5 miejsc w Portugalii, które skradną wasze serca. Lizbonę tym razem omijamy
Ktoś rzuca hasło: Portugalia. Zamykacie oczy i myślicie sobie: gwarna Lizbona, urokliwe Porto, może jakaś piaszczysta plaża. Nie, nie! Pora zobaczyć coś nowego. I to wcale nie tak daleko od stolicy.
Nie tak długi lot i jesteście w Lizbonie. I co dalej? Można zwiedzać to piękne miasto, ale można i ruszyć dalej w region Centro. Koniecznie sprawdźcie, które miejsca polecamy wam z czystym sumieniem. Zatrzymajcie się, by podziwiać kwiatowe murale w Abrantes, surferów na plaży w Peniche czy też skoczcie na bazarek w Caldas.
Caldas da Rainha
Posępny, sypiący się budynek byłego sanatorium to jeden z bardziej charakterystycznych punktów Caldas. Może i sypie się teraz, ale za kilka miesięcy będzie przerobiony na luksusowy hotel, który z pewnością będzie robił furorę wśród turystów.
Caldas ufundowała w 1485 r. królowa Eleonora de Viseu. Caldas da Rainha oznacza wprost Ciepłe Źródła Królowej. "Spa Królowej" nie wzięło się znikąd. Pod miastem biją źródła wody, która ma lecznicze właściwości. Podobno gdy królowa jechała do Obidos, zobaczyła tu kąpiących się ludzi. Wody pomagały im m.in. na reumatyzm, choroby skóry. Eleonora postanowiła zadbać o to miejsce. Postawiła kościół i szpital (najstarszy na świecie szpital na bazie wód termalnych). Dwa miejsca funkcjonujące w symbiozie. Bo system przez lata był ten sam. Najpierw spowiedź, by oczyścić duszę. Potem kuracja, by zadbać o ciało.
Jeszcze do niedawna Caldas odwiedzali więc głównie kuracjusze. Ale to miasto warto odwiedzić nie tylko wtedy, gdy kręci w kościach. Można zajrzeć do muzeum, w którym zachowano część wyposażenia dawnego sanatorium (są leżanki ginekologiczne, stoły z inhalatorami i wiele innych akcesoriów). Można wyciszyć się we wspomnianym kościele, którego skromne zdobienie w środku robi wrażenie na każdym turyście. Można też, a nawet trzeba, poznać tutejszy rynek w samym centrum miasta. Bogactwo warzyw, owoców, przypraw i serów z regionu powala miłośników gastronomii.
A skoro o tym mowa, na obiad polecamy wam udanie się do Casa Antero. To niewielka knajpa prowadzona przez dwóch braci Feliciano, gdzie można przeżyć prawdziwą ucztę dla podniebienia. Marynowana ośmiornica na przystawkę, podroby z sosie pomidorowym na obiad, a na deser koniecznie owoce z jajecznym sosem na słodko.
Ourém
A tu dobry przykład miejsca, w którym jest pięknie, są świetne trasy spacerowe, nie jest daleko od Lizbony, za to ludzi tutaj na ulicach można policzyć na palcach. Ourem jest też jednym z większych miast położnych najbliżej Fatimy, więc jadąc na wycieczkę do sanktuarium, warto się tu zatrzymać.
Część historyczna położona jest na sporym wzniesieniu. Samochód wjeżdża stroną, krętą uliczką, a my możemy podziwiać niesamowite widoki. Równie pięknie jest, gdy się wysiądzie z klimatyzowanego auta. Białe, wyłożone kamieniem uliczki sprawiają wrażenie, jak gdyby nigdy się tu nic nie zmieniło. Tak od średniowiecza przynajmniej. Tu nie znajdziecie reklamowych szyldów, za to mnóstwo kwiatów, które tulą się do białych elewacji budynków.
Starówka jest naprawdę niewielka. Jest zabytkowa Kolegiata, jest też warta przenocowania Pousada Conde de Ourém, która mieści się w XV-wiecznym szpitalu. Tu pysznie zjecie, odpoczniecie od zgiełku miasta, a i spróbujecie wina, które robione jest według średniowiecznej receptury.
Będąc w Ourém trzeba też koniecznie przespacerować się do zamku, który góruje nad całym miastem. To naprawdę urokliwe miejsce, otoczone drzewkami oliwnymi. Raj dla spacerowiczów i miłośników historii.
Abrantes
Kolejne miasto do "odhaczenia", jeśli kochacie odkrywać małe mieściny. Ale Abrantes zaskakuje. To niewielkie miasto ma do zaoferowania spektakularne widoki z wzniesienia, na którym stoi zamek – po pierwsze. Z góry można zobaczyć dokładnie okolicę, która usiana jest drzewkami oliwnymi. To właśnie w Abrantes produkuje się ponad 50 proc. oliwy, które potem trafia na rynek.
Po drugie: niezwykle klimatyczne centrum miasta. Tu z jednej strony mamy nowoczesne budynki, z drugiej wiekowe kamienice przyozdobione wzorzystymi kafelkami. I choć w Abrantes też czuć ducha minionych epok, to jest tu sporo nowoczesnych akcentów. By wymienić choćby jeden: street art.
W Abrantes królują kwiatowe motywy. Urzędnicy mieli nawet pomysł, by z góry narzucić mieszkańcom, by ci zdobili swoje domy kwiatami, ale nie wszyscy chcieli stosować się do nakazu. Po co zmuszać do czegoś, co powinno być przyjemne? Ale kwiatów w centrum miasta nie brakuje. Są na płytkach wyłożonych na drodze, są w donicach, są i na ogromnych muralach, których nie da się przegapić. Miasto świetnie dba o dobry klimat.
Nigdzie nie zjecie tak dobrze, jak w Restaurante Santa Isabel. Z czystym sercem polecamy to miejsce. A serwują tu pyszną, panierowaną ośmiornicę, potrawkę z chleba i kapusty, bacalhau czy pieczone mięso wieprzowe. Na deser coś koniecznie z jajek! Portugalczycy do perfekcji dopracowali desery na bazie jaj. Są w tym prawdziwymi mistrzami, a jedną z nich można nawet czasem podejrzeć przy pracy. Tuż obok restauracji mieści się pracownia, w której jedna z kobiet przygotowuje swoje desery. Jeśli będziecie mieli szczęście (tak jak my), pokaże wam, jak z wody, jajek i cukru można ukręcić przesłodkie niteczki na deser - fio de ovo.
Serra de Aires e Candeeiros
Coś dla tych, którzy naprawdę chcą odciąć się od ludzi i przeżyć społeczny detoks w otoczeniu bujnej zieleni. Jeśli tak, to polecamy wam wycieczkę do wioski Alvados w Parku Naturalnym Serra de Aires e Candeeiros. Drzew jest tu zdecydowanie więcej niż domów. Okolica usiana jest lasami, polami przygotowanymi pod plantacje drzewek oliwnych, ale też dzikimi terenami, które można odkrywać na własną rękę. Tutaj wchodząc do lasu, można wyjść z naręczem przypraw, a nawet trafią się szparagi.
Zatrzymajcie się np. w hotelu Cooking and Nature. To miejsce na odludziu przypadnie pewnie każdemu. A skąd ten wniosek? To nie jest typowy hotel, a raczej nowoczesna przestrzeń, która skrywa wiele odosobnionych miejsc. Każdy pokój jest zupełnie inny. Każdy został zaprojektowany z myślą o konkretnym filmie. Jest np. jeden inspirowany "Marszem pingwinów" – jest jasno, przestronnie, same białe i drewniane dodatki. Ale jest też taki inspirowany filmem "Niania", który wygląda jakby żywcem wyjęty z bajki dla dzieci.
Peniche
Co powiecie na miejsce, w którym można zrobić piękne zdjęcia natury, pooglądać surfujących, posmażyć się na plaży, zwiedzić opuszczone więzienie i pospacerować ciasnymi uliczkami osiedla na skalnym brzegu? To wszystko w Peniche, czyli prawdziwej perełce położonej tuż nad Oceanem.
Miasteczko położone jest około godzinę drogi od Lizbony. Ale nie macie się co obawiać o tłumy turystów, bo tu ich wciąż jest niewiele. Nie ma się też co obawiać o to, że klimatem i wyglądem będzie przypominało typowo nadmorskie miejscowości, z budami ze smażonym jedzeniem, straganami z muszlami i innymi mniej lub bardziej tandetnymi pamiątkami. Tego tu w ogóle nie ma. Z resztą sklepu z pamiątkami trochę trzeba się tu naszukać.
Peniche jest perełką dla turystów z kilku powodów. Mówi się, że to jedno z najlepszych miejsc w Europie do surfowania – jeśli nie najlepsze. Co więcej, za drobną kwotę można zwiedzić też wspomniane więzienie, w którym wiąże się kilka historii. Przewodnicy opowiadają o uciekających osadzonych, którzy by wydostać się na wolność, musieli pokonać nie tylko mury, ale i fosę. W 1960 r. z nadmorskiej twierdzy w Peniche zbiegł najsłynniejszy więzień polityczny – Alvaro Cuhnal, przywódca Komunistycznej Partii Portugalii. Niedługo później obiekt zamknięto. Gwarantujemy, że odwiedzenie tego miasta będzie najlepszym, co zrobicie, będąc w Portugalii.
Dowiedz się więcej o regionie Centro na www.centerofportugal.com.