Słoneczna reszta życia, czyli dlaczego warto zamieszkać w Egipcie
17.01.2017 10:20, aktual.: 17.01.2017 13:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mówią, że dla seniora najgorsza jest zima. Ale nie dla Barbary Kucnerowicz-Polak. W styczniu nurkuje na rafach, medytuje nad brzegiem morza i smaży naleśniki z mango. W cieniu palm nakrywa stół dla gości, których nigdy nie brakuje w jej domu. Bo emerytura jest od tego, żeby żyć tak, jak się lubi. A ona lubi słońce. Dlatego kupiła dom w Egipcie.
Zawodowo sporo podróżowała pani po świecie.
Po studiach na Politechnice Wrocławskiej obroniłam doktorat z chemii i zajęłam się pracą badawczą. Zaczęłam jeździć na zagraniczne sympozja, najpierw po Europie, później do USA, Kanady i Japonii. W latach 90. zostałam doradcą komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej w sprawach współpracy międzynarodowej. Jako niezależny ekspert pracowałam też na rzecz Programu Środowiskowego Narodów Zjednoczonych, prowadząc projekty finansowane przez Bank Światowy. W ostatnich latach kariery koordynowałam europejski projekt Eurobaltic. Znaczną część życia zawodowego spędziłam w podróży, trafiając do odległych miejsc i spotykając ludzi z różnych kultur. W ten sposób oswajałam się ze światem. Stopniowo kiełkowała we mnie myśl, że kiedy nie będę już musiała pracować, mogłabym mieć drugi dom w ciepłych krajach.
Nie znam wielu polskich seniorów, którzy podróżują po świecie, a co dopiero decydują się zamieszkać za granicą.
Wbrew pozorom jest nas już całkiem sporo, ale nieporównanie mniej niż emerytów z Niemiec, Włoch czy Holandii. Zdaję sobie sprawę, że wśród Polaków wciąż należę do wyjątków. Kiedy w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat przeszłam na emeryturę, nie mogłam się odnaleźć. Przyzwyczaiłam się do szybkiego tempa życia, całymi latami pracowałam po kilkanaście godzin na dobę. A tu nagle zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Moi synowie dorośli, byłam dziesięć lat po rozwodzie. Wtedy pomyślałam, że nadszedł czas na realizację planu, który kiedyś sobie założyłam. Podróżując po świecie, często zachwycałam się różnymi miejscami i myślałam, jak wspaniale byłoby mieć kiedyś czas i pomieszkać tam dłużej. Kiedyś – czyli na emeryturze. I ta emerytura właśnie nadeszła, a wraz z nią pora, by zdecydować, jak i gdzie ją spędzę. Bo choć kocham Polskę, przerażały mnie długie, ciemne jesienno-zimowe miesiące. Potrzebowałam ciepła i słońca.
Indie, USA, Kanada, Chiny, RPA, Australia, Japonia, Rosja, Kostaryka, Mauritius, Tajlandia, Kambodża – to tylko niektóre z odwiedzonych przez panią krajów. Dlaczego zdecydowała się pani zamieszkać akurat w Egipcie?
Szukając odpowiedniego domu, brałam pod uwagę trzy rzeczy: klimat, cenę i odległość od Polski. Chciałam, żeby przez cały rok było ciepło, a na południu Europy zimą robi się chłodno. W południowej Hiszpanii, na Lazurowym Wybrzeżu czy na Sycylii temperatura w chłodniejszych miesiącach sięga zaledwie kilku stopni i często pada. Poza tym ceny nieruchomości we Włoszech czy Francji były dla mnie nieosiągalne. Wolałam jednak nie szukać zbyt daleko. Zależało mi na możliwości swobodnego, niezbyt kosztownego i czasochłonnego przyjeżdżania do Polski oraz częstego zapraszania rodziny i przyjaciół. Wszystkie moje warunki spełniała północna Afryka, choć nie brałam pod uwagę krajów arabskich i nigdy wcześniej tam nie byłam. Przed pójściem na emeryturę musiałam wykorzystać nagromadzone dni urlopu. To wtedy po raz pierwszy trafiłam do Egiptu. Poleciałam sama, z plecakiem, z zamiarem samodzielnego podróżowania po kraju. Unikałam hoteli all inclusive i wielkich kurortów. Wolałam odwiedzać małe miasteczka, mieszkać wśród miejscowych i poczuć lokalny klimat. W ten sposób trafiłam do Dahabu na półwyspie Synaj.
Co panią tam urzekło?
Dahab to dawna beduińska wioska, a dziś miasteczko o hipisowskim klimacie. Zamiast dużych wielogwiazdkowych hoteli są tu małe pensjonaty i kempingi. To oaza nurków, wind- i kitesurferów oraz ekspatów, którzy osiedlili się tu na stałe. Przez ponad trzysta dni w roku świeci słońce, a deszcz pada raz na kilka lat. Morze Czerwone jest ciepłe nawet w środku zimy. Tutejsze rafy koralowe, pełne tęczowych ryb, żółwi wodnych, ośmiornic i tajemniczych morskich stworzeń, należą do ścisłej czołówki najpiękniejszych na świecie. Zaskoczyła mnie też i oczarowała przyroda na lądzie. Nie przypuszczałam, że pustynia może być tak piękna i różnorodna. Pojechałam do Dahabu jeszcze dwa razy, aż w końcu postanowiłam kupić tu dom.
*Długo go pani szukała? *
Na wiele domów nie było mnie stać – te położone nad samym morzem osiągają zawrotne ceny. Inne zupełnie mi nie odpowiadały. Z jednego wstępnie wybranego uciekłam z powodu inwazji karaluchów! Aż wreszcie trafiłam na nowy, jeszcze niewykończony budynek. Działka z ogrodem znajdowała się trzydzieści metrów od morza. Za domem rozciągało się turkusowo-lazurowe morze, a za nim wzgórza Arabii Saudyjskiej. Kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam majestatyczne góry Synaju. Na wewnętrznym patio rosły trzy wspaniałe palmy. Spojrzałam na nie i wiedziałam, że znalazłam to, czego szukałam. Ale choć dom kosztował mniej niż warszawska kawalerka mojego syna, cena i tak przewyższała moje oszczędności. Żeby zgromadzić pełną kwotę, sprzedałam w Polsce kawałek ziemi i wzięłam kredyt.
Jak na decyzję o zakupie domu w Egipcie zareagowali pani bliscy?
Mogłam liczyć na ich pełne zrozumienie i wsparcie. Synowie zachęcali mnie do zrealizowania mojego marzenia. Wspierali mnie, kiedy na początku mojej egipskiej przygody spotykały mnie różne niespodzianki. Dzięki nim przetrwałam niejeden kryzys. Pomagali mi też nadzorować budowę, którą kończyli lokalni rzemieślnicy.
Obyło się bez przeszkód?
O budowie domu z udziałem lokalnych ekip długo by opowiadać. Kiedy pojawił się elektryk, to ja musiałam zadbać o wyłączenie wszystkich korków, żeby się u mnie nie zabił – on nie widział takiej konieczności. Hydraulik kilka razy rozkuwał ścianę, bo upierał się, że woda w rurze będzie płynąć pod górę. Kiedy tłumaczyłam mu, że to niemożliwe, pytał: Ty tu jesteś hydraulikiem czy ja?. Dopiero gdy został zmuszony poprawić błędy na własny koszt, zaczął liczyć się z moim zdaniem. Po wielu takich sytuacjach robotnicy nauczyli się przychodzić do mnie i pytać: Madam Engineer, quies, meja meja? Czyli: Pani Inżynier, jest dobrze? Dopiero kiedy kiwałam głową, kontynuowali pracę. Tutejsi fachowcy długo nie mogli przywyknąć do tego, że na budowie wszystkie sprawy załatwiają z kobietą. Dziś zdarza się, że sami przychodzą do mnie po radę.
Czy polska emerytura pozwala utrzymać się w Egipcie?
Życie w Egipcie jest droższe niż np. w krajach azjatyckich, ale wydaję tu mniej, niż wydawałabym mieszkając w Polsce. Choćby dlatego, że nie ma tutaj wielu miejsc, które mogą kusić: centrów handlowych z ciuchami i supermarketów z półkami uginającymi się od mnóstwa niepotrzebnych produktów. Nie dostanę tu łososia, są za to tanie owoce i ryby, które stanowią podstawę mojej diety. Moja garderoba składa się z kilku lekkich, swobodnych rzeczy. Oszczędzam też na transporcie, bo zamiast samochodem jeżdżę rowerem i skuterem. W dalsze trasy udaję się lokalnymi busami lub pociągiem.
Które zakątki Egiptu odwiedza pani najchętniej?
W Egipcie znajduje się największe na świecie skupisko starożytnych zabytków. Wiele z nich mieści się w Luxorze, dokąd jeżdżę regularnie i zawsze odkrywam coś nowego. Zatrzymuję się w klimatycznym hoteliku El Fayrouz i podziwiam starożytne Teby. Odwiedzam Karnak, Luksor Temple, Denderę, Abu Habin, Ramazeum i Dolinę Królów. Pływam feluką po Nilu i latam balonem o wschodzie słońca. Widok z góry najpełniej pokazuje niezwykły zamysł starożytnych władców. Raz w roku idę na Górę Mojżesza i do Klasztoru Świętej Katarzyny, najstarszego chrześcijańskiego klasztoru na świecie. Uwielbiam też wyprawy na pustynię i wizyty w oazach na Synaju i na Saharze Zachodniej, leżących z dala od turystycznych szlaków. Noc na pustyni jest niezwykłym przeżyciem. Leżę w śpiworze pod gołym niebem i czuję, jakbym mogła dotknąć gwiazd.
*Czy po ostatnich burzliwych dla Północnej Afryki latach, nie boi się pani o swoje bezpieczeństwo? *
Przez osiem lat, które tu spędziłam, nie spotkało mnie nic złego. Nigdy nie doświadczyłam ze strony miejscowych agresji czy niechęci. Mieszkam sama, nie jestem już młoda, mimo to czuję się bezpiecznie i wiem, że w razie potrzeby zawsze mogę liczyć na pomoc. W Dahabie żyje wielu cudzoziemców z małymi dziećmi, a mój wnuk przyjeżdża do mnie na wakacje, od kiedy skończył rok. To najlepiej świadczy o tym, jak przyjazne i spokojne to miejsce.
Razem z Egipcjanami przeżyłam wydarzenia ostatnich lat – arabską wiosnę i obalenie rządu Mubaraka, odsunięcie od władzy Mursiego i objęcie rządów przez nowego prezydenta. Nie czułam, że muszę z tego powodu uciekać. Przeciwnie, cieszę się, że mogę być świadkiem tak ciekawych czasów historii tego kraju i bardzo mu kibicuję.