Polak w Estonii przed meczem jest spokojny. "Tu nikt nie krzyczy, nie rozpacza, nie rwie włosów z głowy"
W Estonii najbardziej lubi odwiedzać... opuszczone sowieckie więzienie. - Niezwykły klimat i piękna przyroda otaczają to miejsce - mówi w rozmowie z WP Tomasz Leszczyński, który mieszka w Estonii od dziewięciu lat. W meczowym starciu naszych krajów będzie kibicował Polsce, ale nie wie, czy obejrzy cały mecz, bo w tym czasie ma trening swojej drużyny.
21.03.2024 | aktual.: 21.03.2024 09:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Magda Bukowska: Nie mogę nie zapytać - komu będzie pan kibicował w czwartek?
Tomasz Leszczyński: Oczywiście, że Polsce. Choć mieszkam w Estonii już długo, wciąż pozostaję i czuję się Polakiem.
A reszta domowników? Też będą trzymali kciuki za naszą reprezentację?
U nas w domu sprawa nie jest prosta. Moja żona jest Estonką, dzieci - wiadomo pół na pół, do tego są na tyle małe, że podchodzą do tematu na luzie. Ale piłkę lubią. Zabrałem je kiedyś na mecz Polska - Estonia, ale reprezentacji U-21, oczywiście ubrani byliśmy w biało-czerwone barwy i bardzo im się podobało. Kibicowali po równo obu zespołom i myślę, że w przyszłości tak to będzie wyglądało. Ale to super, zawsze będzie jakiś powód do radości, bez względu na wynik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A w najbliższym meczu jaki wynik pan obstawia?
Myślę, że jeśli nie wygramy przynajmniej 3:0 to będzie pewne rozczarowanie. Nie zapominajmy, że choć ostatnio w reprezentacji nie działo się najlepiej, to mamy dobrych piłkarzy, a na kilku pozycjach zawodników światowej klasy. A liga estońska, z której wywodzi się wielu zawodników reprezentacji tego kraju, to taka liga powiedzmy "półprofesjonalna". Tu podejście do piłki jest inne niż w Polsce.
No właśnie, jestem ciekawa tych różnic. Zna je pan doskonale od środka, w końcu sam gra pan w trzecioligowym klubie.
To prawda, ale moja drużyna jest zupełnie wyjątkowa. Klub nazywa się Rumori Calcio, bo został założony przez Włocha, więc łatwo sobie wyobrazić, że z jego strony serca do piłki nie brakuje (śmiech). On ją kocha, żyje nią i oddycha. Dodatkowo poza Estończykami, których oczywiście mamy w klubie, są też przedstawiciele połowy świata - Polacy, Niemcy, Francuzi, Irańczycy, Hiszpanie, Amerykanie i oczywiście Włosi. Pewnie i tak nie wymieniłem wszystkich. Jest to więc mieszanka międzynarodowa, klub przyciąga ludzi w podróży, przyjezdnych, często skład się rotuje. To nie jest typowa sytuacja.
Warto też wyjaśnić, że w Estonii druga i trzecia liga, to są takie ligi półamatorskie - półprofesjonalne. Zawodowcy grają w ekstraklasie i pierwszej lidze (A i B). No i tu pojawiają się te różnice, o których mówiłem. W Estonii piłka nie budzi takich emocji jak np. w Polsce czy we Włoszech. Na mecze chodzi się z rodzinami, jak na piknik. Reprezentacja jest w stanie zapełnić cały stadion w Tallinie, ale na mecze najlepszych klubów ekstraklasy przychodzi maksymalnie po 2-3 tys. ludzi. Oczywiście Estończycy kibicują swoim i trzymają za nich kciuki, ale raczej na spokojnie, nikt tu nie krzyczy, nie rozpacza, nie rwie włosów z głowy. Tak naprawdę to mam wrażenie, że już większe emocje wywołują tu koszykówka czy hokej.
To wynika z różnic kulturowych?
Pewnie trochę tak, ale też z innego podejścia do życia. Estończycy przykładają bardzo dużą wagę do wykształcenia i takiego świadomego korzystania z możliwości rozwoju, jakie oferuje im państwo. Wszystko to z myślę o rozsądnym wyborze ścieżki zawodowej. Mało kto stawia tu wszystko na jedną kartę i mówi - będę piłkarzem. Tym bardziej, że tu kluby nie sponsorują piłki dziecięcej - za wszystko muszą płacić rodzice. Młodzi nie mają też wielu przykładów takich spektakularnych karier piłkarskich, nie ma w Estonii specjalnie dobrych klubów, w których jako nastolatkowie mogą się rozwijać i trafić do jeszcze lepszych za granicą. Może dlatego w Estonii piłka to bardziej hobby, amatorska zabawa, niż prawdziwa pasja czy wizja kariery. Za to hobbystycznie gra tu dużo ludzi.
A jak pan trafił do estońskiego klubu?
Grałem w piłkę od dziecka. W Polsce doszedłem do poziomu juniorów, ale ponieważ też raczej nie było widoków na jakąś spektakularną karierę, poszedłem w innym kierunku, ale piłka ze mną została. Do tego stopnia, że niemal w każdym kraju, w którym mieszkałem - m.in. w Anglii, w Czechach czy w Turcji szukałem drużyn, do których mógłbym dołączyć i grałem. W Estonii miałem to szczęście, że klub właśnie powstawał, gdy przyjechałem, więc mogłem uczestniczyć w tworzeniu jego barwnej historii od samego początku.
Nie będę nawet pytała czy będzie pan oglądał mecz, bo nie wyobrażam sobie, że może być inaczej.
Oczywiście będę się starał, ale może być tak, że będę zerkał tylko jednym okiem, bo mamy w tym czasie trening, więc kawałek spotkania niestety przegapię. Ale czuję się spokojny o wynik!
Takie spotkania drużyn z różnych państw, zawsze są świetną okazją, żeby dowiedzieć się czegoś o kraju drużyny przeciwnej. Z perspektyw Polaka - czy Estonia to ciekawy kierunek pod względem turystycznym?
Myślę, że bardzo ciekawy. Oczywiście trzeba zobaczyć Tallin. Stolica Estonii jest piękna i ma wyjątkowy klimat. Do tego - jak cały kraj - jest niewielka i bardzo kompaktowa, więc w 2-3 dni można naprawdę gruntownie ją zwiedzić. Zachęcam jednak do tego, żeby nie ograniczać się do weekendu w Tallinie.
Estonia ma niesamowitą przyrodę, piękne plaże i jest wciąż dość dzika, taka naturalna. To nie tylko nadmorski kraj, ale też kraj wyspiarski - nie pamiętam ile dokładnie ich jest, ale ponad 2000. Więc jest gdzie szukać wspaniałych miejsc. Na wielu wyspach wciąż zachowała się tradycyjna architektura, a styl życia nie zmienił się od dziesięcioleci. Fajnie doświadczyć takiej podróży w czasie.
Nietypową atrakcją są też rozmaite pamiątki wojskowe zwłaszcza dawne zakazane miasta (tzw. ZATO), które powstały za czasów ZSRR. Takim miastem jest np. Hara, gdzie była baza okrętów podwodnych, czy Palidisk gdzie znajdowała się jedyna placówka kształcąca kadry okrętów podwodnych Marynarki Wojennej ZSRR.
A jakie miejsce koniecznie trzeba zobaczyć - oczywiście poza Tallinem?
Takim miejscem, które ja bardzo lubię jest Rummu Karjaar. To opuszczone sowieckie więzienie, obok którego znajduje się zatopiony kamieniołom. Woda jest bardzo czysta. Wielu ludzi tam nurkuje, pływa, w tej chwili można nawet wynająć tam kajaki. Niezwykły klimat i piękna przyroda otaczają to miejsce. Gdybym miał wybrać jedno miejsce jako taką wizytówkę Estonii, to postawiłbym właśnie na nie.
Magda Bukowska dla Wirtualnej Polski