Śladami legend. Kamień nieszczęścia, sąd diabelski, kochliwa córka złotnika
Lublin to prawdziwa perełka Polski Wschodniej, która z roku na rok jest coraz bardziej doceniana przez turystów. Zamek królewski, odrestaurowane Stare Miasto oraz podziemna trasa turystyczna to jedne z najważniejszych atrakcji w mieście kultowych cebularzy. Dziś jednak zbaczamy nieco z utartych szlaków i ruszamy na spacer po Lublinie śladami wybranych legend.
Dzisiejszą propozycję zwiedzania Lublina kierujemy przede wszystkim do miłośników legend i turystycznych "smaczków". Na przygotowanej trasie znajdą się zarówno bardziej, jak i mniej popularne miejsca.
Legendarne początki Lublina
Przed wiekami dawny gród i okolice obfitowały w zieleń. Sielski klimat tworzyła też czysta rzeka Bystrzyca przepływająca wśród malowniczych wzgórz. Nic dziwnego, że tymi terenami zainteresował się pewien książę, który wraz ze swoją drużyną akurat tędy przejeżdżał. Zsiadł z konia i zapytał miejscowych rybaków, co to za gród.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najciekawsze atrakcje Sztokholmu. "Czuć tam klimat wypoczynku"
Ci zaś odpowiedzieli mu, że nie ma on nazwy. Książę postanowił więc sam ją nadać. Zdecydował, że gród będzie nazywał się tak, jak ryba wyłowiona z rzeki. Wtem rybacy zarzucili sieci i złowili dwa okazy – szczupaka i lina. Książę zaczął się głośno zastanawiać: "szczupak lub lin". Odrzucił tego pierwszego i stworzył określenie "lub-lin", po czym zadowolony odjechał z Lublina.
Legendarny spacer po Lublinie – kamień przynoszący nieszczęścia
My natomiast z Lublina nie wyjeżdżamy, a wręcz przeciwnie – ruszamy na zwiedzanie. Przystanek numer jeden to kamień nieszczęścia, którego absolutnie nie można dotykać. Obecnie znajduje się na rogu ulicy Jezuickiej, ale wcześniej wielokrotnie zmieniał lokalizację. Pochodzi podobno ze Sławinka pod Lublinem.
Na początku XV w. był świadkiem wielu tragedii na placu Straceń. Miał na sobie plamy krwi niejednego skazańca. Raz nawet kat ściął tak gwałtownie głowę niewinnego człowieka, że przy okazji topór wyszczerbił w kamieniu głęboki wyłom.
Gdy przetoczono go w końcu w inne miejsca, szybko zdano sobie sprawę, że przesiąknął on złymi mocami.
Pewnego dnia miejscowa kobieta niosła w garnkach obiad pracującemu na budowie mężowi. Niefortunnie upadła i rozbiła dwojaki na kamieniu. Zapach zupy przyciągnął psy. Rzuciły się na żer, oblizały dokładnie kamień, po czym natychmiast zdechły. Na pamiątkę tego tragicznego wydarzenia plac nazwano Psią Górką.
To był jednak dopiero początek nieszczęść. Kamień ponoć mocno zaszkodził też piekarzowi, który go ukradł i użył do pieca w powstającej piekarni. Śmiałek sam spłonął w piecu, w którym zamknęła go zresztą jego własna żona z czeladnikiem-kochankiem.
Darujemy już sobie opisywanie jeszcze wielu innych tragedii z udziałem kamienia w roli głównej. Podczas zwiedzania Lublina warto go zobaczyć, ale broń Boże dotykać!
Legendarny spacer po Lublinie – niesprawiedliwy wyrok i czarcia łapa
Dalej ruszamy pod jeden z najpiękniejszych budynków w mieście, czyli Trybunał Koronny. Wiąże się z nim podanie o sądzie diabelskim. W 1637 r. toczył się tam proces ubogiej wdowy z bogatym magnatem. Skończył się on niesprawiedliwie wydanym wyrokiem krzywdzącym niewinną kobietę. Zrozpaczona wykrzyczała, że gdyby ją sądziły diabły zamiast ludzi, to wydałyby sprawiedliwszy wyrok.
Tej samej nocy pisarz trybunalski niespodziewanie zauważył w budynku nieznajomych sędziów w pąsowych szatach. Kazali mu otworzyć salę rozpraw. Następnie usiedli i wywołali sprawę wspomnianej wdowy. Jeden z nich wcielił się w rolę obrońcy oskarżonej. Mężczyzna szybko zorientował się, że nowo przybyli goście mają w sobie coś przerażającego.
Okazało się, że byli nimi szatani zesłani na powtórne osądzenie sprawy. Po dokładnym rozpatrzeniu akt i zeznaniach obu stron diabelscy sędziowie wydali wyrok na korzyść wdowy. Wtem Chrystus Trybunalski (z krucyfiksu) zapłakał krwawymi łzami, rozpaczając nad tym, że złość ludzka jest gorsza od szatańskiej. Przewodniczący diabelskiego sądu wypalił zaś na blacie stołu ślad ręki i zatwierdził wyrok.
Kolejnego dnia cały Lublin huczał o niespotykanym zjawisku. Źli sędziowie, śpiesząc na kolejne rozprawy, połamali zaś nogi na oczach tłumu. Wierni poprosili z kolei o przeniesienie cudownego krucyfiksu do kaplicy w kolegiacie św. Michała. Gdy kościół został rozebrany, zadecydowano o umieszczeniu go w katedrze, gdzie wisi do dziś. Zachował się także stół ze śladem wypalonej ręki rzekomego diabła. Można go obecnie obejrzeć w muzeum na zamku Lubelskim.
Legendarny spacer po Lublinie – piękna i kochliwa córka złotnika
Kolejne kroki kierujemy na ulicę Złotą, gdzie podobno w kamienicy pod numerem 4 mieszkała Tereska, piękna córka złotnika. Każdy młodzieniec niecierpliwie czekał, aż wyjątkowej urody niewiasta pojawi się w okienku, co było sygnałem do odwiedzin.
Tereska przeciągała się zaś w pościeli i zalotnie uśmiechała. Jak można się łatwo domyślić, nie wszystkim podobały się owe "przedstawienia". Groźby od licznych matek i żon docierały do ojca Tereski, który prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że nocami pod jego dachem przesiadują starsi i młodsi panowie.
Czytaj także: Wydał jednego dolara. Nie do wiary, co za niego kupił
Tereska miała wielu adoratorów i każdemu z nich zapewniała pełną dyskrecję. Wchodzili jedną bramą, a wychodzili drugą. Nigdy się nie spotkali. Jedynym świadkiem nocnych schadzek w domu złotnika był ponoć złoty kogucik na pobliskiej wieży Trynitarskiej, który do dziś pieje tylko wtedy, gdy przez bramę przejdzie jakiś wierny mąż…