W podróżach na Wschód (i nie tylko) bez napiwków ani rusz
Czy wiecie Państwo, co to bakszysz? Pod tym perskim słowem kryje się nasz swojski „napiwek”, bez którego jednak, przynajmniej odwiedzając kraje muzułmańskie i szerzej - wschodnie, „ani rusz”. Czasami bywa, że napiwek zaczyna przypominać łapówkę. Cóż jednak robić, taki mamy tam klimat.
07.04.2017 | aktual.: 08.04.2017 12:01
Dla wielu to jedyne źródło utrzymania
Ci którzy nieopatrznie zapomną o bakczyszu, albo o nim nie wiedzą, mogą narazić się na spore kłopoty w podróży. „Obsługa hotelu czy kierowcy pozbawieni pieniędzy, na które mocno liczyli, potrafią zrobić awanturę pilotowi (…). W głowie im się nie mieści, że turyści mogą nie dać napiwków. Proszę się im nie dziwić. Spróbujmy postawić się w roli jednego z pracowników branży turystycznej, który nie ma stałej pensji lub ma tylko symboliczną, a cały jego dochód pochodzi z napiwków” - informuje na swoim blogu Krzysztof Matys, właściciel autorskiego biura podróży.
O bakszyszu należy pamiętać, udając się na przykład do Turcji. Jak każe zwyczaj (bo nie prawo!), napiwkiem w tym kraju należy uhonorować każdą osobę z obsługi, która nam pomaga. Nie są to kwoty wygórowane – od 1 do 2 euro dla sprzątaczki, tragarza, kelnera czy recepcjonistki. Bakszysz należy wręczać zaraz po zakwaterowaniu się w hotelu. Szybko przekonamy się, że wydatek zrekompensuje nam szybsza i milsza obsługa. Tak zresztą jest nie tylko w Turcji.
Nie chcesz być dziwolągiem? Płać!
Dla przykładu, napiwki w egipskich restauracjach (tych dobrych i najlepszych) wynoszą 10 proc. rachunku. Podobnie jest w muzułmańskim Maroku i w chrześcijańskiej Gruzji. Mniej zapłacimy w Etiopii, ale musimy tu stale trzymać portfel w dłoni, bo w tym biednym afrykańskim kraju wyznaje się zasadę „mało, ale często”.
W Indonezji turysta nie dający napiwków uważany jest za dziwoląga. By uniknąć takiej opinii, warto wiedzieć, że np. korzystając z taksówki zaokrąglamy rachunek do pełnych tysięcy rupii (1000 rupii to… 30 groszy). W restauracjach spodziewany przez kelnera napiwek to równowartość 50 amerykańskich centów.
Tu bakszysz jest źle widziany
Choć bakszysz, jako się rzekło, jest słowem pochodzenia perskiego, to w Persji (Iranie) nie ma on zastosowania. Obsługa kelnerska jest tu wliczona w rachunek, a próba wręczenia napiwku, np. taksówkarzowi może spotkać się z bardzo niemiłym przyjęciem. Podobnie jest w najstarszej cywilizacji świata – Chinach. Poza niektórymi luksusowymi restauracjami, pozostawienie pieniędzy na stoliku przez klienta jest uważane za brak szacunku dla obsługi. Podobnie sądzą mieszkańcy Korei Południowej i Japonii.
Na Kubie płacisz nawet za otwarcie drzwi
Socjalistyczna Kuba ma bardzo rozwinięty system napiwków. W turystycznych miejscach – hotelach, restauracjach – płaci się nie tylko za obsługę kelnerską, ale nawet za otwarcie drzwi czy podanie drinka (słynna cuba libre) przy barze.
Malta i Izrael, dwa kraje bardzo popularne także wśród polskich turystów, także mają swój bakszysz. To 10-12 proc. napiwek wliczany zwykle w restauracyjny rachunek. 10-proc. napiwek obowiązuje również w lokalach na Sri Lance. Warto tu też mieć w zapasie trochę drobnych na opłacenie osób pilnujących butów przed świątyniami. Oczywiście, jeśli nie chce się wracać boso.
W Stanach zedrą z ciebie skórę
Bakszysz coraz częściej staje się także normą w krajach „białego człowieka”. 15 proc. dla kelnera w Stanach Zjednoczonych jest niemal obowiązkowe. Mniej, bo „zaledwie” 10 proc. od swoich klientów wymagają kelnerzy w Wielkiej Brytanii. Podobnie jest na Węgrzech i w Rosji. Napiwków nie daje się natomiast na Islandii. Ale to kraj, w którym, jak utrzymują ci, którzy go znają, jest "zimno, pięknie, bezpiecznie i… drogo". Przy obowiązujących w krainie lodu i śniegu wysokich cenach napiwek byłby już zbyt wielką ekstrawagancją.