W krainie kangurów. Polka opowiada o życiu w Australii
Dla niektórych jest rajem. Inni widzą w niej zagubiony na końcu świata ląd, pełen jadowitych węży i pająków. Dla Karoliny Balewskiej Australia jest po prostu drugim domem. Tu założyła rodzinę, pracuje, a przede wszystkim korzysta z życia pełnymi garściami.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Choć czasem tęskni za Polską i zawsze z radością do niej wraca, po kilku latach w australijskim Brisbane jest przekonana, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Swoje doznania barwnie opisuje na blogu: Moja Australia i świat.
Magda Popek, WP: Dlaczego akurat Australia? Skąd pomysł, by wyemigrować aż na drugi koniec świata?
Karolina Balewska: Nigdy nie planowałam wyjeżdżać do Australii na stałe. Los zdecydował za mnie. Podróżowałam z koleżanką i poznałam chłopaka. Od kilku lat jest moim mężem. Odpowiedź na pytanie czemu wyjechałam jest więc prosta - z miłości.
Przez kilka pierwszych lat utrzymywaliśmy związek na odległość, ale oczywiście nie było nam łatwo, a podróże między Polską i Australią są dość drogie. Przemyśleliśmy wszystko i wspólnie zdecydowaliśmy, że przeprowadzę się do niego. I tak od 2012 r. Australia jest moim drugim domem, choć chyba po raz pierwszy tak o niej pomyślałam dopiero trzy lata później, gdy wracałam z wakacji w Polsce.
Przed wyjazdem miałaś pewnie jakieś wyobrażenia o Australii; o przyrodzie, ludziach, zwyczajach, pogodzie. Jak jest w rzeczywistości?
Prawdę mówiąc, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Z opowieści kolegów Australijczyków, których poznałam w Anglii podczas rocznej przerwy w liceum, wiedziałam, że to wielki kraj gdzieś na drugim końcu świata, w którym jest bardzo ciepło. Poza tym Australia kojarzyła mi się z Operą w Sydney, koalami, kangurami, wężami i pająkami. Tymi ostatnimi straszyła mnie koleżanka (śmiech). Na szczęście w mieście udaje się ich unikać.
Tym, czego chyba się nie spodziewałam, a co od samego początku mnie urzekło, jest niezwykle pozytywne podejście Australijczyków do życia. Są uśmiechnięci, wyluzowani, przyjaźni. Spotkałam się z opiniami, że to pozory, ale ja się z tym nie zgadzam. Przez wszystkie lata, które tu spędziłam nie spotkały mnie z ich strony żadne przykrości. Drugą rzeczą, która mnie zachwyciła i wciąż zachwyca jest natura. W Australii jest multum pięknych miejsc. Wiele udało mi się już odkryć, ale jeszcze więcej wciąż na mnie czeka. Jeśli chodzi o zaskoczenia, to taka rada dla przyjezdnych - pamiętajcie, że w Australii też może być zimno. Zazwyczaj wyobrażamy sobie ten kontynent jako miejsce upalne przez cały rok, jednak nie wszędzie tak jest i niskie temperatury mogą być dla wielu niespodzianką.
Nie ma na świecie miejsc idealnych. Wszystkie mają swoje wady i zalety. Za co przede wszystkim pokochałaś Australię, a czego w niej nie lubisz lub nie potrafisz zaakceptować?
Na szczęście w Australii widzę więcej pozytywów niż negatywów. Bardzo podoba mi się wyluzowany styl życia jej mieszkańców oraz to, że - bez względu na wiek - nie siedzą w domach, tylko są cały czas aktywni. Spotykają się w kawiarniach oraz na świeżym powietrzu, uprawiają sport lub po prostu wypoczywają na plaży czy w parkach. Bardzo popularne jest tu organizowanie BBQ. Australijczycy w taki sposób świętują urodziny lub inne wydarzenia.
Ostatnio byłam na targach turystycznych i 90 proc. uczestników to byli ludzie w starszym wieku, którzy zamiast spędzać emeryturę w domu, wybierają podróże. Korzystają też z wielu organizowanych w mieście aktywności. Np. latem, podczas darmowych zajęć z wodnego aerobiku organizowanego w parku, usłyszałam, jak dwie miłe, starsze panie, które ćwiczyły razem ze mną, rozmawiały o tym, że mają szczęście mieszkając w tak pięknym miejscu i mogą brać udział w tego typu zajęciach. Mogłam się tylko uśmiechnąć i w duchu przyznać im rację.
Kolejne miłe zaskoczenie to sposób w jaki traktuje się tutaj klientów w bankach, urzędach, sklepach czy restauracjach. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z nadąsanym sprzedawcą czy kelnerem. Do klienta podchodzi się z uśmiechem.
Choć widzę w Australii głównie zalety, oczywiście są też rzeczy, których nie lubię czy których zwyczajnie mi brakuje. Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do świąt Bożego Narodzenia w środku lata. Wigilia w trakcie wakacji szkolnych zupełnie do mnie nie przemawiała. Ludzie wyjeżdżają w tym czasie na wakacje, bawią się, imprezują i nie mają czasu ani ochoty przygotowywać świątecznych dań. Zamiast tego na stół kładą kiełbaski z grilla i krewetki. Po kilku latach mieszkania tu już to mi nie przeszkadza i przyzwyczaiłam się do nowego stylu życia, jednak wciąż trochę tęsknię do białych, rodzinnych świąt i rozumiem, że wielu osobom naprawdę ciężko jest się przestawić.
Inna rzecz, do której trudno mi było się przyzwyczaić, to przepisy drogowe, które są tu bardzo zaostrzone. Nawet za małe przekroczenie prędkości grozi wysoka kara, o czym niestety miałam już okazję się przekonać (śmiech). Przy okazji taka podpowiedź dla turystów – w miastach wyznaczone są miejsca parkingowe, jednak parkując trzeba dokładnie czytać znaki, czy możemy parkować w danym dniu lub o konkretnej godzinie. Ponadto, jeśli w okolicy odbywa się jakaś impreza obowiązują dodatkowe nakazy i zakazy. Trzeba zwracać na to szczególną uwagę.
Skoro już jesteśmy w Australii, to warto ją zwiedzić. W jakie miejsca zabrałabyś przyjaciół czy bliskich, gdyby przyjechali z wizytą na dwutygodniowy urlop?
Po pierwsze, dwa tygodnie w Australii to bardzo mało czasu! Chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę jak wielki jest to kraj i jakie trzeba pokonać odległości, aby dostać się z punktu A do puntu B. Podczas krótkiej wizyty warto skupić się na jednej części Australii, aby nie spędzić całego urlopu na pokładzie samolotu przemieszczając się po kontynencie. W zeszłym roku była u mnie rodzina. Odwiedziliśmy Sydney i słynną operę. Nie mogło też zabraknąć wizyty na Wielkiej Rafie Koralowej - podziwiania kolorowych ryb, żółwi czy płaszczek.
Odwiedzając Australię szczególnie polecam wybrać się na wyspy. Ja swoją rodzinę zabrałam na tę o nazwie Fraser (Wielka Piaszczysta Wyspa) oraz Green. Oczywiście nie zabrakło kąpieli w oceanie, przytulania koali oraz głaskania kangurów. Następnym razem chciałabym ich zabrać na road trip, wycieczkę samochodową przez Outback, czyli mało zaludnione obszary w Australii Środkowej do Uluru.
Na początku rozmowy wspominałaś o pająkach i wężach. A przecież są też krokodyle i inne dzikie stworzenia, które wiele osób odstraszają od wizyty w Australii. Faktycznie jest tak niebezpiecznie?
To jest jedno z ulubionych pytań czytelników mojego bloga (śmiech). Australia faktycznie "szczyci się" dużą liczbą zwierząt, które, delikatnie mówiąc, mogą wyrządzić krzywdę. Pająki, węże, krokodyle, rekiny... lista jest długa. Podróżować trzeba więc z głową. Jeśli na plaży stoją znaki ostrzegające np. przed krokodylami, absolutnie nie wolno wchodzić do wody. Wybierając się do buszu należy spacerować wyłącznie po wyznaczonych ścieżkach i oczywiście zakładać odpowiednie, wysokie buty. Podczas kąpieli w oceanie najlepiej korzystać z wyznaczonych kąpielisk, których pilnują ratownicy.
W razie jakichkolwiek wątpliwości zawsze warto zapytać się mieszkańców, którzy są życzliwi i na pewno pomogą. Jednym słowem podróżując po Australii trzeba być uważnym, ale nie jest to miejsce, którego należy się wystrzegać. Od kiedy tu mieszkam widziałam może z sześć węży, więc nie jest chyba tak źle (śmiech).
Australia to także możliwość spotkania z bardzo ciekawą kulturą rdzennych mieszkańców - Aborygenów.
To temat, którym dopiero zaczynam poznawać, nie będę więc udawać eksperta. Mój kontakt z rdzennymi mieszkańcami ograniczał się niemal wyłącznie do spotykania Aborygenów dorabiających graniem na didgeridoo (tuby). Jednak ta społeczność cały czas podtrzymuje swoje tradycje poprzez malowidła, tańce, muzykę… Kilka lat temu miałam okazję zobaczyć aborygeńskie malowidła skalne w Carnarvon Gorge, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie.
Nie sposób rozmawiać o Australii i nie wspomnieć o jej dwóch najbardziej znanych mieszkańcach - koalach i oczywiście kangurach. Faktycznie spotkamy je na każdym kroku?
Flora i fauna Australii to chyba jej największa zaleta. Przyroda, zarówno ta ożywiona, jak i nieożywiona, jest tu fantastyczna i nie trzeba wcale wyjeżdżać z miasta, by się o tym przekonać. Codziennie gdy rano idę do pracy, nad moją głową przelatuje stado kolorowych papug. Spotkanie z kangurem też nie jest niczym niezwykłym. Podróżując autem poza terenem zabudowanym, zwłaszcza po zmroku, trzeba bardzo uważać na te zwierzęta, bo potrafią wskakiwać prosto pod koła.
Koali też jest w Australii sporo, ale nie spotkamy ich już tak łatwo. Ja pierwszego koalę w naturalnym środowisku zobaczyłam dopiero po jakichś 5 latach pobytu! Dla turystów większym zaskoczeniem niż spotkanie z tymi typowo australijskimi zwierzętami jest jednak zobaczenie wielbłąda. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że mieszka tu ich ogromna populacja.
Znajdująca się na drugim końcu świata Australia to marzenie podróżnicze wielu Polaków. Czy może je spełnić każdy? Czy to raczej wyprawa, na którą mogą sobie pozwolić tylko najbogatsi?
Skłamałabym mówiąc, że Australia jest tania. Kiedy ludzie pytają się mnie co powinni przygotować przed wyjazdem, zawsze mówię, że poza wizą, bez której nas tu nie wpuszczą, także dość gruby portfel.
Nie ma sensu przyjeżdżać do Australii na wakacje, jeśli mamy niewielki budżet, ponieważ przemieszczanie się po kraju, a także zwiedzanie wielu atrakcji jest po prostu dość drogie. Na szczęście jest kilka sposobów, by trochę zaoszczędzić - np. korzystając z darmowych środków komunikacji miejskiej czy bezpłatnych spacerów po miastach z przewodnikiem. Nadal jednak nie będzie to wycieczka na każdą kieszeń. Chcąc faktycznie poznać Australię, warto poczekać aż uda nam się odłożyć więcej pieniędzy i przede wszystkim uzbierać więcej dni urlopowych. Dwa tygodnie tutaj to zdecydowanie za mało!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Ciao Italia! Rzym w 24 godziny
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.