckimi, warto spojrzeć też za siebie. Na drugim brzegu Sekwany, taka sama fasada. To pałac Burbonów - siedziba francuskiego parlamentu. Oba budynki dzieli jeszcze oprócz Sekwany, plac Zgody (place de la Concorde). Nazwa nadana chyba tylko po to, by zatrzeć nieprzyjemne
wspomnienia z czasów Wielkiej Rewolucji. To właśnie tu stał szafot, na którym ginęli przeciwnicy rewolucji, a z czasem także sami rewolucjoniści. Warto zatrzymać się na środku placu. Spod obelisku przywiezionego z Egiptu możemy jednocześnie fotografować Luwr, Łuk Triumfalny, Pałac Burbonów i kościół świętej Magdaleny. Trzeba tylko poczekać na dobre światło.
Na Paryż zawsze brakuje czasu………
Autorem tekstu jest Tomasz Borychowski
Więcej informacji oraz przepisów znajdą Państwo w najnowszym Naj Magazynie.