Polisz Barbados, czyli nudyści w PRL-u
Jest rok 1985. Zbigniew Wodecki nagrywa piosenkę, której nie chce wykonać Irena Santor ("Ja mam śpiewać o gołych babach?"). To ma być taki niezobowiązujący, wakacyjny żart. Gdy telewizja publiczna pokazuje teledysk, w którym golizna bije po oczach, Polska Republika Absurdu oficjalnie zamienia się w Stany Zjednoczone Golasów. A "Chałupy Welcome To" stają się jej hymnem. Polacy zrzucają ciuchy. Polki biorą udział w wyborach "Miss Natura". I nie mają nic do ukrycia.
Tę anegdotę uwielbiają sobie opowiadać wielbiciele stroju Adama i Ewy na całym świecie. Podobno gdy w latach 50. XX w. osiemnastoletnia Brigitte Bardot przechadzała się po plaży w Cannes w skąpym bikini, została zatrzymana przez żandarma. Ów zwrócił jej uwagę, że w tym miejscu obowiązują kostiumy jednoczęściowe, na co przyszła gwiazda srebrnego ekranu zapytała: "Którą część mam zdjąć, górę czy dół”?
Francuska blond piękność z pewnością nie miałaby podobnego problemu, gdyby znalazła się w latach 80. w PRL-u nad Bałtykiem (no, może ktoś zwróciłby jej jedynie uwagę, czemu ma na sobie tyle ubrań). Byłaby otoczona przez radosnych golasów, którzy paradując pomiędzy wydmami, jak ich Bóg stworzył, głosili pożytki ze "wspólnego nagiego wypoczynku, plażowania i kąpieli", które ma "ogromną siłę wychowawczą w stosunku do płci przeciwnej, rodzi tolerancję, życzliwość i bezpośredniość" (tak deklarowano w 1983 r. na łamach pisma "Veto", nieformalnego organu polskich naturystów).
Bez względu na rzeczywiste motywacje nudyści w kraju nad Wisłą począwszy od lat 70. mieli się nadzwyczaj dobrze (milicjanci, którzy na początku oblegali okoliczne wydmy, by przyskrzynić roznegliżowanych delikwentów, z oczywistych przyczyn nie mogących mieć przy sobie dowodów osobistych, dość szybko skapitulowali wobec skali zjawiska).
Kandydatki do tytułu Miss Czekoladka, Miss Stringów czy Miss Mokrego Podkoszulka, ubrane tylko w szarfy, co turnus prezentowały swoje atuty i – przy wtórze rozentuzjazmowanej publiczności – walczyły m.in. w konkurencji "skok w bok". A wszystko to działo się przy dźwiękach przeboju Zbigniewa Wodeckiego, który w połowie kolejnej dekady nucili latem wszyscy, i rozebrani, i ubrani. Piosenka nie była "zaczynem" obyczajowej rewolucji w kraju nad Wisłą. Stanowiła raczej ukoronowanie trendu, w pogardzie mającego "tekstylnych nudziarzy" i "opalanie sztruksu", który święcił triumfy w późnym PRL-u.
Można spotkać golasa jak na plaży w Mombassa
Nie do końca wiadomo, kto pierwszy wpadł na pomysł, że podczas kontaktu kąpielówek z wodą może dojść do uwolnienia dużego ładunku elektrycznego, co jest bardzo szkodliwe dla zdrowia. Wiadomo jednak, że tezę tę w latach 80. próbował udowodnić (z sukcesem!) na uniwersyteckiej konferencji pewien naukowiec.
Pewnikiem jest również fakt, że w gierkowskiej Polsce Adamowie i Ewy opanowali nadmorskie miejscowości letniskowe, m.in. Chałupy na Półwyspie Helskim, Dębki na zachód od Władysławowa, Rowy na wschód od Ustki oraz Międzyzdroje. Bez kąpielówek opalano się również w Świdrze w okolicach Otwocka oraz przy Wale Miedzeszyńskim. Szeregi nudystów zasilały coraz to nowe osoby, które wkrótce zaczęły się organizować w rozmaite kluby.
PRL-owscy naturyści dość sprawnie stworzyli wewnętrzny "kodeks", który m.in. kazał rugować z plaż samotnych osobników płci męskiej w ubraniach, nieprzychylnie odnosił się do nagich męskich par – przede wszystkim wówczas, gdy zasłaniają się parawanem, a paniom – ze względu na comiesięczne dolegliwości pozwalał na strój topless. Co do sportu, preferowano dyscypliny, które "nie wymagają kucania i nie powodują kontaktu ciało-ciało. Najlepiej widziana jest siatkówka. Można też pograć w kometkę". Bez ograniczeń!
W krzakach siedzą tekstylni, gryzą palce bezsilni
Choć nikt nie rozsławił polskich naturystów tak jak Zbigniew Wodecki i nagrany przez niego w 1985 r. hit "Chałupy Welcome To" (utwór został napisany dla Ireny Santor, która – jak w jednym z wywiadów opowiadał kompozytor Ryszard Poznakowski – nie zgodziła się na wykonanie, argumentując: "Nie będę śpiewała o gołych babach"), to bezpruderyjni rodacy mieli innego guru.
"Stanom Zjednoczonym Golasów" przewodził Sylwester Marczak, który aktywizował letników i dbał o to, by o gołych i wesołych było głośno. W 1977 r. w słynnych Chałupach zorganizował pierwszy ogólnokrajowy zlot nudystów, ale jego "najambitniejszym" pomysłem były – cieszące się olbrzymią popularnością – wspomniane Wybory Miss Natura.
Marczak głosił ideały takie jak "Prawda jest naga, obłuda ubrana" i powtarzał, że nudyzm nie ma nic wspólnego z rozpasanym erotyzmem i seksualnością. Był przy tym niezwykle kreatywny, wplatając w swoje przesłanie elementy socjalistycznej ideologii, czego najdobitniejszym przykładem jest pomysł dystrybuowania na plaży ulotek z hasłem: "Zaprotestuj nagością przeciwko bombie neutronowej". Bez dwóch zdań, prezes polskich naturalistów musiał się nieźle nagimnastykować, by nie wejść na odcisk pruderyjnym władzom.
Te ostatnie na początku mody na plażowanie i rozbieranie próbowały walczyć z "moralną zgnilizną". Milicjanci – razem z ciekawskimi, zaopatrzonymi w lornetki, aparaty fotograficzne i przywiezione z Zachodu kamery – tłumnie obsiadali okoliczne wydmy, by w najmniej spodziewanym momencie przypuścić atak na "obrazę moralności" (w opowiadaniu "Polowanie na rozbierańca" Janusz Głowacki z właściwą sobie swadą, przezabawnie opisał jeden z takich "ataków", urządzonych na początku lat 70. na chałupskiej plaży). Ponieważ jednak interwencje mundurowych nad Baltykiem nie zmniejszyły zastępów "suns of Yamaica blue", wkrótce władza skapitulowała wobec "nagiej prawdy".
Już się nie będą rozbierać, Miss Natura wybierać?
Co pewnie dla wielu może być zaskoczeniem, naturyzm w Polsce był praktykowany na długo przed czasami PRL-u, jeszcze przed II wojną światową. Wielbiciele stylu "do rosołu" mieli wówczas wydzielone miejsca na plażach w Zaleszczykach (dzisiejsza Ukraina) oraz Otwocku, kąpieli słonecznych zażywali również w pięknej scenerii Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Po wojnie golasów widywano zaś już w 1946 r. w okolicach Krynicy Morskiej.
Prawda jest jednak taka, że do lat 70. nudyści w Polsce nie mieli lekkiego życia – w "pełnej krasie" mogli się opalać tylko prywatnie, np. na własnych działkach albo w zamkniętych, odludnych obszarach. Radykalną zmianę sytuacji przyniosła rewolucja obyczajowa końca lat 60., której skutki bez większego trudu przedostały się przez Żelazną Kurtynę. Nad Wisłę przywieźli ją nam "w prezencie" sąsiedzi z NRD., tuż po tym, gdy w latach 70. ułatwiono im odwiedzanie naszego kraju, w związku z czym na polskim Wybrzeżu zaroiło się od rozebranych turystów.
To właśnie Niemcy – co może dziwić jeszcze bardziej – uważane są za ojczyznę mody na "goło i wesoło", której początki sięgają tu końca XIX w. (w 1900 r. socjolog Heinrich Pudor napisał książkę "Kult nagości", która się stała kamieniem milowym w myśleniu o tężyźnie i zdrowiu ciała). Ruch naturystyczny przetrwał nazistowskie próby podporządkowania go propagandzie. Jako zupełnie oddzielony od erotyzmu promieniował na całe rodziny i po niedługim czasie przybrał formę sformalizowaną i ustrukturyzowaną – pod szyldem FKK (Freikorperkultur), czyli Kultury Wolnego Ciała. Po kilkunastu latach stowarzyszenie liczyło 100 tys. członków i pod tą samą nazwą przetrwało do dziś.
Do dziś nie przetrwało u nas "umiłowanie nagości", które w gierkowskiej Polsce zaszczepili socjalistyczni bracia z Zachodu. "Naga fala", która dość niespodziewanie uderzyła nad Bałtykiem, pod koniec lat 80. zaczęła tracić na sile. Mieszkańcy nadmorskich miejscowości mieli dość przyjezdnych, bez skrępowania i ubrania paradujących po ulicach oraz "wyjadających" deficytowe zapasy w sklepach spożywczych. Po 1989 r. Marczak, który założył Polską Partię Erotyczną, związał się z rozwijającą się wówczas branżą porno. A sami rodacy wraz z nadejściem wolnej Polski – po czasach niedoboru – bardziej od tego, by się rozbierać, zapragnęli się ubierać.