Przemyśl - omijane polskie miasto
Dla jednych to tylko krótki przystanek w drodze w Bieszczady lub za wschodnią granicę. A gdyby choć raz uczynić Przemyśl stacją końcową? Wdrapać się na wszystkie wzgórza, wsłuchać w głos dzwonów i poczuć klimat dawnej Galicji.
Dla jednych to tylko krótki przystanek w drodze w Bieszczady lub za wschodnią granicę. A gdyby choć raz uczynić Przemyśl stacją końcową? Wdrapać się na wszystkie wzgórza, wsłuchać w głos dzwonów i poczuć klimat dawnej Galicji.
- Mamusiu, poczekajmy na autobus - trzyletni chłopiec spogląda na siedzącą obok mamę błagalnym wzrokiem. - Kochanie, tu nie jeżdżą autobusy. Tu jest Przemyśl - kobieta wzdycha, chwyta dziecko za rękę i razem ruszają dalej. Odruchowo zerkam na rozkład jazdy, wiszący tuż nad moją głową. Faktycznie, większość krateczek jest pusta. Ale właściwie po co autobusy miałyby kursować częściej, przecież tu wszędzie można dotrzeć pieszo, a spacery w tak malowniczej okolicy to czysta przyjemność. Tak myślałam pierwszego dnia. Jednak gdy kolejny raz wdrapywałam się na Wzgórze Zamkowe, by skrócić sobie drogę do rynku i gdy maszerowałam stromymi ulicami, nogi stawały się coraz cięższe, a wzrok rozpaczliwie wodził za uciekającymi autobusami. Wspinaczka po wzgórzach dotkliwie uświadomiła mi niedostatki komunikacji miejskiej w Przemyślu.
Tekst: Karolina Tomas, www.podroze.pl / ik
Przemyśl - co warto zobaczyć?
Niektórzy twierdzą, że wzgórz jest siedem. Przemyśl miałby być wówczas naszym lokalnym Rzymem, ale w rzeczywistości wzniesień jest znacznie więcej. Stojąc na szczycie Kopca Tatarskiego, spoglądam w kierunku Sanu. To właśnie tu kończy swój bieg jako rzeka górska, by od tej pory płynąć spokojnie doliną. Niegdyś krzyżowały się tu najważniejsze szlaki komunikacyjne i handlowe tej części Europy - nic dziwnego, że na przestrzeni dziejów Przemyśl był łakomym kąskiem dla wielu najeźdźców. W oddali rysują się coraz to wyższe pagórki. - Na wierzchołkach, wśród drzew kryją się forty pierścienia zewnętrznego Twierdzy Przemyśl - tłumaczy przewodnik, Dariusz Hop. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z potęgi XIX-wiecznych fortyfikacji. Kopiec Tatarski *wznosi się na wysokości 352 m n.p.m. i jest doskonałym punktem obserwacyjnym. Według legendy został usypany w XVII wieku na mogile poległego w walce chana Tatarów. Inna wersja głosi, że kryje on szczątki księcia Przemysława - przywódcy plemienia Lędzian
i założyciela przemyskiego grodu. Faktyczna rola wzniesienia nie ociera się jednak o mity. Najprawdopodobniej była to część systemu obronnego, ułatwiająca sygnalizowanie nadciągającego niebezpieczeństwa. Niedaleko Kopca znajduje się górna stacja wyciągu narciarskiego, czynnego cały rok. To wygodny środek transportu na szczyt Zniesienia (nazwa wzgórza upamiętnia zniesienie, czyli pokonanie Tatarów). Obok stoku wytyczono trasę downhillową, a z drugiej strony tor saneczkowy. Deja vu? Nie, na *Gubałówce nie byłam od wieków, ale skojarzenie nasuwa się samo.
Przemyśl - co warto zobaczyć?
Od dłuższej chwili wpatruję się w posąg poczciwego Szwejka, zastanawiając się, za co powinnam go złapać. Nos podobno przyniesie mi szczęście, pagony dadzą szansę na awans, a but uchroni przed bezrobociem (najmniej wytarte są pagony). Ostatecznie decyduję się utrzeć wojakowi nosa - szczęścia przecież nigdy za wiele. Pomnik stoi na rynku i przypomina, że akcja powieści Haška toczy się również w Przemyślu. Wojak siedzi wygodnie na ławeczce i za nic nie chce się przesunąć. Wspinam się zatem ku ławkom w górnej części placu. Teraz już musicie mi uwierzyć, że tu wszędzie jest pod górkę - nawet rynek jest pochyły. Jakby ten fakt nie robił wystarczającego wrażenia, dodam, że wyłożony jest naturalnym kamieniem, żadną tam kostką czy płytą.
Przemyśl - co warto zobaczyć?
Z podziwem obserwuję kondycję grupy ministrantów wbiegających lekkim krokiem po stromych schodach. Za nimi kroczą zadumani księża. W odstępie może dziesięciu minut doganiają ich dwie zakonnice. Jestem tu wystarczająco długo, więc taki widok już mnie zupełnie nie dziwi. Pewnie spieszą się do Watykanu. Przemyślanie określają tak okolice XV-wiecznej archikatedry rzymskokatolickiej. Na tym niewielkim placyku sąsiaduje ze sobą tak wiele budynków sakralnych, że faktycznie na moment zapominam, że znajduję się w centrum miasta. Nieco niżej - archikatedra greckokatolicka, tuż obok kościół Franciszkanów. Za rogiem, trochę wyżej kościół Karmelitów bosych, a jeszcze dalej przy ulicy Tatarskiej klasztor Karmelitanek bosych. To właśnie ta budowla zapada mi najbardziej w pamięć, mimo że oglądam ją tylko z zewnątrz. Gmach z przełomu XIX i XX wieku okala masywny mur. Odgradza on od świata dwadzieścia cztery kobiety (liczba sióstr zawsze pozostaje taka sama). Kiedy jako młode dziewczyny przekraczają
bramy zakonu, decydują się spędzić swoje życie na modlitwie i pracy. Właśnie tutaj, przy tej chłodnej ścianie, która strzeże klasztornych tajemnic i odbija echem miejską codzienność, poczułam, że znajduję się w samym środku sfery sacrum.
Przemyśl - co warto zobaczyć?
Refleksje pogłębia niepozorny budynek znajdujący się przy tej samej ulicy. Ot, zwyczajny, szary i niszczejący dom. Przypatruję się wąskiemu strychowi. Jak to możliwe, że żyło tutaj trzynaście osób? Podczas okupacji niemieckiej Stefania Podgórska ukrywała tu przez kilkanaście miesięcy Żydów. Wszyscy doczekali wyzwolenia, a jeden z nich został mężem Stefanii, odznaczonej później medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Dziś po mniejszości żydowskiej nie ma właściwie w Przemyślu śladu. Pozostała tylko pamięć o ludziach, pusty plac i kilka budowli. - Najbardziej okazałej synagogi przemyskiej szukajcie wśród murów Warszawy - śmieje się gorzko pan Darek. W latach 50. niszczejącą świątynię wyburzono, a jej cegły zostały przeznaczone na odbudowę stolicy. Wojny odcisnęły tu bardzo wyraźne piętno. Podczas I wojny światowej Twierdza Przemyśl była areną krwawych walk, w których ważyły się losy nie tylko ziemi przemyskiej, ale i całej Europy. Walczyli tu między innymi Austriacy, Węgrzy, Niemcy, Czesi,
Polacy i Włosi. We wrześniu 1914 roku z fortów oddano pierwsze strzały w kierunku nadciągających Rosjan. Nikt nie przypuszczał, że oblężenie będzie trwało tak długo. W nocy z 21 na 22 marca 1915 wydano rozkaz wysadzenia fortyfikacji, mostów na Sanie i zniszczenia dział.
Przemyśl - co warto zobaczyć?
Twierdza nigdy nie została zdobyta - poddano ją, ponieważ głód i epidemie dziesiątkowały jej obrońców. Przemierzając korytarze fortu Salis Soglio (na zdjęciu), czuję się jak w podziemnym mieście. Skręcamy tylko w niektóre zaułki, oświetlając drogę latarką. W mroku giną kolejne tunele, szyby wind i schody. Głosy zniżamy do szeptu, kroki odbijają się echem od grubych murów. Gdy patrzę na wydrapane przez żołnierzy w cegłach fortu Borek imiona i daty, przeszywa mnie dreszcz. Historię Twierdzy *zgłębiam również w *Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej. Oprowadza mnie Jacek Błoński, historyk i autor książki "Przemyśl. Twierdza niezdobyta". Pokazuje broń, tłumaczy, w jakich warunkach mieszkali żołnierze i opowiada o arcyksięciu Leopoldzie Ferdynandzie, dawnym mieszkańcu miasta i - jak żartobliwie go określa - "największym frajerze w dziejach", który zrezygnował z tytułów książęcych, by poślubić prostytutkę. - Rok później się rozwiedli, chciała przecież żyć z księciem, a nie ze zwyczajnym
mieszczaninem - śmieje się pan Jacek. Nieco w cieniu Muzeum Narodowego (i okolicznych kamienic) stoi niepozorna placówka - Muzeum Twierdzy Przemyśl. Powstało z inicjatywy Stowarzyszenia im. Księcia Kinsky’ego. Jego członkowie sami zgromadzili eksponaty, przeszukując dokładnie tereny Twierdzy. Zobaczymy tu nie tylko broń, ale i przedmioty codziennego użytku. - Takich eksponatów nie ma żadne inne muzeum. Tę menażkę trzymał żołnierz na froncie. Widzicie ten ślad po kuli? Być może przeszyła też jego - opowiada z pasją Wacław Górniak, członek Stowarzyszenia. Jeżeli ktoś potrzebuje solidnego pretekstu, by zobaczyć ten kawałek historii, w tym roku przypada 100-lecie walk o Twierdzę Przemyśl.
Przemyśl - co warto zobaczyć?
Z jakim dźwiękiem kojarzy się Przemyśl? Zamykam oczy i momentalnie słyszę bicie dzwonów. Znajdują się tu dwie słynne ludwisarnie, których historia sięga początków XIX wieku. Stojąc w chłodnym pomieszczeniu, wdycham zapach gliny. Patrzę na bardzo podobne do siebie formy i powoli zaczynam je odróżniać. - Ludwisarz przede wszystkim musi być odlewnikiem, musi być muzykiem, ślusarzem i mieć pojęcie o prawach fizyki. Poza tym dbamy, by zlecone napisy były zgodne z zasadami gramatyki polskiej. Gotowy dzwon jest przecież w pewnym sensie zapisem historii - tłumaczy Janusz Felczyński. Odlewnię przejmie po nim syn, ósme już pokolenie rodu. To właśnie tutaj wykonano największy dzwon w Polsce. Niespodzianka, nie chodzi o Zygmunta, ale o Józefa, który zawisł w sanktuarium w Licheniu. Gotowym dzwonom przyglądam się jeszcze w muzeum mieszczącym się w Wieży Zegarowej. Zgromadzono tu również imponującą kolekcję fajek, od prostych, przez pięknie rzeźbione po wodne. W Przemyślu *co roku odbywa się *Święto
Fajki, podczas którego organizowany jest Turniej Wolnego Palenia Fajki. Zawodnicy dostają trzy gramy tytoniu i dwie zapałki. Zwycięża ten, kto pyka najdłużej. - Dwa razy z rzędu wygrała kobieta. Jakież mieli miny pozostali uczestnicy, kiedy dowiedzieli się, że zwyciężczyni na co dzień nie pali - relacjonuje pan Darek. Po południu wspinam się jeszcze na Wieżę Katedralną. Na pierwsze piętro można wjechać windą i na ekranach zobaczyć widok z góry dzięki kamerom zamontowanym na szczycie. Podejmuję jednak wyzwanie i, z trudem łapiąc oddech, pokonuję wszystkie 266 schodów. Patrząc przez tarczę zegara, przyglądam się miastu, w którym czas płynie wolniej i któremu historia dała się mocno we znaki. Zgrzyt wskazówki odmierzającej kolejną minutę zabrzmiał niczym westchnienie zadumanego starca.
Tekst: Karolina Tomas, www.podroze.pl / ik