Trwa ładowanie...

"Dla mnie liczy się wszystko albo nic". Wywiad z Anitą Demianowicz

- Gdy wylądowałam w Gwatemali, pomyślałam, że to najgłupsza rzecz, jaką zrobiłam – zdradza nam Anita Demianowicz, organizatorka TRAMPek, jedynego w Polsce kobiecego festiwalu podróżniczego. Prawie 7 lat temu postanowiła rzucić pracę w korporacji i wyruszyć w wymarzoną daleką podróż. Kupiła bilet do Ameryki Środkowej, pomachała mężowi na pożegnanie i zupełnie sama rozpoczęła przygodę życia.

"Dla mnie liczy się wszystko albo nic". Wywiad z Anitą DemianowiczŹródło: Marcin Kęsek
d204pl6
d204pl6

"Miałam sen. Przyśniły mi się wzniosłe i niebezpieczne wulkany, piaszczyste plaże Morza Karaibskiego i „koniec świata”, który miał nastąpić 21 grudnia 2012. To musi być Gwatemala – rzekłam, spoglądając na mapę świata. Czułam, że ona mnie wzywa, że jest tam coś, co muszę odnaleźć. Wiedziałam, że ta podróż zmieni całe moje życie. " – czytamy na blogu Anity. Wirtualnej Polsce opowiada o swojej pierwszej samotnej podróży, o miłości i nienawiści, jaką darzy Gwatemalę oraz o TRAMPkach, czyli spotkaniach podróżujących kobiet, które z powodzeniem organizuje już od 5 lat.

Wirtualna Polska: Na blogu można przeczytać, że Gwatemala ci się przyśniła. Rzeczywiście to sen zdecydował o wyborze kierunku na pierwszą samotną podróż?

Anita Demianowicz: Szczerze mówić, już nawet do końca nie pamiętam, jak to było. Rzeczywiście pewnego dnia wstałam i powiedziałam: jadę do Gwatemali. Nie znałam języka, nie miałam pojęcia o Ameryce Środkowej, wiedziałam tylko, że chcę wyruszyć w daleką podróż. Azja odpadła, bo tam jeździli wszyscy, a mi zależało na miejscu, gdzie nie ma zbyt wielu Polaków. Chciałam też nauczyć się języka hiszpańskiego. Padło na Gwatemalę. Początkowo myślałam o miesięcznym wyjeździe, potem zaczęłam się skłaniać do przedłużenia pobytu, a ostatecznie skończyło się na 5 miesiącach, nie tylko w Gwatemali, ale także w Salwadorze czy Hondurasie.

Jezioro Atitlan, Gwatemala (Anita Demianowicz)
Źródło: Jezioro Atitlan, Gwatemala (Anita Demianowicz)

Odważnie.

Tak naprawdę sama byłam w szoku, mój mąż był w szoku. Ale ja już taka jestem. Mój mąż mawia, że to taka moja wada, którą czasem mi wypomina: dla mnie liczy się wszystko albo nic. Faktycznie mogłam pojechać na tydzień w Bieszczady na pierwszy raz, a nie na 5 miesięcy do Gwatemali (śmiech). Potem był płacz, bo jest ciężko, bo trzeba sobie samej poradzić, bo się nie zna języka, bo się człowiek nie orientuje w kulturze. Wtedy nie było za wiele książek o Gwatemali na polskim rynku, teraz to wygląda zupełnie inaczej. Ameryka Środkowa robi się coraz bardziej popularna.

d204pl6

Pracowałaś wtedy w korporacji. Postanowiłaś rzucić wszystko i wyruszyć w świat. Jaki miałaś plan?

Właściwie nie miałam planu. Miałam tylko marzenie, żeby gdzieś dalej pojechać, żeby wyruszyć w podróż z prawdziwego zdarzenia i zobaczyć jak to jest. Namiętnie chodziłam na różne prezentacje z podróży, słuchałam o doświadczeniach innych i chciałam spróbować sama. Podczas studiów nie miałam okazji dużo podróżować, bo pracowałam, żeby zarobić na naukę. Nie było też wtedy tak dużych możliwości. Gdybym studiowała teraz, na pewno korzystałabym ze wszystkich wymian i programów typu work & travel. Kiedyś nie było to dostępne na tak szeroką skalę. Zwalniając się z pracy, wiedziałam tylko, że chcę wyjechać. Po 5 miesiącach w Ameryce nie chciałam wracać i pewnie, gdybym nie miała męża, przedłużyłabym wtedy ten pobyt. Wróciłam jednak do Polski, ale do pracy w korporacji już nie. Od 6 lat podróżuję, piszę i fotografuję.

Wulkan Acatenango (Anita Demianowicz)
Źródło: Wulkan Acatenango (Anita Demianowicz)

Do Gwatemali wyruszyłaś zupełnie sama. Od początku zakładałaś, że to będzie samotna podróż?

Wręcz przeciwnie. Chciałam, żeby mój mąż też rzucił pracę i wyruszył razem ze mną. On jednak nie chciał się zdecydować na taki krok, co oczywiście było rozsądne (śmiech). Zaproponował, żebym sobie znalazła jakiegoś towarzysza podróży. Nie chciałam jechać sama, w głowie mi się to nie mieściło. Wiedziałam, że nie ma takiej opcji, bo potwornie się bałam. Byłam jednak świadoma, że ciężko będzie znaleźć kogoś, kto ze mną wyjedzie, a wśród znajomych było to niemożliwe.

I wtedy zaczęło do mnie docierać, że może jednak warto spróbować i wyruszyć w samotną podróż? Przecież inne dziewczyny dają radę. Dojrzałam do tego. Okazało się, że lubię sobie stawiać wyzwania i przekraczać kolejne granice, mimo że czasem mnie to bardzo dużo kosztuje. Stwierdziłam, że to będzie dla mnie dobra szkoła życia. Spróbuję sobie poradzić, a jak się nie uda, to trudno. W końcu bardzo spodobała mi się ta myśl. Oczywiście tuż przed wyjazdem już się strasznie stresowałam. Budziłam się w nocy i myślałam sobie – co ja najlepszego robię? Ale kolejna moja cecha jest taka, ze jak coś postanowię, to to robię. Zresztą już wszystkim powiedziałam, że jadę, kupiłam bilet, więc nie mogłam się wycofać (śmiech).

Jak się przygotowałaś do wyjazdu? Miałaś tylko bilet?

Jedyna rzecz, którą jeszcze ogarnęłam przed wyjazdem to znalezienie szkoły językowej. Wiedziałam, ze bez języka będzie ciężko. Postanowiłam rozpocząć podróż od kursu hiszpańskiego i pobytu u gwatemalskiej rodziny, żeby oswoić się z nową rzeczywistością. I rzeczywiście – dzień po przyjeździe zaczęłam szkołę, mieszkałam u rodziny. Kurs i nocleg miałam zarezerwowane na 2 tygodnie, resztę ogarniałam już na miejscu.

Jak się czułaś po wylądowaniu w Gwatemali?

Mam do dziś w głowie ten obraz i te uczucia. Pamiętam to tak, jakby to było wczoraj. Jak tylko miałam dostęp do internetu, zadzwoniłam do męża na skypie i powiedziałam, ze to najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiłam (śmiech)! Mąż na to, że zawsze mogę przebukować bilet i wrócić. Ale to nie w moim stylu. Powiedziałam, że nie może tak być, że muszę sobie z tym poradzić.

d204pl6

I tak zrobiłaś. A w Gwatemali byłaś już 3 razy. Co cię tam przyciąga?

Lubię wracać w miejsca, które już znam. Czuje się tam jak w domu - mam wielu znajomych, z którymi jestem w stałym kontakcie. Mam rodzinę, u której zawsze mieszkam. Witają mnie jak swoją. Moja pierwsza podróż była typowo backpackerska, a teraz podróżowanie jest dla mnie czymś innym. Zbieram materiały do mojej kolejnej książki, która będzie typowo reportażowa. Czuje się w Gwatemali jak w domu, ale to nie znaczy, że chciałabym tam osiąść i mieszkać.

Kocham ją i jednocześnie nienawidzę. Wiem, ile złych rzeczy się tam dzieje, ile jest niesprawiedliwości, jak ludzie cierpią, jaka jest polityka. Gdy wracam z Gwatemali, myślę sobie zawsze, jakie mam szczęście, ze urodziłam się i mieszkam w Polsce. Nie radzę sobie z nierównością społeczną. Mimo, że nie jestem bogata, mam milion razy lepiej niż ludzie tam. Chciałabym każdemu pomóc, a tak się nie da. Czasem czuje się tam po prostu bezsilna.

Ślub majański (Anita Demianowicz)
Źródło: Ślub majański (Anita Demianowicz)

Jacy są ludzie w Gwatemali?

Z jednej strony bardzo ciekawi i życzliwi. Z drugiej trzeba pamiętać, że jest to kraj zakorzeniony w kulturze macho. Kobiecie mniej wolno. Jest tam dużo rdzennych mieszkańców, w których płynie majańska krew, noszą majańskie stroje, kultywują tradycje i są bardzo konserwatywni. Przykładowo w miejscowych knajpach siedzą sami mężczyźni. Przez 2 tygodnie zwiedzałam Gwatemalę z poznanym na trasie podróżnikiem. Było strasznie gorąco, więc weszliśmy ochłodzić się do miejscowej knajpki. Gdy poprosiłam o dwa piwa, barman mnie tak zmierzył wzrokiem, że od razu poczułam, ze nie powinnam tam być. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Mam takie znajome, nietypowe Gwatemalki, które głośno mówią to, co myślą. Nie ukrywają, że męża z Gwatemali mieć nie chcą.

d204pl6

A jak wygląda kwestia bezpieczeństwa? W końcu Gwatemala uchodzi za miejsce niebezpieczne.

Wiem, że nie mogę wszędzie iść sama. W Gdańsku chodzę nocą po mieście czy biegam po lesie bez gazu w kieszeni. Tam takich rzeczy nie zrobię. Nie powiem, że czuję się bezpiecznie, ale z drugiej strony znam ten kraj na tyle, że jestem świadoma tego, co może mnie tam czekać. Poza tym tak naprawdę o wiele więcej nieprzyjemnych sytuacji zdarzyło mi się w Polsce. Kiedyś wracałam z Koszalina z prezentacji, gdzie akurat opowiadałam o Ameryce Środkowej. W nocnym pociągu natknęłam się na jakiegoś natręta, który wyzywał mnie bez żadnego powodu. Wysiadłam na swojej stacji, a on za mną. Na szczęście konduktor wkroczył do akcji, kazał mi wsiąść z powrotem, a tamten został na peronie. Ostatecznie nic się nie stało, ale porządnie się zdenerwowałam.

W Gwatemali spędziłaś też Wielkanoc. Jak tam wyglądają świąteczne dni?

Wielkanoc w Gwatemali jest niesamowita. W najbardziej turystycznym mieście Antigua tradycyjne dywany z kwiatów układa się już tydzień przed, a czasem i wcześniej. Ja unikam tłumów turystów, więc spędzałam święta w innym miejscu, u gwatemalskiej rodziny. Przez cały tydzień odbywają się procesje – najważniejsze w czwartek i piątek, dwa razy dziennie. Trwają 4-5 godzin i obchodzą całe miasto. W czwartek wieczorem robi się oficjalnie dywany kwiatowe, żeby były gotowe na piątkową procesję. Wielkanocy nie spędza się jak u nas przy stole, tylko właśnie poza domem, na procesjach. Są one jak wielki spektakl teatralny, niesamowicie widowiskowe. Przyjeżdża wówczas do Gwatemali dużo turystów. Podobno noclegi trzeba zarezerwować pół roku wcześniej.

Planujesz kolejną wyprawę do Gwatemali?

Prawdopodobnie wybiorę się tam znowu w maju. Bardzo też chcę zabierać inne kobiety do Gwatemali i pozostałych krajów Ameryki Środkowej. Ludzie się tych krajów boją, a one są naprawdę niesamowite. W listopadzie albo grudniu planuje zabrać w tamte strony pierwszą grupę kobiet. Kobiece wyjazdy są niesamowite, dają niezwykłą energię.

d204pl6

Wokół kobiet kręcą się także TRAMPki. 5. edycja zbliża się wielkimi krokami. Jak to się zaczęło?

Przed moim pierwszym wyjazdem potwornie się bałam. Byłam przerażona, bo nigdy nie wyjeżdżałam sama, bez znajomości języka. Nie znałam wtedy nikogo ze środowiska podróżniczego, więc tez nie miałam kogo się poradzić. Pamiętam, ze na Kolosach spotkałam Monikę Witkowską, której opowiedziałam o moich wątpliwościach. Dała mi swój numer telefonu i potem była dla mnie wsparciem. Po tej 5-miesięcznej podróży, gdy okazało się, że poradziłam sobie, czułam, ze mogę wszystko.

Wiele czytelniczek mojego bloga (www.banita.travel.pl) do mnie pisało, zadawało te same pytania, które mi przychodziły do głowy przed wyjazdem. Stwierdziłam ze brakuje podróżniczego festiwalu tylko dla kobiet. I tak zorganizowałam pierwsze spotkania podróżujących kobiet, które odbyły się w… bibliotece. Nazwę wymyśliła moja mama. Okazało się, że zainteresowanie jest duże. Dziewczyny przyjechały z drugiego krańca Polski. Od trzeciej edycji wspiera nas miasto Gdańsk i festiwal odbywa się w ECS. Przed nami już piąta edycja, z roku na rok jest coraz większe zainteresowanie i coraz większe wsparcie od partnerów.

Anita Demianowicz
Źródło: Anita Demianowicz

Co ciekawego czeka nas na TRAMPkach w tym roku?

W tym roku czeka nas mocne otwarcie – niedzielne prezentacje rozpocznie występ niewidomej podróżniczki. Myślę, że to będzie bardzo ciekawe, ale tez inspirujące. Pokaże, że nie ma rzeczy niemożliwych. Będzie też o tym, że podróżować można w każdym wieku – także po 50-tce. Zależy mi, żeby podczas festiwalu pokazać, że warto przekraczać granice, łamać stereotypy. Poza tym będą ciekawe warsztaty m.in. ze świadomego podróżowania, fotograficzne, pisarskie, zajęcia z orientacji w terenie. Mam nadzieje, że dziewczyny wyjdą z festiwalu nie tylko zainspirowane, ale też z dużą wiedzą.

d204pl6

Więcej o TRAMPkach: www.trampki.travel.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także: Niedoceniany zakątek Europy

d204pl6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d204pl6