Pojechałam sama do arabskiego kraju. Niebieskie oczy to prawdziwy wabik
Na temat Arabów, a zwłaszcza ich podejścia do Polek, krąży mnóstwo legend. Muszę przyznać, że mężczyźni z krajów arabskich mają specyficzne podejście do płci pięknej. Zwłaszcza kobiet z Europy czy Stanów Zjednoczonych. Oto, czego doświadczyłam, samotnie podróżując po Maroku.
Podróżowanie po Maroku to nie lada przygoda. Marrakesz to miasto, w którym każdy dzień przypomina festiwal zmysłów. Obok bogatej kultury, ciekawej architektury i nietypowej kuchni, to przede wszystkim ludzie. Właśnie oni są najbardziej interesujący! Uwagę zwracają przede wszystkim bardzo specyficzne relacje damsko-męskie. Niejedna Europejka, która wcześniej nie miała do czynienia z arabskim światem, może być zaskoczona. Czy jednak odmienna kultura i zachowanie muszą budzić niechęć? Według mnie nie.
Mężczyźni w Maroku mają dość bezpośredni sposób na przyciąganie uwagi kobiet, a szczególnie turystek z Europy. Zaraz po wyjściu z lotniska w Marrakeszu, czułam ich ciekawskie spojrzenia. W Europie większość panów, nawet jeśli ci się przygląda, robi to bardziej subtelnie. Albo chociaż próbuje. W Maroku nie ma filtra - mężczyźni dosłownie wgapiają się w ciebie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Przyznaję, jest to krępujące, a czując na sobie męskie spojrzenia późno w nocy, można się wystraszyć. O ile faceci są bardzo bezpośredni, o tyle nie przekraczają pewnych granic. Oczywiście, bardzo często zdarza się, że mężczyzna zagada albo rzuci komplement, ale na tym z reguły się kończy.
Nie wdawaj się w rozmowę
Sprawa komplikuje się w momencie, gdy wdajesz się w dyskusję. Europejczycy w większości są przyzwyczajeni do szeroko pojętej kurtuazji. W kontekście relacji damsko-męskich oznacza to, że jeśli mężczyzna zagada do kobiety, to ta odpowie. Niezależnie od tego, czy jest nim zainteresowana, czy też nie. Ot, kultura. Nie zakładaj jednak, że sprawa ma się podobnie w przypadku Arabów. Mogę stwierdzić, że jest… dokładnie na odwrót. Posłużę się swoim przykładem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS7
Mężczyzna, którym kompletnie nie byłam zainteresowana, skomentował mój wygląd (niebieskie oczy to w arabskim świecie prawdziwy wabik dla płci przeciwnej). Grzecznie podziękowałam i chciałam pójść w swoją stronę. Ten zaszedł mi drogę, zasypując pytaniami. Skąd jestem, co robię w Maroku, jak długo zostanę itp. Do tego sypał komplementami. Próbowałam uciąć rozmowę, jednak wszelkie próby zdawały się jeszcze bardziej "nakręcać" mojego rozmówcę. Mężczyzna uparcie wynajdywał coraz to nowe tematy do rozmowy i szedł za mną. Nie nawiązywał żadnej interakcji fizycznej, ale nie mogłam się go pozbyć. W końcu powiedziałam, że jestem zmęczona jego towarzystwem i chciałabym dalej spacerować bez "asysty". Nie przyjął tego do wiadomości. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie chcę z nim rozmawiać. Dobrych kilkanaście minut zajęło proszenie go, by zostawił mnie w spokoju. W końcu zagrałam kartą, która zdawała się zawsze działać na lokalsów. "Mam chłopaka" - rzuciłam. I w tym samym momencie mężczyzna zawrócił się na pięcie i poszedł w odwrotnym kierunku. Od tej pory ten argument towarzyszył mi niemal bez przerwy.
Tak więc, nie jest łatwo pozbyć się natrętnego faceta. Warto jednak mieć na uwadze, że zagadywanie nie równa się molestowaniu. Co więcej, w Marrakeszu nikt nie zareaguje na zaczepiającego mężczyznę. Dla nich to normalne - przecież ludzie powinni rozmawiać! Lokalsi odmiennie postrzegają termin nachalności. Ot, inna kultura.
Tam nie odkrywaj ramion
O ile w Marrakeszu niektórzy mężczyźni nieco się "stopowali", o tyle w Casablance niekoniecznie. Było to dla mnie dość zaskakujące - w końcu to duże miasto. Faceci byli znacznie bardziej bezpośredni i niezwykle śmiali. Od razu poczułam, że moje zachodnie podejście do relacji międzyludzkich różni się od tego, co prezentowali Marokańczycy.
W kawiarniach, gdzie piłam marokańską herbatę, podchodziło do mnie znacznie więcej mężczyzn, którzy nie tylko zagadywali, ale proponowali wspólne spędzanie czasu. Jak już się pewnie domyślacie - odmowa nie bardzo im się podobała i próbowali przekonać mnie do tego, żebym odłożyła książkę i rozmawiała z nimi. Często dostawałam pytania, czy nie chciałabym zostać ich żoną. Na początku myślałam, że to żart, ale z czasem (i po konsultacjach z lokalsami) zorientowałam się, że oni pytają na poważnie. W końcu "może się uda". Marokańska dziewczyna, którą poznałam podczas podróży, powiedziała mi, że wielu mężczyzn jest w stanie zrobić dużo, by tylko zdobyć serce Europejki. Dlaczego? Jednym z powodów jest chęć posiadania paszportu, który umożliwi swobodne podróżowanie po świecie.
Te interakcje w Casablance były dla mnie nie tylko męczące, ale dodatkowo sprawiały, że czułam się jak na niekończącym się przesłuchaniu. Następnym przystankiem była niewielka wioska w okolicach mieścinki El Jadida.
Poczujesz się jak gwiazda
Nigdy nie byłam bliżej wyobrażenia sobie, jak czują się gwiazdy otaczane natrętnymi paparazzi, niż właśnie w nadmorskiej, marokańskiej wiosce.
Powiedzieć, że Marokańczycy wykazywali tam jeszcze większe zainteresowanie turystkami niż w innych miastach, to jakby nic nie powiedzieć. Mimo że wielu mężczyzn było życzliwych i chętnych do nawiązania normalnej rozmowy, ich natarczywość z dnia na dzień stawała się coraz bardziej frustrująca. Trudno było przejść przez ulicę bez zaczepki. Te dotyczyły głównie wyglądu. Jak się zapewne domyślacie, miałam na sobie typowo europejskie ubrania. Nic specjalnego - sukienka do kolan i krótki rękawek. Na lokalsów taki strój działał jednak jak magnes. Wielu z nich błagało (dosłownie) chociaż o zdjęcie. Z czasem zaczęłam więc zakrywać włosy i ramiona chustką. Trochę pomogło.
Ciekawostką jest, że El Jadida, znana z portugalskiej architektury i pięknych plaż, ma również długą historię handlową, co sprawia, że mieszkańcy nastawieni są nie tylko na flirt, ale też biznes. Przykładowo, kiedy parkowałam samochód, to nagle zza rogu wyłaniał się mężczyzna (zdarzało się, że kobieta) pokazując mi, gdzie powinnam zaparkować, a następnie prosząc o drobne. Podobnie było w przypadku pytania o drogę. Nic za darmo. Wchodząc do sklepu musiałam obiecać sprzedawcy, że coś kupię, inaczej dawał mi do zrozumienia, że jest niezadowolony.
Podsumowując, mimo że podejście Arabów do Europejek jest bardzo specyficzne, to nie mają oni złych intencji. Przeciwnie. Bardzo często chcą po prostu zaznajomić się z obcą kulturą i dać sobie szansę na bliższą znajomość. Różnica polega na tym, w jaki sposób to okazujemy.
Już po przyjeździe zrozumiałam, że mężczyźni mają zupełnie inne podejście do kobiet, a ich uwagi potrafiły być nieco przytłaczające. Starali się być uprzejmi, ale ich natarczywość (w moim mniemaniu) była męcząca i wymagała ode mnie sporo cierpliwości. Z czasem zdałam sobie sprawę, że to po prostu część ich kultury, a nie złośliwość.
Tak, byłam zmęczona intensywnością tych interakcji, ale w głębi serca czułam, że ich zachowanie wynika z ciekawości i nic mi nie grozi.