Weekend na miłość Europy z Azją. Stambuł zachwyca
Jedyne miasto, położone na dwóch kontynentach. Gdzie wołanie muezzina miesza się z modnym popem albo wysublimowanym jazzem, gdzie sąsiadują ze sobą mozaikowe meczety i ekskluzywne knajpy. Stambuł. Wystarczy weekend, żeby się zakochać.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Sylwetki meczetów i minaretów widziane ze szczelnie obstawionego wędkarzami mostu Galata ciągną mnie jak magnes. W różowym blasku poranka, błękitnej zimowej mgle albo migoczące jak miedź w zachodzącym słońcu. Wracam tam, nawet za nierozsądną cenę biletu w terminie sylwestrowym. "Oni" - wszelkiej maści linie lotnicze - nie mają skrupułów i windują ceny na sylwestra do absurdalnych granic. Choć Stambuł akurat nigdy tani nie jest.
Transport daje radę
A sprawdźmy inne daty... Ukraine International Airlines mają naprawdę konkurencyjne oferty, za kilkaset złotych. Na przykład, w terminie 23 - 26 marca z bagażem podręcznym polecimy za ok. 442 zł w obie strony. Fakt, że im taniej, tym dziwniejsze godziny wylotów i przy rezerwowaniu lotu trzeba uważać na długość przesiadki w Kijowie. Hostele w Stambule można znaleźć bez problemu, a i małych przytulnych pensjonatów w historycznym centrum jest zatrzęsienie (trzeba się liczyć z wydatkiem około 100 zł od osoby za dobę, ze śniadaniem).
Budżet wytrzyma? Może weekend wystarczy, by choć musnąć, liznąć...
Jeśli lądujecie na głównym lotnisku Ataturk (lotnisko po turecku to Havalimani - nikt by na to nie wpadł!), położonym w części europejskiej, pilot robi efektowny łuk nad Bosforem, a na pokładzie słychać zduszone: - Wooow... Bo też i jest co podziwiać: wąska wstęga wody wdziera się między dwa kontynenty, omywając pieszczotliwie brzegi Europy i Azji, drążąc od Morza Marmara do Morza Czarnego.
Metropolia liczy prawie 15 mln mieszkańców, jest jednym z najludniejszych miast świata. Ale bez paniki, system transportu jest pierwsza klasa. Jasne, że dotarcie w dalsze miejsce zabiera czas, ale na szczęście jest metro, tramwaje, promy i tunel Marmaray, łączący siatkę pociągów europejskich i azjatyckich. Na lotnisku najlepiej zejść prosto do metra i automatów (biletmatik), i zaopatrzyć się w istanbulkart za 6 LT (lira turecka jest nieco słabsza od złotego, w tej chwili kurs to 0,91), trzeba też dokupić kredyt na najbliższą podróż. 20 LT wystarczy, średnio jednorazowy przejazd kosztuje 2,60 TL. A jeśli chcemy dotrzeć do dzielnicy Sultanahmet, gdzie rozsiadła się większość tureckich zabytkowych atrakcji, musimy dojechać z lotniska metrem do stacji Zeytinburnu i tam przesiąść się na tramwaj linii T1 do Kabataş.
Wysiadamy na Sultanahmet i Błękitny Meczet, Hagia Sophia i Pałac Topkapi mamy dosłownie na tacy. Ale ja nie chcę, muszę zobaczyć Galatę - natychmiast!
Ikar z Galaty
Wystarczy wysiąść trzy przystanki dalej, na stacji Eminönü i - jest. Most obstawiony rybakami, którzy nie rezygnują też nocą. Ba, nawet sylwestrowej nocy wszyscy na posterunkach, tyle że z prowiantem, kuchenkami i wódką raki. W serwujących owoce morza restauracjach na niższym poziomie nie ma jak palca wetknąć. Kuchnia to jedna z większych atrakcji Turcji. Wielka uczta zaczyna się od śniadania, od chrupiących placków burek, pomidorów, oliwek i sera, i trwa - poprzez soczyste kebaby, przydymione bakłażany i tłuste baklawy, a wszystko popijane ayranem - aż jej stanowczo nie przerwiesz. Ja nie mam tyle silnej woli.
Po drugiej stronie cieśniny widać już wieżę Galata, jeden z najbardziej charakterystycznych obrazków Stambułu. Wiąże się z nią romantyczna legenda o "tureckim Ikarze" - śmiałku, który na początku XVII w. zasłynął skokiem z wieży na skonstruowanej przez siebie lotni. Turcy wieżą, że przeleciał Bosfor i tak nauczyli się latać...
Do wieży można dotrzeć na piechotę albo elegancką zabytkową kolejką Tünel. Na miejscu można wjechać na górę, na taras widokowy, albo posiedzieć na placu, w słońcu, z turecką kawą. Albo słodkim, posypanym cynamonem napojem salep (smakuje jak rozrzedzony budyń). Idźmy dalej, na tętniącą życiem - i zakupami! - Istiklal Caddesi, przeciętą torami, po której jeździ zabytkowy tramwaj, mijając butiki najmodniejszych marek. W sylwestra wstęp na tę ulicę był ograniczony, a policja szczegółowo sprawdzała wchodzących. Gęsty tłum ludzi, w akompaniamencie śpiewów, gwizdów i tańców, sunął na plac Taksim, by o północy puszczać w niebo chińskie lampiony.
Taksim jest miejscem wyjątkowym. To tu młodzi protestowali wiosną 2013 r. przeciwko rządom premiera Recepa Erdoğana. Gdy byłam tam latem 2013 r., w pobliskim parku Gezi leżały jeszcze kwiaty i zdjęcia protestujących, którzy zginęli w starciach lub ślad po nich zaginął po aresztowaniach. A dziś? Akurat trafiłam tam na konferencję prasową - demonstrację nowego supersprzętu służb porządkowych...
Może smutne wspomnienia zatrze wizyta na najbardziej rozrywkowej ulicy - Nevizade. Chociaż jeśli będziecie mieć trochę więcej czasu niż weekend, na niczym nieograniczone kolacje proponuję knajpiane zagłębie w Kadıköy, po azjatyckiej stronie (podróż promem mija szybko).
Dwa giganty Sultanahmet
Po uciechach nowoczesnego Stambułu czas zanurzyć się w czasy osmańskie, a najlepsze do tego celu będą zaułki Sultanahmet, z włóczącymi się wszędzie kotami. I zabytkami - takimi, że zapierają dech. Kiedy myślisz: Istanbul, widzisz dwie gigantyczne budowle z kopułami i minaretami. Pierwsza to Błękitny Meczet (Sultan Ahmet Camii), jedna z najwspanialszych świątyń w świecie muzułmańskim (choć na pewno nie najbardziej urocza - kto widział choćby Różowy Meczet w irańskim Shiraz, ten wie). Wstęp do Błękitnego Meczetu jest za darmo, przy drzwiach rozdawane są reklamówki na buty (trzeba wejść na bosaka) i chusty dla kobiet, jeśli nie mają swoich nakryć głowy.
Drugi punkt obowiązkowy to Hagia Sophia, różowo-koralowej barwy. Była tu i świątynie pogańska, i bazylika chrześcijańska, i meczet. A teraz - po prostu muzeum. Ta wizyta wymaga już kupienia biletu. Ale można także zaopatrzyć się w pięciodniową kartę (kosztuje około 80 TL), uprawniającą do wejścia do wielu przybytków, w tym także Pałacu Topkapi. Aha, i trzeba uzbroić się w cierpliwość - kolejki są mordercze, jak do wieży Eiffla. Przycupnęliśmy między tymi dwoma gigantami, słuchając nawoływania muezzina - raz z jednej, raz z drugiej strony. - Piękna muzyka, aż chce się tańczyć - wyrwało mi się.
Przysięgłabym, że S. wywrócił oczami. Jest muzułmaninem, szyitą, w Polsce powiedzielibyśmy, że nowoczesnym i otwartym. - To nie muzyka, tylko wezwanie do modlitwy, do tego, by stawać się lepszym - strofował mnie. I nie wytrzymał, roześmiał się: - Chyba właśnie budują dla ciebie specjalny krąg piekła.
Dynastia osmańska raczej o piekle wiedziała niewiele, skupiała się na raju, jaki stworzyła na ziemi. Pałac Topkapi rozciągający się tuż za Hagia Sophia to z pewnością gratka dla miłośników, a może raczej miłośniczek tureckiego tasiemca o sułtanie Sulejmanie Wspaniałym i jego najukochańszej żonie Hürrem. Można tu na chwilę zanurzyć się w oszałamiający przepych, zajrzeć do haremu. Z tarasu rozciąga się widok na Bosfor i azjatycką stronę miasta.
Chcę tę willę z basenem!
Bosfor - trzeba zobaczyć koniecznie. Rejs zostawiamy na trzeci dzień. Mijamy beznamiętnie naganiaczy prywatnych firm z portu Eminönü, którzy chcieliby od nas, bagatela, 160 TL. Ten sam Bosphorus Tour można odbyć publicznym transportem za kilkanaście lira od osoby. Identyczna reguła obowiązuje przy rejsach na Wyspy Książęce, z Heybeliadą.
My w końcu wsiadamy na prom w Kabataş, płacąc 15 TL od osoby. Mijamy po europejskiej stronie koronkowy pałac Dolmabahçe, meczet w Ortaköy i fortecę Rumeli. Prom odbija na azjatycką stronę i jest jeszcze piękniej. Nie da się oglądać tych nadbrzeżnych willi - służących za letnie rezydencje, a zwanych yali - bez przekomarzania: - Tę chcę! Tę z basenem i jachtem!
Zaoszczędzonego budżetu na willę nie wystarczy, ale spróbujmy puścić to na Wielkim Bazarze (przystanek tramwajowy Beyazit). Do dyspozycji mamy około trzech tysięcy sklepów z: lampami, ceramiką, tkaninami, przyprawami (najlepszy pul biber!), słodkościami - Turkish delights... To całe miasteczko, w którym można spędzić cały dzień, zwłaszcza jeśli pada deszcz. Jednak suweniry do domu lepiej kupić na Bazarze Egipskim, tuż przy porcie Eminönü, ceny są tu niższe. Przykładowo, za puszkę 250 gram pysznej tureckiej kawy zapłacimy 20 TL na Wielkim, a 15 TL - na Egipskim bazarze. Czy to nieistotne, by zabrać ze sobą jak najwięcej zmysłowej Turcji na długie polskie miesiące?
Jak skutecznie odpocząć w wakacje?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.