W niecce i rynnie
Plan de Corones i Valle Aurina to włoskie stacje narciarskie położone najbliżej Polski. Gdy ktoś raz tu już zawitał, często zastanawia się czy jest sens jechać w głąb kraju, czy też pozostać w południowym Tyrolu.
Plan de Corones to ośrodek, można powiedzieć, kompaktowy. Ogromna łysa góra, opleciona niczym pajęczyną siatką tras i wyciągów. Trzydzieści tych urządzeń (czternaście nowoczesnych gondoli, osiem wyciągów krzesełkowych oraz osiem orczyków), wiodących z dziesięciu otaczających górę wiosek, zbiega się niemal w jednym punkcie, na wysokości 2275 metrów nad poziomem morza, skąd roztaczają się malownicze widoki na Alpy Zillertalskie i Dolomity. Plan de Corones, wielka śnieżna kopuła, cudownie kontrastuje z otaczającymi ją szpiczastymi szczytami Dolomitów, od Tre Cimme i Cristallo na wschodzie, poprzez Cianross, Tre Ditte i Piz da Peres na południu, i Sasso delle Nove oraz Sasso delle Croce na południowym zachodzie.
Carvingowe autostrady lodowe ściany
Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, od razu skojarzyła mi się z tyrolskim Alpbach. Tyle że tam mniej doświadczonym narciarzom każda trasa, z wyjątkiem oślej łączki na ściętym wierzchołku góry, kojarzyła się z walką o życie. Plan de Corones daje nie tylko możliwości pozjeżdżania relaksacyjnego, lecz także powalczenia na stoku, bo z wierzchołka schodzą trasy o najrozmaitszych stopniach trudności, które łączy jednak jedna cecha – wszystkie są szerokie i wspaniale nasłonecznione.
Pośród „autostrad” dla fanów carvingu natrafimy jednak na kilka czarnych tras, na których wycinanie szerokich łuków może się źle skończyć. Powyżej urokliwego miasteczka Brunicco znajdują się dwie czarne trasy (na Herrnegg z homologacją FIS można rozgrywać zawody Pucharu Świata). Dla miłośników ekstremalnych zjazdów po ścianach najlepsza będzie Erta, stroma, ale za to doskonale przygotowana. Po prostu większość narciarzy omija ją, dlatego nie ma tam muld czy lodowych połaci.
To miejsce jest niezwykłe jeszcze z jednego powodu. Wszystkie trasy schodzące z Plan de Corones są bardzo długie. Każda ma mniej więcej sześć kilometrów, a zjazd ze szczytu to pokonanie różnicy poziomów około 1400 metrów. Daje to wrażenie, że w tym ośrodku jest znacznie więcej niż 90 kilometrów nartostrad.
Piculin też ma być kultowy
W tym sezonie narciarskim przybędzie kolejna: to czarna, dwukilometrowa trasa Piculin o różnicy poziomów 500 metrów. W zasadzie jednak to raczej remake niż wytyczenie nowej nartostrady. Popularna w latach siedemdziesiątych, była wielkim wyzwaniem dla narciarzy – nawet najlepsi po jej pokonaniu mieli języki na brodach ze zmęczenia. Jednoosobowe krzesełka zastąpiła ośmioosobowa kolejka kabinowa, w której można będzie odpocząć po morderczym zjeździe. Piculin bowiem, w założeniu organizatorów wypoczynku, ma stać się dla Plan de Corones tym, czym jest Sasso Lungo dla Val Gardeny czy Gran Risa dla Alta Badii – kultową, wymienianą z namaszczeniem trasą, którą zjechać bez wywrotki to po prostu duże narciarskie osiągnięcie.
Piculin wzięła nazwę od miejscowości Piccolino, do której wiedzie. Stamtąd zaś można się dostać skibusem do pobliskiej Alta Badia. Plan de Corones wchodzi w skład Dolomiti Superski, dysponującej w sumie 1200 kilometrami tras, ze słynną Sella Rondą. To kolejny powód, dla którego długość nartostrad w samym Plan de Corones odgrywa drugorzędne znaczenie.
Ci, którzy chcą się cieszyć śniegiem i słońcem zamiast zaliczać pucharowe trasy, na pewno zostaną w Plan de Corones – a jeśli nawet chcieliby wyskoczyć na Sella Rondę, z pewnością nie pozwolą na to ich dzieci. Plan de Corones to w jednej trzeciej rodzinna stacja, gdyby za podstawę takiej charakterystyki wziąć długość łatwych nartostrad. Ale dzieci najchętniej całe zimowe wakacje spędziłyby w bajkowym funparku Croniworld.