Trzy blondynki jadą do kraju, którego nie ma. Pokażą nam Abchazję
Dwie dziennikarki i fotografka wyruszyły właśnie do nieuznawanej Republiki Abchazji na Kaukazie. Kraju, który oficjalnie nie istnieje i o którym w Polsce niewiele wiemy. Co zobaczą za żelazną kurtyną, opiszą i sfotografują. Tuż przed wyjazdem rozmawiała z nimi Joanna Klimowicz.
15.08.2018 | aktual.: 15.08.2018 10:15
Joanna Klimowicz: Przedstawiacie się trochę z przymrużeniem oka jako trzy blondynki, ale oprócz urody macie kapitał doświadczenia i talentu dziennikarskiego. Kto jedzie na Misję Abchazja?
Anita Czupryn*: - Sara Komaszko, która prywatnie jest moją córką, a zawodowo - skończyła studia - media i komunikację w Londynie, pisze dla polonijnych gazet, przeprowadza wywiady dla Radia Hello Irlandia. Była pierwszym recenzentem wszystkich moich artykułów i ma doskonały słuch na brzmienie języka, po prostu ucho. Ja - przez to, że mam doświadczenie - mogę powiedzieć, że mam nosa. A Velar Grant jest naszym dodatkowym atutem. Pochodzi z Podlasia, jest z wykształcenia rusycystką, dla niej rosyjski to język naturalny. Jest uznaną fotografką, związaną z amerykańską agencją Zuma Press, ma na swoim koncie mnóstwo nagród. Ma oko. Na Misję jadą więc trzy blondynki, ale też trzy bardzo ważne zmysły.
Dlaczego Abchazja? MSZ was nie ostrzegał?
MSZ odradza wyjazd oficjalnie, ostrzeżenie jest na stronie internetowej. Nieoficjalnie odradzali nam znajomi, nawet - przez kogoś - pan konsul z Tbilisi. Historia naszego projektu zaczęła się od dziecięcego marzenia Sary, która jest bardzo poukładana i chciała zwiedzać świat w porządku alfabetycznym. Przez wiele lat myślała, że ten pierwszy kraj na literę „A” to Afganistan. Byłam w Afganistanie i tłumaczyłam jej, że póki co, jako turystka tam nie wjedzie. W tym roku coś ją tknęło, żeby przyjrzeć się państwom nieuznawanym. Okazało się, że pierwszym na liście jest Abchazja. Nasz pomysł wyjazdu ewoluował w trakcie przygotowań, czytania książek, zbierania informacji. Próbowałyśmy zdobyć dofinansowanie projektu międzynarodowego, ale nie udało się.
Za to udało się na platformie crowdfundingowej.
Tak, przedsięwzięcie jest spore, nie stać nas na nie, więc wysłałyśmy projekt na platformę Polak Potrafi. Założenie minimalne było takie, by zebrać 18 tysięcy złotych (bo prawie 10 procent prowizji pobiera platforma), więc obliczyłyśmy, że 5 tys. z groszami na głowę powinno nam wystarczyć na najważniejsze rzeczy, jak bilety, ubezpieczenia, mieszkanie.
Nie spodziewałyśmy się aż takiego odzewu. Że media zainteresują się krajami nieuznawanymi i rozpocznie się dyskusja na ten temat. I że kampania w internecie, głównie w mediach społecznościowych, będzie aż tak pozytywna, bez żadnego hejtu. Okazało się, że mamy szczodrych przyjaciół, którzy nam ufają, wierzą w nas i wspierają. To było poruszające. Ten projekt stał się projektem wielu ludzi, którzy nas teraz dopingują, czekają na książkę, chcą wiedzieć o Abchazji. Zebrałyśmy prawie 20 tys. zł. Szczodrość rodzi szczodrość, będziemy o tym pamiętać.
Kiedy wyjeżdżacie, na jak długo i jak zamierzacie się tam dostać?
W niedzielę (12 sierpnia), ubrane w koszulki z naszym logo, wylatujemy z Londynu do gruzińskiego Kutaisi. W poniedziałek z Kutaisi ruszamy na paragranicę. Para - bo oficjalnie przecież Abchazja znajduje się na terytorium Gruzji, tylko że Gruzja nie ma nad nią żadnej kontroli i twierdzi, że jest to teren okupowany przez Rosję, co jest akurat prawdą. Zamierzamy spędzić tam miesiąc.
Pewnie potrzebowałyście jednak abchaskich wiz - to pierwszy paradoks kraju, którego nie ma.
Na razie mamy tylko tzw. promesy, o które musiałyśmy się starać przez internet, pisząc do abchaskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Przysłali nam je w mailu, musimy je wydrukować i udać się z nimi do konsulatu w Suchum (to abchaska nazwa, po gruzińsku: Suchumi). Spotkałam się z Wojciechem Góreckim, który jest znawcą Kaukazu, pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich i poradził nam, abyśmy się również zarejestrowały w Ministerstwie Stanu w Gruzji z informacją, że chcemy wejść na teren okupowany. To nikogo do niczego nie zobowiązuje, ale jest naszym ukłonem w stronę Gruzinów. Na samym przejściu granicznym nie będzie - jak czytałam - żadnych gruzińskich strażników granicznych ani celników (bo przecież granicy nie ma), będą tylko policjanci. Nastawiamy się, że będą nam odradzać wyjazd, przetrzymywać i bardzo dokładnie sprawdzać. Nie mamy w sobie lęku. Jedziemy do ludzi, którzy - mamy nadzieję - staną się naszymi przyjaciółmi.
Gdzie się zatrzymacie? Co będziecie tam robić?
Podczas przygotowań szukałyśmy ludzi związanych z Abchazją i trafiłyśmy na niezwykły dość trop syna byłego wicepremiera Jurija Woronowa, który padł ofiarą mordu politycznego. Wicepremier został zamordowany przed swoim domem. Jego syn Niko mieszka w Warszawie, tu się wykształcił. Dzięki tym pierwszym nawiązanym kontaktom dokładnie wiemy, gdzie jedziemy, do kogo, z kim się tam spotkamy i co chcemy zrobić. Zależy nam na tym, aby być pomostem między kulturami i szukać śladów przyjaźni Abchazów z Gruzinami, którzy żyją obok siebie od wieków, byli najbliższymi sąsiadami, łączyli się rodzinami.
Czy w takim razie podejmiecie tematykę zbrodni wojennych, których dopuszczały się obie strony? Będąc w Gruzji spotkałam chłopaka, który urodził się w Suchumi, tam wychowywał i w latach dziewięćdziesiątych jego rodzina została wypędzona, bo byli Gruzinami. Mimo że Giga był wtedy dzieckiem, bolesne wspomnienia są w nim cały czas bardzo żywe. Będziecie o to pytać Abchazów?
Nie jedziemy po to, żeby zrobić lajfstajlową książkę, przewodnik turystyczny, czy prowadzić blogerski dziennik. Chcemy zrobić coś ważnego i poważnego, choć zdajemy sobie sprawę z tego, że Abchazi to szczególny naród na Kaukazie. Również z tego powodu, że nie są to ludzie, którzy się natychmiast otwierają przed obcymi. Są bardzo zdystansowani. Taki jednorazowy, choć kilkutygodniowy wypad to może być za mało, więc już jest pomysł, by pojechać tam kolejny raz.
W sierpniu trafimy na szczególny moment - wielkie obchody 25-lecia zakończenia wojny z Gruzją i 10-lecia autonomii abchaskiej, jakakolwiek by ona nie była. Będzie też muzułmańskie Święto Ofiarowania, a Sarę interesują kwestie różnorodności religijnej w abchaskiej społeczności. Każda z nas wypisała sobie, co ją interesuje, co chce tam zrobić i tematów, które chcemy dotknąć, jest mnóstwo.
Dla mnie takim tematem są Polacy, uznawani za bohaterów Abchazji. Polskie korzenie miał właśnie Jurij Woronow, który pod koniec życia zaczął się podpisywać polskim nazwiskiem swojej prababki. Ogród botaniczny w Suchum założył Polak, żyją jeszcze jego potomkowie.
Przede wszystkim interesuje nas kwestia, ile w młodych Abchazach siedzi z tej wojny, jakie traumy dźwigają, jak wygląda ich dzień, czym żyją. Także ci bardzo młodzi ludzie, którzy nie pamiętają już Gruzji. Abchazja oznacza „Ziemię z duszą” i wiem, że nie będziemy tam prowadzić rozmów o błahych sprawach. Mam nadzieję, że będą to prawdziwe spotkania dusz i prawdziwe rozmowy o tym, co w życiu jest najważniejsze.
*Anita Czupryn jest publicystką „Polski the Times”, autorką artykułów o tematyce społecznej, wywiadów z politykami oraz ikonami kultury i nauki. Laureatka literackiego konkursu „Kobieta na zakręcie” organizowanego przez „Wysokie Obcasy” i Świat Literacki. W 2010 r. nominowana do prestiżowej Nagrody Mediów Niptel za odważną publicystykę na temat sytuacji polskich mediów. W 2013 r. była korespondentką wojenną w Afganistanie. Jej reportaż z ataku rebeliantów na bazę w Ghazni znalazł się w podręczniku do języka polskiego dla gimnazjalistów. Autorka czterech książek z literatury faktu oraz współtwórczyni filmu dokumentalnego „Trudny rok” (2001 r.). W 2017 r. współtworzyła serial dokumentalny „Polskie zabójczynie” dla CI Polsat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl