Porzucili cywilizację i zamieszkali w głuszy. Rytm wyznaczają im podróże do dzikich zakątków świata
Minęło siedem lat, odkąd Miriam Lancewood oraz jej mąż Peter podjęli najważniejszą w ich życiu decyzję. Postanowili porzucić cywilizację i wyprowadzić się do leśnej głuszy. Nie tylko udało im się przez wiele lat przetrwać wśród dzikiej przyrody. Wyruszyli też w podróż. Dziś koczowniczy tryb życia prowadzą nie tylko w rodzinnych stronach, ale też w innych częściach świata.
Czy można przetrwać w dziczy, nie mając wcześniej większego pojęcia o sztuce przetrwania? Miriam oraz Peter postanowili to sprawdzić na własnej skórze. Małżeństwo niemal z dnia na dzień porzuciło dobrodziejstwa cywilizacji i przeprowadziło się do lasu. To było dla nich prawdziwe wyzwanie. Musieli bowiem nauczyć się polować czy rozpalać ogień w niekorzystnych warunkach. Gdy nabrali wprawy, okazało się, że w taki sposób naprawdę da się żyć, a dodatkowo może to być życie bardziej pasjonujące. W ten sposób doświadczenie, które początkowo miało trwać rok, wciąż się nie zakończyło. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek się zakończy. Miriam Lancewood stwierdziła po jakimś czasie, że dziś woli właśnie taką egzystencję blisko przyrody – bez elektryczności, smartfonów, telewizji oraz bez dostępu do internetu. Takie życie jest w jej ocenie pełniejsze.
Pomysł zamieszkania w lesie pojawił się podczas pobytu pary w Holandii w 2010 r. To właśnie stamtąd pochodzi Miriam. Wspólnie wtedy uznali, że spędzą rok w jednej z nowozelandzkich puszczy. Jeszcze w Holandii przeszli pierwsze treningi, które miały przygotować ich do życia w nowych warunkach. Potem się spakowali, zabierając m.in. zapasy jedzenia i – już w Nowej Zelandii, gdzie najpierw sprzedali niemal cały swój dobytek - zaczęli realizację planu.
Początki były bardzo trudne. Kobieta wspomina, że już wcześniej wiedziała, jak używać łuku oraz strzał, ale strzelanie do ruchomego celu okazało się zadaniem znacznie bardziej skomplikowanym. Najgorsza była jednak zima. Okazało się, że para nie jest dobrze przygotowana na niskie temperatury. Każda noc była dla nich wtedy koszmarem, często się budzili zziębnięci i obolali.
Przeprowadzka do lasu oznaczała zmianę dotychczasowych nawyków, a jeśli chodzi o niektóre sfery życia – prawdziwą rewolucję. Szczególnie Miriam było na początku ciężko. Przez większość życia była wegetarianką. Teraz nie tylko miała zacząć jeść mięso, ale również samodzielnie zdobywać pożywienie. Pierwszym zwierzęciem, jakie upolowała, był opos; krótko potem – koza. Złowiona zwierzyna miała im nie tylko pomóc się nasycić, ale również ogrzać.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Po trudnych początkach para dostrzega dziś jednak same korzyści związane z ucieczką od cywilizacji. Szybko okazało się, że życie bez dostępu do nowoczesnych technologii może być fascynujące. Ich doba zaczęła się kręcić wokół polowań, gotowania posiłków, snu, ale również poznawania nowych, nieznanych wcześniej zakątków. Na początku często zaglądali do miasta, aby uzupełnić zapasy żywności. Z czasem stawali się jednak coraz bardziej samowystarczalni.
- Żyjąc w dziczy, nie potrzebowaliśmy pieniędzy. Gdy ruszaliśmy do miasta, kupowaliśmy wprawdzie więcej płatków owsianych, miodu i ryżu. W związku z tym pobieraliśmy przechowywane w banku pieniądze. Ale często też grałam na gitarze w centrach handlowych w mieście, co pomagało nam finansowo – wspomina cytowana przez "Daily Mail" Miriam Lancewood. - To jest niesamowite, o ile lepiej zaczynasz się czuć, kiedy usuwasz się z tego nowoczesnego świata. Sen zaczyna przychodzić bardzo łatwo, kiedy twój umysł jest wyciszony. W tej chwili nie byłabym już w stanie sypiać w mieście.
To wszystko nie oznacza jednak, że zasiedzieli się w miejscu. Kilka lat temu podjęli decyzję, że chcą ruszyć w drogę i zacząć poznawać inne rejony świata. Miriam wyraziła także życzenie w napisanej przez siebie książce "Kobieta w dziczy", w której opowiedziała o swoich doświadczeniach. Jej marzeniem było dotarcie do Europy Wschodniej. Udało się je już zrealizować. W czasie niedawnej rozmowy z publicystą dziennika "The Guardian" para wyjaśniła, że kontynuując swoje marzenia, spędzili rok na wędrówce, docierając do Turcji. Obecnie przebywają zaś w Bułgarii. Cały czas są jednak wierni swojej filozofii, zgodnie, z którą trzymają się z dala od skupisk ludzkich. Przyznają, że w Europie jest to trudniejsze, bo ma się poczucie, że cywilizacja jest zawsze gdzieś niedaleko. Dodają jednak, że do perfekcji opanowali już sztukę ukrywania się przed światem w lesie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
- Chcieliśmy stać się częścią natury, zamiast ją tylko obserwować. Spokój umysłu, jaki daje życie w dziczy, jest nie do opisania. Poza tym nie mam obecnie domu i nie posiadam żadnego planu awaryjnego, więc to musi działać – powiedziała Miriam w jednym z wywiadów. - Nauczyłam się tu, jak niewielkie są te nasze problemy, którymi żyjemy na co dzień. Moje osobiste sprawy jawią mi się teraz jako małe i patetyczne. To wszystko okazało się bardzo dużą pomocą zwłaszcza, gdy chodzi o moje stany lękowe. Teraz czuję się szczęśliwa, zdrowa, a odkrywanie daje mi tak wiele radości i energii. Dlaczego miałabym powracać do dawnego życia?