Beata Pawlikowska dla WP: Dlaczego lubię zdrowe jedzenie
Są takie rzeczy w życiu, które człowiek rozumie dopiero wtedy, kiedy osobiście ich spróbuje. Tak jest na przykład z podróżowaniem. W teorii to może brzmieć całkiem niezachęcająco: zostawić swój wygodny dom, gorący prysznic i znajome łóżko, żeby wyruszyć w nieznane, gdzie nie wiadomo co się zdarzy. Być może trzeba będzie stać w deszczu, marznąć albo być bardzo głodnym. To ma być przyjemność?.. Tak! I zrozumie to tylko ten, kto doświadczy tego na własnej skórze. Odkryje wtedy choćby to, że porządnie zmarznąć i zmoknąć to doświadczenie prowadzące do absolutnie fantastycznego przeżycia, jakim jest możliwość rozgrzania się gorącą zupą i włożenie suchego ubrania.
Podróżowanie wzmacnia wszystkie doznania. Kto raz tego spróbował, wciąż będzie tego pragnął. Tak samo jest z jedzeniem. W teorii to może brzmieć mało zachęcająco – zrezygnować z tego, do czego jesteś przyzwyczajony i co jest łatwo dostępne w każdym sklepie, i w dodatku smakuje ci tak dobrze, że chcesz tego jeść więcej i więcej.
Ja też kiedyś kupowałam gotowe jedzenie w sklepach. Piłam soki z kartonów, jadłam zupy z proszku, jogurty, wędliny i sery. Aż pewnego dnia z czystej ciekawości zaczęłam sprawdzać z czego to jest naprawdę zrobione i w jaki sposób. Odkryłam wtedy, że jedzenie robi się w fabrykach żywności, gdzie dla obniżenia ceny, przedłużenia czasu przechowywania i dla sztucznego wzmocnienia smaku dodaje się do nich mnóstwo chemicznych proszków i płynów.
Te chemiczne (choć jak najbardziej legalne substancje) tak agresywnie działają na komórki nerwowe w mózgu, że wywołują uczucie uzależnienia. Wciąż chcesz ich jeść coraz więcej. To jest właśnie tajemnica atrakcyjności coli, parówki, hamburgera czy słodyczy zawierających biały cukier. Syrop glukozowo-fruktozowy też ma swój ciemny sekret. Blokuje w mózgu odczytywanie sygnału o sytości, czyli sprawia, że czujesz się ciągle głodny. Niezależnie od tego ile zjesz, ciągle masz ochotę na więcej. To prosta droga do otyłości.
Kiedy to odkryłam i zrozumiałam, podjęłam jedyną z mojego punktu logiczną i racjonalną decyzję o tym, że usuwam z mojej kuchni wszystko, co zawiera sztuczne dodatki (takie jak biały cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, kwas cytrynowy, glutaminian sodu, maltodekstryna, zagęstniacze, stabilizatory, przeciwutleniacze itd.). Nie jem niczego, co jest zrobione z białej, chemicznie oczyszczonej mąki. Nie jem mięsa ani wędlin – z wielu powodów, m.in. dlatego, że Światowa Organizacji Zdrowia (WHO) po wielu latach badań oficjalnie w styczniu 2016 r. ogłosiła, że właśnie mięso i jego przetwory są jedną z głównych przyczyn nowotworów.
Kupuję nieprzetworzone produkty i gotuję z nich proste, szybkie dania. Soczewica, fasola, ciecierzyca, rozmaite warzywa, brązowy ryż, różne rodzaje kaszy, zioła, przyprawy – z takich składników można codziennie przez cały rok gotować coś innego. W siłowniach umysłowych dzisiaj do wygrania będą książki kulinarne „Kasza jaglana” z przepisami na takie właśnie szybkie i proste dania.
I jeszcze jedno. Kiedy jadłam gotowe albo półgotowe jedzenie sprzedawane w sklepach – ciągle na coś chorowałam. Na gardło, na kolano, na wysypkę, na niestrawność. Kiedy zaczęłam jeść zdrowo, schudłam i przestałam chorować. I właśnie dlatego lubię zdrowe jedzenie.