Buenos Aires - magia w Rojo Tango

Pisaniem o stolicy Argentyny można zajmować się, nie wychodząc z domu. Wystarczy trochę poczytać i już... Siedzimy na kawie w Palermo, siorbiemy yerbę zagapieni w witrynę desy w San Telmo, a po epitafium Evity nie wracamy do Four Seasons, choć to w tej samej dzielnicy, ale czekamy, aż otworzą pierwsze bary, a po nich kluby nocne w Recoletcie. Ot i cała opowieść!

Buenos Aires - magia w Rojo Tango
Źródło zdjęć: © Milesaway Travel

17.07.2013 | aktual.: 04.09.2013 15:57

Pisaniem o stolicy Argentyny można zajmować się, nie wychodząc z domu. Wystarczy trochę poczytać i już ... Siedzimy na kawie w Palermo, siorbiemy yerbę zagapieni w witrynę desy w San Telmo, a po epitafium Evity nie wracamy do Four Seasons, choc to w tej samej dzielnicy, ale czekamy, aż otworzą pierwsze bary, a po nich kluby nocne w Recoletcie. Ot i cała opowieść!

No, prawie cała, bo są jeszcze dynamiczne i zmysłowe: ocho, sentada, molinete, media luna i wiele innych – figury w tangu argentyńskim, a tych nie można nie zobaczyć na żywo, no i wiadomo – tylko w Buenos!

Każdy odwiedzający Buenos Aires zobowiązany jest zobaczyć „tangowe” przedstawienie. Wielu idzie dalej i próbuje swych sił w różnych szkołach oferujących ekspresowe nauczanie. Skutek? Niezmiennie... mierny! Tango argentyńskie, podobnie jak sambę, forro, walc angielski czy wiedeński trzeba po prostu czuć.

Co zrobić, gdy jeszcze nie wiemy, czy mamy mistrzowskie predyspozycje? Zobaczmy milongę. Poszukajmy takiej nie dla turystów – na przykład Boedo Tango przy Av. San Juan 3330. Bilety jak niegdyś do krakowskiego kina Mikro, muzyka ze skrzypiących płyt winylowych, stojące w kolejce starsze panie z butami do tanga w dłoniach, ubrylantowani panowie po drugiej stronie sali i taniec...na wzrok i skinienie głowy. Można wpaść też przed milongą i spróbować pierwszych kroków, a potem... dać się zaprosić.

Jest też drugi sposób – zobaczmy show! Tango w latach 30. i 40. XX wieku było przede wszystkim spektakularnym przedstawieniem. Mistrzów zmysłowej ekspresji zapraszano do światowych stolic na pokazy. Tam – na salonach – podziwiano ich, flirtowano z nimi i... próbowano naśladować. Dzisiejsze „tango show” przybierają często formę burleski, kabaretu i nierzadko taniec jest tylko częścią opowieści.

Jeśli pytacie, gdzie? Polecam Wam tylko jedno miejsce – Rojo Tango! Czy jest drogie? Tak! Czy najlepsze? Nie wiem. Czy warto? Tak, tak, tak! Jak w przypadku popularnych w resortach imprez fakultatywnych i tutaj można także zamówić przedstawienie z konsumpcją. Choć brzmi to jak slogan z setką wódki i śledzikiem w tle zapewniam, że warto! Tylko zamiast standardowego menu przynależnego w sali przedstawień proponuję inne rozwiązanie – El Bistro!

Miałem już kiedyś przyjemność pisać o tym kulinarnym i towarzyskim wydarzeniu w Buenos Aires. Philippe Starck stworzył miejsce całe w bieli z jednorożcami zawieszonymi na ścianie jak trofea myśliwskie. Czerwone dywany pod stolikami to obok złotych kandelabrów jedyny obcy akcent w morzu białych elementów. Dzieło współczesnego modelarza rzeczywistości nie każdego zachwyca. Niektórzy widzą w nim nawet potwierdzenie dla skłonności artysty do nowobogackiego kiczu. Wam pozostawiam ocenę. Otoczenie – choć ważne – nigdy nie przesłania mi kulinarnego celu wizyty w restauracji.

Tym razem nie przedstawię pełnego wykazu dań, które stały się moim udziałem. Wspomnę deser o smacznym tytule Torrija de brioche caramelizada, sopa de frutillas y helado de mascarpone... Na potrzeby tej opowieści proponuję pozostać przy oryginalnym brzmieniu. Dociekliwych odsyłam do Google translate..

Przekonany, że tuż przed spektaklem warto zaopatrzyć organizm w odrobinę „tangowej” atmosfery, zapraszam do The Library Lounge. Znajdziecie tu digestive stosowny do czasu i miejsca i wygodne sofy idealne do krótkich pogaduszek. Stąd już tylko dwa kroki (wzdłuż hallu hotelu Faena po prawej stronie) do El Cabaret – miejsca przedstawienia.

Hostessy zaprowadzą Was do stolika. Warto być odrobinę wcześniej, aby mieć czas na dyskusję, jeśli przydzielone miejsce nie będzie odpowiadało Waszym wyobrażeniom. Łowcom dobrych fotografii polecam stoliki po stronie prawej, w pierwszym rzędzie, z jednym zastrzeżeniem – orkiestra zajmuje miejsca nieco z tyłu, po lewej stronie sali. Muzycy schowani za filarem będą więc słabo widoczni.

Na widowni – różnie. Są panie w pięknych toaletach, których próżno szukać w Europie (może poza Operą Wiedeńską i mediolańską La Scalą), a przy stoliku obok obywatele z pewnego kraju z buziami zalepionymi gumą sugar free, na szczęście bez kapeluszy na głowie. Te subtelne różnice przestają mieć na szczęście znaczenie, gdy w lokalu zapadają ciemności. Teraz już tylko tancerze i muzycy zaborczo konkurują o nasze zmysły w utworach raz nostalgicznych, raz pełnych energii i wyuzdania. Półmrok, scenografia, kostiumy tancerzy i dźwięki „El chochlo” cofają nas w czasie do lat 40. XX wieku. Proszę nie protestować i po prostu odpłynąć w tę romantyczną opowieść o prawdziwych mężczyznach i wyemancypowanych (ba, gdzież te czasy eleganckiej emancypacji?) kobietach.

Nat King Cole’a znakomicie zastępuje tu Ariel Altieri, a w utworach na głos żeński po mistrzowsku wtóruje mu Vanesa Quiroz. Jeśli wśród tancerzy ujrzycie Carlosa Copello z towarzyszącą mu Ileaną Mahaut wiedzcie, że to wasz szczęśliwy dzień! Mistrz Copello uwodzi jak nikt inny! Jego taniec mimo skomplikowanych figur, półobrotów i quebrad jest wyjątkowo naturalny. Tancerz sprawia wrażenie, że nawet gdy idzie rano po bułki, robi to w rytm tanga (przyznaję, nie wiem, czy chodzi po bułki, w ich miejsce zawsze można wstawić np. dziennik „La Nacion”). Tak. Carlos bez wątpienia czuje tango!

Gdy Carlos snuje swą opowieść tańcem, Marcelo Cuerva czaruje światłem, zabierając nas w podroż pełną nastrojów od dramatu po farsę. Uczestniczymy w tym rollercoasterze barw świetlnych od oślepiających chłodem scen zbiorowych, po ciepłe, wyłuskane z ciemności twarze czy fragmenty ciał tancerzy.

Spektakl z bisami trwa zwykle do północy. Wciąż macie więc czas, aby powrócić na Recoletę w objęcia barów i klubów nocnych. Po takiej dawce emocji jest to wręcz konieczne! Dla wyciszenia lub... spotęgowania doznań.

Janusz Gałka

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)