W 33 dni przez całą Polskę. Łukasz Wójcik doszedł z Helu na Rysy
Na pomysł przejścia Polski od morza do Tatr wpadł półtora roku temu. Cel? Zatrzymać się na chwilę, zwolnić, spojrzeć na otaczający świat, podziwiać i pomóc małej Mai, która zbiera na pompę insulinową. - Kocham góry, przyrodę, lubię poznawać ludzi. Ta wyprawa to spełnienie moich marzeń, a może też pomóc spełnić marzenie małej dziewczynce, która pragnie normalnie żyć - mówi Łukasz Wójcik z Jelcza-Laskowic.
01.07.2022 | aktual.: 01.07.2022 15:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Magda Bukowska: Dziś w nocy ruszyłeś na Rysy. Rano zdobyłeś najwyższy szczyt w Polsce i zakończyłeś trwającą 33 dni pieszą wyprawę przez całą Polskę. Jakie teraz na gorąco towarzyszą ci uczucia, przemyślenia?
Łukasz Wójcik: Jestem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy, bo dałem radę pokonać trasę Hel - Rysy. Spełniłem moje marzenie i udowodniłem sobie, że kiedy się czegoś pragnie, nie ma rzeczy niemożliwych.
Teraz chcę kilka dni odpocząć w Tatrach, a w przyszłym tygodniu spokojnie wrócić do rzeczywistości.
W ostatnim etapie - wspinaczce na szczyt - towarzyszyła ci twoja narzeczona Renia, która była też logistykiem wyprawy. Dlaczego zdecydowaliście się wchodzić na Rysy w nocy?
Wyruszyliśmy w góry ok. 3 nad ranem, na szczyt weszliśmy o 9. Głównym powodem tak wczesnej wędrówki jest pogoda. Ryzyko burz o tej porze jest mniejsze. Poza tym na szlaku nie ma tłumów, co też było dla nas ważne.
Na Rysach oboje byliśmy już wcześniej, znaliśmy warunki trasy i nasze możliwości, mogliśmy więc sobie pozwolić na to, by pierwszy etap trasy pokonać przy świetle latarek.
Na ten ostatni etap podróży włożyłeś inne buty, całą drogę przeszedłeś w jednej parze. Nie przetrwały czy po prostu nie nadawały się do wspinaczki?
(Śmiech) Fakt, przy Morskim Oku zmieniłem buty na trekkingowe, bo tego wymaga bezpieczeństwo w górach. A buty, w których ruszyłem z Helu, faktycznie są już w kiepskim stanie. Prawie nie mają już podeszwy. Zachowam je na pamiątkę.
Robiłeś już jakieś zestawienie? Ile kilometrów przeszedłeś, jak długo byłeś w drodze?
Cała wyprawa zajęła mi 33 dni. Z czego 31 spędziłem na trasie, a dwa przeznaczyłem na regenerację. Podsumowanie robiłem wczoraj, więc mogę powiedzieć, że od Helu do Palenicy Białczańskiej - idąc przez pięć województw - pokonałem 810 km. Zrobiłem w tym czasie ponad 1,1 mln kroków i spaliłem 45 tys. kalorii. W ostatnim etapie dołożyłem 14 km - najtrudniejszych ze względu na duże przewyższenia.
Jak organizowałeś tą wyprawę? Gdzie spałeś?
Wszystko organizowałem sam, dzięki pomocy mojej narzeczonej Reni, która zajmowała się logistyką wyprawy. Zawsze przed wyjściem dokładnie analizowaliśmy trasę, bo nawigacja czasem płatała figla i kilka razy próbowała mnie wyprowadzić w pole.
Noclegów szukaliśmy na bieżąco. Spałem w karczmach, motelach, agroturystykach i małych hotelikach.
Co z tej podróży zrobiło na tobie największe wrażenie?
Było dużo takich znaczących momentów, wiele pięknych miejsc, które udało mi się odwiedzić. Zachwyciły mnie mijane na trasie miejscowości - zarówno te większe, np. Toruń czy Trójmiasto, jak i te małe, np. Gniew czy Ogrodzieniec.
Jednak tym, co przede wszystkim zrobiło na mnie wrażenie, była życzliwość ludzi. Cały czas uśmiecham się serdecznie do wspomnienia, kiedy na szlaku św. Jakuba pewna starsza pani poczęstowała mnie ciepłym mlekiem.
Nie ruszałem, żeby bić rekordy, przeżywać spektakularne przygody czy doświadczać ekstremalnych przeżyć. Chciałem zwolnić, zatrzymać się, spokojnie doświadczyć drogi, poznać ludzi, mieć czas na to, by podziwiać nasz kraj. Dla mnie to sposób na przypomnienie sobie, co jest w życiu ważne, rodzaj medytacji, a przy tym okazja, by się sprawdzić.
Spełniając swoje marzenie, chciałem też pomóc spełnić marzenie małej Mai Kubiak, która zmaga się z cukrzycą typu 1 z kwasicą ketonową i bardzo potrzebuje pompy insulinowej, by móc normalnie żyć. Moją wyprawę połączyłem więc z promocją zbiórki dla Mai i bardzo dziękuję wszystkim, którzy ją wspierają (można to zrobić pod adresem www.siepomaga.pl/maja-kubiak).
Jak wygląda Polska z perspektywy piechura?
Nasz kraj - oglądany bez pośpiechu i doświadczany własnymi stopami - jest przepiękny. Nie biłem rekordu, nie spieszyłem się. Dawałem sobie czas na to, żeby się zatrzymać, podziwiać piękno przyrody, architektury, rozmawiać z ludźmi.
W codziennym pośpiechu często nie dostrzegamy jakie cuda nas otaczają, a warto je docenić i o nie dbać, by cieszyły też kolejne pokolenia. Jedyny minus to kultura - a raczej brak kultury - jazdy niektórych kierowców oraz kiepska infrastruktura dla pieszych w niektórych regionach. Ale mam nadzieję, że i to niedługo się zmieni.
Powiedz mi jeszcze dlaczego akurat taka trasa, czyli Hel - Rysy?
Pomysł na taką wyprawę pojawił się półtora roku temu. Nigdy nie byłem w Helu, a kocham góry, więc postanowiłem połączyć te dwa bieguny i poznać to wszystko co znajduje się pomiędzy nimi.
Wyszła z tego piękna wędrówka, pierwsza taka w moim życiu, ale już czuję, że chyba nie ostatnia.