Chaos wokół lotu do Polski. Przewoźnik mówi jedno, pasażerowie drugie
Samolot lecący z Marsa Alam do Katowic musiał po ok. 30 minutach wylądować w Hurghadzie. W tym momencie miało dojść do awantury z pasażerami, przez co część została wyproszona z lotu. Niejasności nie brakuje, bowiem turyści zaprzeczają temu, co przewoźnik napisał w oświadczeniu.
Rejs, o którym mowa, obsługiwany był przez linię lotniczą Enter Air, czyli największego czarterowego przewoźnika w naszym kraju.
Chaos wokół lotu
Samolot, który wystartował w środę 21 sierpnia br. z egipskiego kurortu, miał dotrzeć do katowickiego lotniska o godz. 16:30. Było jednak inaczej. Jak wyjaśnia linia lotnicza, po zaledwie ok. 30 minutach lotu, maszyna lecąca z Marsa Alam musiała wylądować w Hurghadzie. Powodem, zdaniem przewoźnika, były "ekstremalnie trudne warunki pogodowe".
Przewoźnik w swoim oświadczeniu, wystosowanym jeszcze tego samego dnia, opisał, co wydarzyło się później. "Samolot musiał przymusowo wylądować w Hurghadzie. Tam maszyna została schłodzona i oczekiwała na zgodę na dalszy lot. Po uzyskaniu zgody doszło jednak do protestu pasażerów, którzy w konsekwencji zostali poproszeni o opuszczenie pokładu" - czytamy w oświadczeniu linii Enter Air.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Japończycy mają problem z turystami. "Kochają ich i nienawidzą"
"Zgodnie z międzynarodowymi przepisami, w czasie międzylądowania w Egipcie pasażerowie nie mogą opuszczać terminalu, dlatego te osoby będą zmuszone do oczekiwania na ponowny odlot w terminalu lotniska. Informujmy, że pasażerowie, którzy są agresywni lub będący pod wpływem alkoholu, zgodnie z przepisami nie mogą zostać wpuszczeni na pokład" - czytamy w dalszej części oświadczenia.
Pasażerowie oburzeni
Sytuacja wydawałaby się zrozumiała, gdyby nie komentarze pasażerów, których wersja przebiegu wydarzeń różni się od tej, przestawionej przez przewoźnika.
"Akurat tak się składa, że byłam pasażerką samolotu. Po awaryjnym lądowaniu w wyniku niesprawnej klimatyzacji przesiedzieliśmy w samolocie ponad pięć godzin na płycie lotniska. Jedyne co od załogi dostaliśmy to mały kubeczek z wodą. Zapewniano nas o odlocie i w końcu dostaliśmy wiadomość, że mamy wysiąść z samolotu. Pod koniec dzieci już były na tyle zmęczone, że, zrozumiałe, że płakały i wcale się nie dziwię. Dzisiaj wróciliśmy do Katowic samolotem, który po nas przyleciał. Samolot z awarią został w Hurghadzie" - relacjonuje jednak z pasażerek.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Jesteście na tyle cwani, że zdążyliście zamieścić to żałosne i kłamliwe oświadczenie jeszcze przed zakwaterowaniem nas, czyli grupy prawie 200 osób, w tymczasowym hotelu po awaryjnym ładowaniu waszego uszkodzonego samolotu. Zapewniam również państwa oburzonych w komentarzach, że klientela lotu 4274 była i nadal jest wybitnie kulturalna" - napisała inna osoba. "Zamiast przyznać się do błędu i po prostu przeprosić, próbujecie bezczelnie uniknąć odpowiedzialności za swój błąd i totalną niekompetencję" - zwrócono się do przewoźnika.
"Nie wierzę, że firma, z którą odbyłam już wiele lotów, napisała takie kłamstwa. Przeczytałam to mojemu jedenastoletniemu synowi, który wraz ze mną i resztą mojej rodziny był na pokładzie tego samolotu. Zapytał, czy to jest żart i dlaczego kłamią. Nie widzieliśmy pijanych czy agresywnych pasażerów. Wręcz byłam pozytywnie zaskoczona spokojem panującym na pokładzie samolotu, w którym siedzieliśmy zamknięci wiele godzin. Nie zostaliśmy poinformowani o ekstremalnie trudnych warunkach pogodowych, które według waszego oświadczenia miały być powodem przymusowego lądowania na lotnisku w Hurghadzie. Cała moja rodzina usłyszała z głośników, że powodem jest problem z klimatyzacją" - napisała kolejna turystka.
Źródło: Facebook Enter Air