Trwa ładowanie...
ludzie
Rafał Celle
09-03-2020 13:23

10 tys. km z Rosji do Dubaju. Może trafić do Księgi Rekordów Guinnessa

Przepis na podróż życia dla niektórych jest naprawdę prosty. 21-latek z Rosji po prostu wsiadł na pojazd przypominający połączenie roweru i hulajnogi, a potem ruszył przed siebie. Takim jednośladem udało mu się pokonać dystans 10 tys. km. Zrealizował marzenie, a niewykluczone, że jego wyczyn trafi do Księgi Rekordów Guinnessa.

10 tys. km z Rosji do Dubaju. Może trafić do Księgi Rekordów GuinnessaŹródło: Instagram
d2l1hdq
d2l1hdq

Spakować plecak, wsiąść na rower albo hulajnogę i ruszyć daleko w świat – brzmi idealistycznie i nierealnie? Nic bardziej mylnego. Niektórym takie z pozoru naiwnie brzmiące pomysły udaje się przekuć w konkretne działania. Vlad Bolożerow jest jedną z osób, które uznały, że od siedzenia w miejscu i snucia marzeń lepsze będą czyny. 21-letni mężczyzna zawsze chciał po prostu ruszyć przed siebie. Uznał, że wiele rzeczy w życiu może poczekać, ale nie podróż.

Pochodzący z Ułan Ude Rosjanin był od lat zafascynowany Bliskim Wschodem oraz Dubajem. I zdecydował, że właśnie tam skieruje swoje kroki, gdy wyruszy w swoją pierwszą wielką wyprawę. Miał sporo szczęścia. Entuzjazmem udało mu się zarazić innych. W ten sposób pozyskał sponsorów. Dostał od nich pojazd, który jest połączeniem hulajnogi i roweru. Choć ma dwa koła, to nie ma siodełka, a zasada jego działania jest taka sama jak w przypadku hulajnogi – rozpędza się go dzięki odpychaniu. Egzemplarz ten został specjalnie przygotowany do odbycia odległej podróży. Mężczyzna otrzymał też wsparcie finansowe w wysokości 4500 euro. Kwota rzędu 20 tys. zł dla wielu mogłaby się okazać zbyt skromna, zwłaszcza że Bolożerow zaplanował przejazd trwający ok. pół roku i obejmujący sześć krajów. On uznał, że takie środki w zupełności wystarczą, by zrealizować plan.

Marzenia się spełniają, ale trzeba im pomóc

Wszystko zaczęło się w połowie ubiegłego roku. 23 czerwca 2019 r. Bolożerow pojawił się na trasie. Do przejechania miał blisko 10 tys. km. Wystartował z Jekaterynburga. Co ciekawe, początkowo nie jechał sam. Towarzyszyły mu dwie osoby, które postanowiły podążać z nim w drodze do Dubaju. Cała trójka chciała, by podróż stała się czymś w rodzaju wyścigu. Jego rywale nie wytrzymali jednak długo. Po upływie kilku tygodni Rosjanin został na szlaku zupełnie sam.

Zobacz też: Burdż Chalifa w Dubaju

- To była oczywiście porażka, ale moja determinacja nie została osłabiona – wspomina moment, w którym dowiedział się, że dalej będzie musiał jechać bez towarzystwa. - Starannie przygotowywałem się do odbycia tej wyprawy od marca 2019 r. i nie zamierzałem jej tak po prostu porzucić. Kiedy już coś sobie postanowię, nic nie jest w stanie tego zmienić.

Pierwszy etap jego podróży trwał cztery miesiące. W tym czasie pokonał 4,5 tys. km, docierając do 15 miast położonych w granicach jego ojczyzny. 26 października dojechał do stolicy Azerbejdżanu. Z Baku ruszył do Gruzji. Dotarcie do Tbilisi zajęło mu niespełna dwa tygodnie. 19 listopada był już w Erywaniu, stolicy Armenii. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia zawitał do Teheranu. Po przejechaniu całego Iranu dotarł do wybrzeża Zatoki Perskiej. Tam jedyny raz skorzystał z innego środka lokomocji – cieśninę Ormuz, która dzieli Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie, pokonał promem. Statkiem dopłynął do Szardży. Był już prawie na miejscu. Położony nad Zatoką Perską port jest oddalony od Dubaju o zaledwie kilkanaście kilometrów. Na początku stycznia 21-letni Rosjanin mógł świętować sukces, przekraczając linię mety.

d2l1hdq

Jak wspomina, w czasie podróży zdarzały się chwile trudne. Jego pobyt w Iranie zbiegł się w czasie z zabiciem irańskiego generała Ghasema Solejmaniego. Twierdzi, że napięcie wywołane tym zdarzeniem dawało się wyraźnie wyczuć wśród lokalnej społeczności. Pobyt w samym Iranie wydłużył się do czterech tygodni, co sprawiło, że Bolożerow dotarł do celu z opóźnieniem. Nie zawsze sprzyjała mu też pogoda. Pierwotny plan zakładał, że dojedzie do Dubaju na celebrację Nowego Roku. Nie przejął się jednak poślizgiem, a moment, w którym po wielu miesiącach spędzonych w drodze zobaczył w końcu budynek będący symbolem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zapamięta do końca życia.

- Wylądowałem w Szardży 5 stycznia i natychmiast udałem się do Dubaju, żeby zobaczyć Burdż Chalifa. Mnóstwo o nim słyszałem, ale to, co zobaczyłem, znacznie przewyższyło moje wyobrażenia. I to samo można w zasadzie powiedzieć o całym mieście – powiedział Rosjanin o swoich pierwszych wrażeniach w rozmowie z dziennikiem "Gulf News”. 21-latek pochwalił też mieszkańców, którzy okazali się bardzo przyjacielscy.

W drodze po rekord?

Ze względu na trudności ze znalezieniem hotelu, pierwszą noc w metropolii spędził na ławce w parku, ale bardzo szybko poznał ludzi, którzy zaoferowali mu zakwaterowanie. Bolożerow przyznał zresztą, że na każdym kroku swojej półrocznej wyprawy spotykał osoby, które okazywały mu serdeczność i chętnie dzieliły się z nim jedzeniem czy dachem nad głową. Wiele mijanych przez niego osób było też żywo zainteresowanych jego wyczynem. Z napotkanymi osobami wdawał się w długie dyskusje, więc ani przez chwilę nie czuł się samotny.

Niewykluczone, że pamiątką z niezwyklej wyprawy będą dla Vlada nie tylko wspomnienia miejsc i ludzi, ale również wpis do Księgi Rekordów Guinnessa. Wszystko za sprawą przywoływanego środka lokomocji, którym zdecydował się przejechać przez sześć krajów. Sam Rosjanin przyznał, że podróżowanie takim pojazdem, przypominającym rower, ale pozbawionym siodełka i pedałów, często było wyczerpujące. Mimo tego, dziennie pokonywał ok. 60 km, dźwigając przy tym sporych rozmiarów bagaż.

- Nikt wcześniej nie był w stanie tego zrobić. Mnie się udało – stwierdził z dumą Rosjanin.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d2l1hdq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2l1hdq