Prowansja, czyli urlop z klasą. Poznajcie Francję z nieco innej strony
Nazwa tego regionu brzmi tak dumnie i zachęcająco, że nie trzeba nikogo przekonywać, że warto tu przyjechać. Jednak czy Prowansja to tylko kraina malarzy i poetów, ciągnące się kilometrami winorośle i lawendowe pola? Absolutnie nie – to także bajeczne miasta i miasteczka, które nęcą turystów swoim klimatem. Ja dałem się uwieść.
Najbardziej znane miasta na południu Francji to m.in. Marsylia, Nicea, Cannes, Saint-Tropez, Arles i Aix-en-Provence. I to właśnie od tego ostatniego – dawnej stolicy regionu – powinno się zacząć prowansalską przygodę. Chociażby z tego względu, że znajduje się tylko 30 km od Marsylii, do której z Polski dolecimy za ok. 200 zł liniami Ryanair.
Aix-en-Provence, nazywane miastem stu fontann, mimo że nie jest ogromne (ok. 145 tys. mieszkańców), oferuje mnóstwo atrakcji. Ma tak niepowtarzalny klimat, że chodząc po pamiętających wiele wieków uliczkach zastanawiałem się, dlaczego wcześniej tu nie trafiłem.
Miasto szczyci się przede wszystkim tym, że urodził się w nim, spędził większość życia i zmarł Paul Cezanne, jeden z najlepszych malarzy XIX w., którego obraz "Gracze w karty" jest jednym z najdrożej sprzedanych malowideł w dziejach historii. Nic więc dziwnego, że w "Aix" stworzono muzeum poświęcone artyście i jego twórczości. Zresztą placówek muzealnych jest tu znacznie więcej, a najciekawsze z nich to: Muzeum Sztuki im. Graneta, Muzeum Historii Naturalnej czy Fundacja Vasarely’ego.
Koniecznie udajcie się na imponującą, gwarną starówkę, której początek stanowi deptak Cours Mirabeau. Najstarsza i reprezentacyjna część Aix-en-Provence tętni życiem przez cały rok, zwłaszcza w ciepłych miesiącach. Natomiast jeśli pójdziecie nieco dalej, w okolice targu prowansalskiego, odniesiecie wrażenie, że to miejsce, w którym ludzie zwyczajnie cieszą się życiem. Powoli sączą kawę w przyozdobionych kwiatami kawiarenkach, rozmawiając i delektując się świeżo wypiekanymi croissantami.
Na ulokowanym w pobliżu kawiarenek targu uświadomiłem sobie, że takie miejsca w Polsce praktycznie nie istnieją. Z daleka słychać oferujących swoje produkty sprzedawców, a jeśli podejdziecie bliżej – waszym oczom ukażą się najlepsze dobra tej części Francji – świeże szparagi, ogromne bloki serów z dziurami, wszelkiej maści wina, miody, ryby, wypieki, słodkości, przyprawy czy rękodzieła. Zapachy wprost świdrują nozdrza i nie da się stąd wrócić z pustymi rękami. To miejsce, na tle XVII-wiekowego ratusza, z fasadą w stylu włoskim, wygląda jak z klasycznego francuskiego filmu romantycznego.
Arles – prawie jak Rzym, tylko skromniejszy i spokojniejszy
Jeżeli jesteście już w Prowansji, nie przepuśćcie okazji, aby udać się do Arles, które jest prawdziwą duszą tego regionu. To tu mieszkał Vincent van Gogh oraz słynny poeta Frederic Mistral. I choć miasto przywodzi na myśl Rzym, zostało założone przez Greków. Jednak obecnie nijak ma się wizualnie do Hellady. Bez względu na to, z czym będzie się komu kojarzyć Arles, jedno jest pewne – wyjedziecie stąd pełni pozytywnych odczuć. I jeśli ktoś z was wcześniej miał okazję odwiedzić tylko Paryż, będzie zaskoczony, że Francja może się prezentować z tak kameralnej i spokojnej strony.
Najbardziej charakterystyczną budowlą Arles jest dominujący nad nim rzymski amfiteatr. Dawniej mógł pomieścić aż 20 tys. widzów i był jednym z najważniejszych tego typu obiektów w Starożytnym Rzymie. Aż trudno w to uwierzyć, ale w XIX w., po kompleksowej przebudowie, służył jako blok mieszkalny. Jednak zdecydowano się przywrócić zabytkowi dawną świetność i dziś jest sporadycznie używany jako arena francuskiej wersji corridy (tzw. "zawody o złotą kokardę").
W Arles znajdują się także pozostałości teatru rzymskiego, w którego okolicy, a konkretniej na terenie największego w mieście parku - Jardin d’Ete - malarze lubią tworzyć swoje działa. I pewnie liczą na to, że i o nich będzie kiedyś tak głośno, jak o Van Goghu...
Artysta, którego twórczość zna cały świat
Arles ma wiele wspólnego z Van Goghiem – mieszkał w pobliżu tutejszego dworca kolejowego. I choć jego dawny dom nie wygląda już tak, jak na malowidłach, bez trudu można go rozpoznać. Zresztą Arles można spotkać na wielu innych dziełach tego artysty. Świetnym przykładem jest "Cafe de Van Gogh", uwieczniona na malunku zatytułowanym "La Nuit". Warto tu przyjść w wieczorny, bezchmurny wieczór. Natychmiast dostrzeżecie, że jest to miejsce z obrazu.
Podobnie jest w przypadku obrazu "Dziedziniec szpitala". Miasto zadbało o każdy szczegół – nawet o to, aby kolor fasady budynku oraz roślinność wyglądały tak, jak w czasach Vincenta. Znawcy historii sztuki pewnie będą wiedzieć, że artysta trafił do tego szpitala po odcięciu sobie ucha.
Aby dowiedzieć się więcej o tym żyjącym w drugiej połowie XIX w. Holendrze, udajcie się do muzeum, które mówi o życiu i twórczości niderlandzkiego malarza.
Futurystyczny budynek i targowisko tak długie, że nie widać końca
Wydawałoby się, że w miasteczku dbającym o zabytki i chwalącym się bogatą historią, nie znajdziemy budynków rodem z filmów sci-fi. Tymczasem Arles ma nową wizytówkę, która na pierwszy rzut oka ni w ząb nie pasuje do otoczenia. Mowa o Fundacji Luma – projekcie, mającym pokazywać, że w tego typu lokalizacjach jak Arles czas nie stoi w miejscu, a nowoczesne budynki nie są wyłącznie zarezerwowane dla metropolii.
I choć obiekt wzbudza pewne kontrowersje, mieszkańcy – jak przekonują przewodnicy – oswoili się z nim. Zresztą jest częścią większego kompleksu, na który składają się stacja kolejowa, park czy osiedle. Czy projekt wzbudza zachwyt? Każdy musi odpowiedzieć sobie na to pytanie samodzielnie.
A jeśli o gustach mowa, ciężko będzie znaleźć osobę, która nie zachwyci się tutejszym targiem prowansalskim, który jest organizowany w każdą sobotę (niekiedy też w ciągu tygodnia), wzdłuż bulwaru des Lices. Podobnie jak w przypadku poprzedniego miasteczka - Aix-en-Provence - można się tu obkupić w najlepsze "produkty eksportowe" Prowansji.
Nawet jeśli nie planowaliście robić zakupów, trudno będzie wyjść stąd z pustymi rękami. Nic dziwnego, że targowisko przyciąga wielu turystów i mieszkańców z całego regionu. Zresztą zobaczcie sami, jak się prezentuje.
Winnica Château La Coste
Prowansja słynie z jednych z najlepszych na świecie win, a jednym z miejsc, w których powstają cenione przez koneserów trunki jest winnica Château La Coste, położona wśród malowniczych upraw winorośli oraz gajów oliwnych. Można do niej dojechać w godzinę z Arles i w ok. pół godziny z Aix-en-Provence.
Goście mogą nie tylko zobaczyć, jak przebiega proces produkcji wina (wstęp 25 euro), degustować trunki czy kosztować lokalne przysmaki, ale też wybrać się na spacer po posiadłości szlakiem dzieł współczesnych artystów. Są one ulokowane na terenie całego kompleksu. Ale to nie koniec atrakcji. W budynku zaprojektowanym przez Tadao Ando znajdują się też świetnie zaopatrzony sklep, księgarnia, sala wystawowa czy restauracja. To z pewnością miejsce, w którym można poczuć prawdziwy klimat południa Francji.
To jak? Jesteście gotowi, aby poznać wszystkie kolory, smaki i zapachy Prowansji?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl