Flevoland, czyli holenderski cud. Tam, gdzie była zatoka, teraz jest nowa prowincja
Jedno z holenderskich przysłów mówi: "Bóg stworzył świat, ale Holandię stworzyli Holendrzy". Aby to udowodnić, stworzyli nową prowincję mieszkalną. W miejscu, w którym jeszcze kilkadziesiąt lat temu była zatoka i jezioro.
Na terenach dzisiejszej prowincji Flevoland jeszcze w 1932 r. znajdowały się wody zatoki Zuiderzee. Pomysł, aby zamknąć i osuszyć ten teren pojawiał się już w XVII w., lecz ówczesna technologia nie pozwalała na zrealizowanie tak ambitnego planu. Dopiero w latach 20. XX w. rozpoczęto budowę zapory wodnej Afsluitdijk, która ostatecznie odcięła zatokę od wód Morza Północnego.
Na miejscu Zuiderzee pojawił się więc nowy zbiornik wodny – jezioro IJsselmeer. Po kilku kolejnych latach znajdujące się tam wyspy Urk i Schokland przestały być wyspami. "Wchłonął" je niejako teren Polderu Północno-Wschodniego (nider. Noordoostpolder), który został osuszony już przed II wojną światową.
Polder to właśnie sztucznie osuszony teren, który znajduje się poniżej poziomu morza. W przeciwieństwie jednak do naturalnych depresji, polder trzeba obudować wałami i groblami, aby uchronić go przed zalaniem.
Kolejne dwa poldery były gotowe do zamieszkania niedługo po wojnie. W 1957 r. ukończono Oostelijk Flevoland, a w 1968 r. Zuidelijk Flevoland. Tak oto człowiek przezwyciężył naturę, ale sukces raczej był mizerny.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Na nowo powstałym terenie budowano nowoczesne miasta. Była to wspaniała alternatywa dla młodych rodzin, którym ciasno było w starych miastach. Jednak o dziwo okazało się, że większym powodzeniem cieszą się właśnie te tradycyjne, istniejące od wieków miejscowości, niż te nowe, stworzone przez myślących o wszystkim planistów.
Holenderski dziennikarz Joris Van Casteren opisał to w swojej książce "Lelystad" (jak dotąd niewydana w Polsce). Miasto sztuczne, pozbawione historii i swoistego ducha wpychało swoich mieszkańców w znużenie, frustrację a nawet depresję.
Lelystad, stolica Flevolandu mogła się pochwalić nie tylko wysokim wskaźnikiem przestępczości, ale także dużą ilością rozwodów. Biorąc pod uwagę, że miało być to miejsce idealne dla młodych małżeństw z dziećmi, zamierzony efekt raczej nie został osiągnięty.
Choć Van Casteren przedstawiał tak Flevoland lat 80. i 90., to wiele osób nadal uważa, że jest to wyraźne wskazanie, że nie można zbudować od podstaw idealnego miasta i takiego też społeczeństwa.
Mimo wszystko w miastach tej prowincji mieszka 400 tys. ludzi. Jest to o wiele mniej niż pierwotnie zakładano i przez to Flevoland jest jedną z najmniej zaludnionych prowincji Holandii. Najwięcej, bo prawie 200 tys. osób, mieszka w Almere, mieście, znajdującym się najbliżej Amsterdamu.
Flevoland, choć w większości nowoczesny, posiada enklawy tradycjonalizmu, jak na terenie dawnej wyspy Urk. Jej mieszkańcy przez większość czasu żyli w izolacji, dzięki czemu mają swój własny regionalny folklor a nawet dialekt, którym na co dzień się posługują. Mieszkańcy tego regionu uważani są za najbardziej religijnych obywateli Holandii. I choć są już połączeni z resztą lądu, nadal żyją w swojej małej społeczności, którą niechętnie opuszczają.
Źródło: mojaholandia.nl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl