Las Vegas - na szczęście nie tylko kasyna

Kiedy kilkutysięczny tłum wystawców, kupujących i dziennikarzy z ponad 120 państw bawił się wiosną na imprezach okołotargowych Pow Wow w najlepszych kasynach Las Vegas, nikt nie przypuszczał, że za kilka miesięcy światowa stolica hazardu będzie w tarapatach. I że właściciele kasyn będą skłonni dopłacać do swych gości. Byle tylko przyjechali i jakiś czas zostali.

Las Vegas - na szczęście nie tylko kasyna
Źródło zdjęć: © Flickr by Moyan Brenn under CC license http://creativecommons.org/licenses/by/2.0/

29.06.2012 | aktual.: 29.06.2012 15:34

Kiedy kilkutysięczny tłum wystawców, kupujących i dziennikarzy z ponad 120 państw bawił się wiosną na imprezach okołotargowych Pow Wow w najlepszych kasynach Las Vegas, nikt nie przypuszczał, że za kilka miesięcy światowa stolica hazardu będzie w tarapatach. I że właściciele kasyn będą skłonni dopłacać do swych gości. Byle tylko przyjechali i jakiś czas zostali.

Na przełom maja i czerwca przypadły coroczne targi turystyczne Pow Wow w pustynnym Las Vegas. To największe w Ameryce światowe spotkanie branży turystycznej, która przybywa do Stanów, by zapoznać się z ofertą miejscowych biur podróży, hoteli, parków narodowych, przewoźników oraz organizacji turystycznych poszczególnych stanów i miast. To klasyczne targi przyjazdowe, służące sprzedaży oferty amerykańskiej i jej zagranicznej promocji. Nie ma publiczności, więc Pow Wow to 3 dni ciężkiej pracy. Wszystko jest komputerowo zaplanowane co do minuty.

Stany stoją otworem

Wielu zna atrakcyjność Stanów Zjednoczonych, czerpiąc wiedzę choćby z filmów. Ulubiony przez amerykańskich reżyserów motyw drogi, którego geneza mocno tkwi w historii kraju, czyli uproszczonej historii poszukiwaczy złota, jadących ze wschodu na zachód, do dziś kształtuje i popularyzuje amerykańską legendę. Ale nawet rodacy, którzy jadą za ocean, rzadko mają okazję dokładniej poznać kraj. Nie jest to dla nas destynacja turystyczna w takim rozumieniu, jak Hiszpania, Chorwacja, Egipt czy Włochy. A szkoda, bo różnorodność krajobrazowa i przyrodnicza, zasobność muzeów, wartki rytm życia kulturalnego, znaczonego imprezami plenerowymi typu open air, sprawiają, że Stany warto poznać bliżej.

Dlaczego więc wciąż niewielu decyduje się na turystyczny wyjazd do Ameryki? Odległość nie wydaje się tu problemem, czas lotu jest porównywalny z lotami do Azji. Język też nie jest dziś barierą. Co więc stoi na przeszkodzie? Po pierwsze wizy. Choć problem jest rozwiązywany, nadal wiele krajów, w tym Polska, temu obowiązkowi podlega. I chodzi nie tyle o wysoki koszt wizy, ile o uciążliwą, a momentami niezbyt przyjemną, procedurę ubiegania się o nią w ambasadach i konsulatach. Po drugie, granica amerykańska z jej kolejkami, szczególnie uciążliwymi na nowojorskim JFK i pewną uznaniowością w ostatecznym wydawaniu wizy przez granicznego urzędnika. I trzecie ograniczenie - opłaty stałe, taksy i tak zwane security, składające się na koszt biletu, są w przypadku lotów do USA ogromne. Dość powiedzieć, że cena taniego biletu w obie strony na poziomie poniżej 700 złotych po podsumowaniu składowych rośnie do około 2 tysięcy złotych.

Dla grup oferta przyjazdowa do Stanów jest już zupełnie nieznana, a przecież równie interesująca co europejska. Sprawdziłem. Tak lubiany przez nasze firmy zimowy wyjazd typu incentive do fińskiej Laponii w porównaniu ze zbliżoną ofertą na wschodnie wybrzeże Stanów, choćby do Maine czy New Hampshire, jest w drugiej opcji tańszy, a standard wyższy. A psy husky czy skutery śnieżne są takie same. I gdyby połączyć taki incentive na przykład z odwiedzeniem Harvardu, Bostonu, West Point, Nowego Jorku... samo Rovaniemi, nawet ze św. Mikołajem, nie zrównoważy atrakcji zza oceanu.
* Zbilansowane potęgi *
Targi Pow Wow nie bez powodu najczęściej odbywają się w Kaliforni, Nowym Jorku, Las Vegas albo na Florydzie. Te właśnie miejsca mają najlepszą infrastrukturę turystyczną i największe pieniądze na promocję turystyczną. W Ameryce wszystko musi się finansowo zbilansować, więc najwięcej hoteli jest na Florydzie, bo i najwięcej tu atrakcji typu świat Walta Disneya w Orlando, Przylądek Kennedy?ego z wyrzutniami rakietowymi, aligatory, delfiny... Wszystko to ściąga turystów, którzy płacą za hotele, restauracje, atrakcje - to swego rodzaju samonapędzający się mechanizm. Choć, jak można się dziś przekonać, do czasu.

Pow Wow w Las Vegas przypadło na okres pełnej prosperity. W maju nikt nie myślał jeszcze o tym, że amerykańska gospodarka mocno się przegrzała, a kraj żyje już "na kredyt". W Las Vegas był to czas apogeum wizyt, hazardu, szczęśliwych fortun i ogólnego optymizmu. Nawet jak ktoś wyjeżdżał jako bankrut, to była to jego indywidualna wpadka, która zawsze w stolicy światowego hazardu musi się zdarzyć, a nie symptom nadchodzącego załamania.
Zostawmy ekonomię, zostawmy Las Vegas, bo choć Strip, czyli jego główna ulica, przy której powstały największe, najbogatsze i najsłynniejsze hotele: Mirage, Bellagio, Venice, Stratosphere, Mandalay Bay czy Trump, zapiera dech w piersiach luksusem i techniką, to w kategoriach estetycznych rodzi skojarzenia i oceny nienajlepsze. wieżę Eiffla, Canale Grande czy Rialto wolę oglądać w oryginale. To jednak, co znajduje się w bliskiej odległości od Las Vegas, to rzeczy prawdziwie urzekające. I na nich wolę się skoncentrować.

Grand Canyon z góry i po szkle

To, co niewielka rzeka Colorado zrobiła w łupkach, wapieniach i granitach pustynnych, wprawia w zachwyt. Grand Canyon, sięgający 2 tys. m głębokości i około 70 km szerokości, to jeden z krajobrazowych cudów naszej planety. Robi wrażenie tym większe, że jest położony na terenie płaskim.

Dziś zwiedzać go można na wiele sposobów, z których niektóre ze względu na ingerencję w naturalną harmonię miejsca są mocno kontrowersyjne. Na przykład oddana do użytku w 2007 roku platforma ze szkła, słynny Skywalk - szklana ścieżka w kształcie łuku, wchodząca na kilkanaście metrów w głąb wąwozu na wysokości ponad tysiąca metrów. Wrażenie z takiego spaceru ogromne, ale czy warto było to robić? Dla mnie to wątpliwy przykład zwycięstwa komercji, tym smutniejszy, że rzecz ma miejsce w jednym z najważniejszych na świecie miejsc krajobrazowych, chronionych prawem. Pamiętam lot nad Grand Canyon helikopterem i zachwyt nad widokami, który minął w chwili, gdy w oddali zobaczyłem wychodzącą z półki skalnej "pętelkę" - wspomniany Skywalk.
Firmy, które takie powietrzne wycieczki organizują, mają wyznaczone w kanionie miejsca na lądowanie połączone z lunchem. Te kilkanaście minut przerwy w podróży w absolutnej ciszy pozwolą odpocząć od hałasu w śmigłowcu i dadzą szansę na bardzo osobisty kontakt z niepowtarzalną rzeczywistością: przyrodą, geologią, pogodą. Taka wycieczka to także przygoda techniczna. Wylot poprzedza krótkie przeszkolenie, a ponieważ są to loty małymi, 5-osobowymi oszklonymi helikopterami, ma się bardzo bliski kontakt z pilotem i maszyną. W drodze mija się największy w Ameryce sztuczny, słodkowodny zbiornik Lake Mead i przelatuje nad słynną Hoover Dam, czyli Zaporą Hoovera. W drodze powrotnej nalot na lądowisko o zmierzchu pozwala spojrzeć na pełen świateł Strip z góry, co stanowi imponujący widok.

Hoover Dam i rafting rzeką Colorado

Rzeczny spływ Colorado z Las Vegas w turystycznej, łagodnej wersji rozpoczyna się u podnóża Zapory Hoovera. Nie wiem, co robi większe wrażenie: wysoka na 225 m i szeroka na 350 m betonowa zapora z lat 1931-1936, nazwana na cześć czynnego przy jej budowie prezydenta USA Herberta Hoovera, czy budowany tuż obok niej wiszący most nowej autostrady. Choć inwestycje te dzieli przepaść ponad 70 lat, obie są cudami techniki.
Zaporę warto zwiedzić z przewodnikiem w ramach płatnej wycieczki. Wtedy zbliżymy się "na dotknięcie dłoni" do rewelacyjnych jak na lata 30. rozwiązań inżynieryjnych, zajrzymy do kanałów rezerwowych otwieranych przy "dużej wodzie", zobaczymy film z budowy i eksploatacji tamy posadowionej w strefie trzęsień ziemi.

Rafting Colorado spod Hoover Dam ma charakter przyjemnej, niespecjalnie dramatycznej wycieczki. Wody rzeki co jakiś czas przelewają się przez łódź, dając uczestnikom, wystawionym na ostre słońce, bezcenne ochłodzenie. Można podziwiać wąwóz i zmienność geologiczną jego wysokich brzegów, śledzić rozmaite gatunki ptaków lub po prostu oddać się błogiemu relaksowi.

Różowym jeepem śladami Indian

Ledwie kilkanaście minut samochodem z Las Vegas leży Red Rock Canyon - część tej samej geologicznej formacji Navajo Formation co słynny Zion National Park czy Valley of Fire. Wyróżnia ją ostry czerwony kolor skał, na których można odnaleźć piktogramy zamieszkujących niegdyś te góry Indian. Warto go zwiedzić ze znaną z wycieczek do najciekawszych miejsc Kalifornii, Nevady i Arizony firmą Pink Jeep Tours, którą wyróżnia różowy kolor terenowych, a przy tym luksusowych jeepów. Wiosną, od marca do końca kwietnia, Pink Jeep organizuje niezapomniane wycieczki do oddalonej o około 200 km od miasta słynnej Doliny Śmierci w Kalifornii. Krótki, ale nadzwyczaj bujny rozkwit kwiatów pustynnych, w tym 13 rodzajów kaktusów, to cel niezwykłej podróży do doliny, położonej na depresji ponad 100 m p.p.m., najgorętszego i najbardziej suchego miejsca w USA.

Wydaje się, że USA, które już dziś są liderem światowym w statystyce turystyki przyjazdowej, nie stracą pozycji. Wciąż jest tam wiele do odkrycia. Także dla turystów z Polski.

Krzysztof Kaniewski

Wydanie internetowe: www.magazynvip.pl

Zobacz także
Komentarze (0)