Byłam na safari w Tanzanii. Wszyscy czekali na jedno

Jednodniowe safari w tanzańskim Parku Narodowym Mikumi to jedna z najczęściej wykupywanych wycieczek przez turystów spędzających urlop na rajskim Zanzibarze. Uchodzi wręcz za atrakcję obowiązkową. Sprawdziłam, na czym polega jej fenomen.

Safari w Tanzanii to ciekawe przeżycie
Safari w Tanzanii to ciekawe przeżycie
Źródło zdjęć: © Adobe Stock, WP

18.03.2024 | aktual.: 10.04.2024 07:51

Park Narodowy Mikumi, na którego terenie odbywa się safari, jest jednym z największych tego typu miejsc w całej Tanzanii. Zajmuje powierzchnię ok. 3,2 tys. km kw i stanowi część ekosystemu zwierzęco-roślinnego leżącego na obszarze Wielkiego Rowu Afrykańskiego.

Na terenie parku narodowego można spotkać m.in. "Wielką Piątkę Afryki", czyli lwa afrykańskiego, lamparta plamistego, bawoła afrykańskiego, nosorożca czarnego i największego mieszkańca parku - słonia afrykańskiego. Ponadto w parku swój dom mają zebry, antylopy, gnu, żyrafy, różne gatunki małp, krokodyle, hipopotamy, bawoły i kilkaset gatunków ptaków. Nikogo nie zaskoczy, jeśli powiem, że pragnieniem każdego uczestnika safari jest zobaczenie ich wszystkich.

Każdy pragnie też, by wycieczka była bezpieczna. Przewodnicy, i jednocześnie kierowcy, to osoby, które wiedzą, jak zachowywać się w przypadku bliskich spotkań z dzikimi zwierzętami, a te potrafią być nieprzewidywalne. Każdy, kto jedzie na safari, ma więc w sobie nutkę niepokoju. Nieraz zdarzyło się bowiem, że takie wycieczki kończyły się tragicznie.

Tak też było w ostatnich dniach na safari w Parku Narodowym Kafue w zachodniej Zambii. Wówczas słoń zaatakował samochód z turystami, zabijając jednego z nich i raniąc pozostałych. Jak informują organizatorzy tego typu wycieczek, szansa na atak dzikiego zwierzęcia jest jak 1:80 tys., a przypadki wypadków śmiertelnych zdarzają się coraz rzadziej, dlatego turyści wciąż podejmują ryzyko, by przeżyć coś niesamowitego. Przed rozpoczęciem wyprawy są pouczani o tym, jak się zachowywać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Hit wśród turystów

Pobudka o godzinie piątej rano na urlopie brzmi jak prawdziwy koszmar, ale nie jeśli wybiera się na upragnione od miesięcy safari. Oczekiwania były więc ogromne.

Żeby wybrać się na safari, trzeba z Zanzibaru polecieć do kontynentalnej części Tanzanii. Lot z portu na wyspie do parku Mikumi zajmuje zaledwie ok. godziny. Czas oczekiwania na samolot może być jednak znacznie dłuższy.

Kiedy już kolejny kwadrans czekaliśmy na opóźniający się samolot z Zanzibaru do parku narodowego, turystami zaczynały targać negatywne emocje. Jednak będąc w tym rejonie świata, trzeba przestawić się na tryb "pole pole" (powoli powoli), przyzwyczaić do stałych opóźnień i zapomnieć, co to jest punktualność, bowiem Zanzibarczycy zawsze na wszystko mają czas.

W końcu, po kilkudziesięciu minutach oczekiwania, wsiedliśmy na pokład. Podróż w nieznane rozpoczęliśmy małym samolotem, mieszczącym zaledwie 37 pasażerów, dwóch pilotów i jedną stewardesę.

Trochę dzika Afryka, trochę szopka dla turystów

Kiedy wylądowaliśmy na piaszczystym pasie startowym i wysiedliśmy z pokładu, na miejscu czekał już na nas kierowca-przewodnik, który w terenowym samochodzie obwoził nas po parku. Na miejscu było jeszcze kilka innych jeepów, czekających na żądnych przygód urlopowiczów.

Po przejechaniu zaledwie kilkuset metrów kierowcy zatrzymali się jeden za drugim. Przewodnik pokazał nam trzy lwy, które wyłaniały się zza gęstych zarośli. Trzeba było mieć jednak dobry wzrok albo być wyposażonym w lornetkę, aby je dostrzec, bowiem znajdowały się naprawdę daleko od nas. Pierwsze zwierzęta wywołały sporo emocji u turystów. Co ciekawe, nie tylko pozytywnych.

- Mamo, patrz! Lwy! Prawdziwe! Ale super - szeptały podekscytowane dzieci. Gdyby nie zostały wcześniej poinformowane o konieczności zachowywania się cicho i spokojnie, a także zakazie wychodzenia z samochodu, zapewne skakałyby i wykrzykiwały z radości.

- Przecież ich prawie nie widać. Gdyby nie powiedział, że tam są, nikt by ich nie zobaczył. Do zoo już lepiej mogliśmy pojechać. Chodzą takie ospałe, jakby były czymś uspokajającym nafaszerowane - powiedział jeden z mężczyzn, liczący na zobaczenie dzikich zwierząt ze znacznie mniejszej odległości.

  • Po terenie całego parku turyści jeżdżą w samochodach terenowych
  • Stado antylop
  • Dźwięki silników samochodów, które słychać z daleko, odstraszają zwierzęta
  • Żyrafy są spokojne i zazwyczaj nie odchodzą po zobaczeniu samochodów z turystami
  • Rodzina słoni
[1/5] Po terenie całego parku turyści jeżdżą w samochodach terenowychŹródło zdjęć: © WP Turystyka

Przez kolejne kilka godzin jeździliśmy po parku. Mieliśmy okazję zobaczyć żyrafy, zebry, małpy, krokodyla, hipopotamy, które nieśmiało wynurzały się z wody, stada antylop, które przebiegały nam drogę, a niektóre nawet postanowiły ruszyć w pościg za jeepami. Największą atrakcją były jednak słonie.

Nieoczekiwany zwrot akcji

Kiedy po zjedzeniu obiadu w restauracji, znajdującej się na terenie parku, wsiedliśmy po raz drugi do jeepów i ruszyliśmy w drogę, jechaliśmy kilkadziesiąt minut, podziwiając jedynie krajobrazy. Roślinność parku jest imponująca, ale w opinii większości nie na tyle, aby oglądać ją bez przerwy przez prawie godzinę. W końcu, kiedy większość turystów zaczynała już przysypiać, na drodze pojawiły się one.

Przed maską naszego samochodu stanęły trzy słonie. Wielkie zwierzęta, nieskrępowane obecnością ludzi, przenosiły liście i gałęzie z jednej strony drogi na drugą. Nasz kierowca stanął więc, zgasił silnik samochodu i wszyscy w ciszy, z zapartym tchem obserwowaliśmy zwierzęta, nagrywaliśmy je i robiliśmy zdjęcia. Kiedy słonie zeszły z drogi i wydawało się, że możemy już przejechać, najmniejszy postanowił jednak zawrócić i zrobić kilka kroków w stronę naszego auta. Niektórym w samochodzie serca zabiły mocniej, kiedy swoją trąbą dotknął maski pojazdu. Szybko jednak się nią znudził, dołączył do reszty słoni, a my odjechaliśmy dalej.

Spotkanie z największymi zwierzakami, zamieszkującymi park narodowy, dostarczyło wszystkim wielu emocji. Takie zakończenie wycieczki było niczym wisienka na torcie. Mimo że jedni wracali całkowicie usatysfakcjonowani, a inni odczuwali jednak spory niedosyt, wspólnie stwierdziliśmy, że jest to doświadczenie, które trzeba przeżyć na własnej skórze.

  • Słonie nagle wyszły naprzeciw nas
  • Innych zwierząt nie udało się zobaczyć z aż tak małej odległości
  • Najmniejszy słoń dotknął naszego samochodu
  • Słonie znajdowały się na wyciągnięcie ręki
[1/4] Słonie nagle wyszły naprzeciw nasŹródło zdjęć: © WP Turystyka

Wyjątkowo droga atrakcja

Wycieczka z Zanzibaru na safari w Tanzanii nie należy do tanich atrakcji. Zorganizowane wyjazdy, których cena obejmuje transfer na lotnisko i do hotelu, przelot samolotem, wstęp do parku narodowego, opiekę kierowcy-przewodnika oraz obiad na miejscu kosztują ok. 400 dolarów (prawie 1,6 tys. zł) od osoby. Za taką kwotę można znaleźć tygodniowy wyjazd z opcją all inclusive np. w Egipcie. To jednak zupełnie inny świat, który warto, choć raz w życiu, zobaczyć na własne oczy.

Zobacz także
Komentarze (16)