Bronisław Malinowski – on jako pierwszy zbadał "seks dzikich"
Była to najgłośniejsza książka dwudziestolecia międzywojennego. Najgłośniejsza i najbardziej skandalizująca. Panienki słysząc jej tytuł płoniły się, chłopcom jeszcze bardziej buzowała krew w żyłach, a nobliwe matrony gromko potępiały autora. Mało kto zapoznał się jednak z tą (nomen omen) pozycją. Jej znajomość wśród większości Polaków ograniczała się jedynie do tytułu – "Życie seksualne dzikich".
Może to zresztą i lepiej, bo niedoszli czytelnicy uniknęli wielu rozczarowań. Za ekscytującym tytułem nie kryła się bowiem, jak wielu z nich sądziło, współczesna wersja "Kamasutry", a mogące ich setnie znudzić dzieło naukowe.
16 maja 1942 r. zmarł Bronisław Kasper Malinowski, najsłynniejszy polski antropolog, podróżnik, etnolog, religioznawca i socjolog. Jego najgłośniejsza książka "Życie seksualne dzikich" zawiera wyniki gruntownych badań i obserwacji pierwotnych ludów zamieszkujących północno-zachodnią Melanezję – Wyspy Triobriandzkie.
Nie siedział za biurkiem, badał i obserwował
Malinowski dokonał przewrotu kopernikańskiego w antropologii. Wolał na żywo obserwować badane przez siebie społeczności. Wcześniej dominowała tzw. antropologia gabinetowa. Polegała ona przede wszystkim na lekturze i analizie tekstów. Dzisiaj aż nie chce się wierzyć, ale nasz rodak był jednym z pierwszych antropologów, którzy zdecydowali się wstać od biurka i ruszyć w nieznane ostępy.
"Życie seksualne dzikich" jest owocem dwukrotnej (od czerwca 1915 r. do maja 1916 r. i od października 1917 r. do października 1918 r.) wyprawy na Wyspy Triobrandzkie. Blisko dwuletni pobyt umożliwił Malinowskiemu poznanie dalekich od naszej kultury zwyczajów tubylców.
Polski antropolog nie ograniczał się jedynie do kwestii seksualnych, pokazał życie Melanezyjczyków (rdzenna ludność Melanezji: Nowej Gwinei i pobliskich wysp) we wszystkich jego aspektach. To jednak właśnie seks wzbudził największe zainteresowanie Polaków czytających (a częściej – nieczytających) dzieła Malinowskiego.
Sześcioletnie dziewczynki i dziesięcioletni chłopcy
Jaki był więc ten "seks dzikich"? Z naszego punktu widzenia, rzeczywiście dość kontrowersyjny. Do inicjacji seksualnej chłopców dochodziło w wieku 10-12 lat. Dziewczynki miały zaledwie 6-8 lat.
Co ciekawe, badani przez antropologa Melanezyjczycy oddzielali stosunek seksualny od poczęcia dziecka. Mężczyźni nie byli w tej społeczności kojarzeni z jakąkolwiek rolą w zapłodnieniu, w związku, z czym nie traktowano ich też jako ojców w naszym rozumieniu tego słowa. Byli "jedynie" opiekunami dzieci matki.
Ponieważ ich pojawienia się na świecie nie wiązano ze stosunkami seksualnymi, sam seks nie był owocem zakazanym i przypisanym jedynie małżeństwu.
O seksie w domu się nie rozmawia
W społeczeństwie Wysp Triobrandzkich obowiązywały jednak inne surowe normy, z naszego punktu widzenia dość absurdalne. Seks przedmałżeński nie był grzechem, ale para młodych ludzi po wyjściu (tak to określmy) z łóżka, nie mogła zjeść razem posiłku. Wspólna kolacja, obiad lub śniadanie zarezerwowane było bowiem jedynie dla małżonków.
Niedopuszczalne były także rozmowy o seksie wśród najbliższej rodziny. Syn nigdy nie chwalił się ojcu z miłosnych podbojów, był to także temat tabu w relacjach córki z matką. Jeszcze bardziej rygorystycznie traktowano te sprawy na linii brat-siostra. Posuwano się nawet do ustanawiania zakazu wszelkich wzajemnych kontaktów. Oczywiście, kazirodztwo było i jest zdecydowanie potępiane.
Dzisiaj, sto lat po pobycie Malinowskiego, zwyczaje w Melanezji uległy sporym zmianom. Tubylcy zeuropeizowali się, między innymi dzięki pracy licznych działających tu misjonarzy.
"To dzięki niemu nasze wyspy stały się sławne"
Pamięć o polskim naukowcu jest nadal żywa wśród Melanezyjczyków, bo przekazywana z pokolenia na pokolenie. "To dzięki niemu nasze wyspy stały się sławne" – powiedzieli kilka lat temu Aleksandrze Gumowskiej, reporterce Polskiego Radia.
A sam Malinowski? Po wyprawie na Melanezję nadal prowadził badania w Australii i Oceanii, a w latach 30., jako profesor uniwersytetu Londyńskiego, odbył podróż do wschodniej i południowej Afryki.
Jego sława rosła. Tuż przed wojną został profesorem Uniwersytetu Yale, otrzymując wcześniej doktorat honoris causa innej prestiżowej uczelni w Stanach Zjednoczonych – Uniwersytetu Harvarda. Zmarł w USA na atak serca w wieku zaledwie 58 lat.