Gruzja - autostopem na wschód
Położona na zboczach Kaukazu Gruzja to kraj wyjątkowo bliski wielu Polakom. Niesamowite krajobrazy, wiekowe zabytki kultury chrześcijańskiej, smaczna regionalna kuchnia z wyjątkowymi winami i życzliwi mieszkańcy, traktujący gości jak członków rodziny, tworzą mieszankę, która oszołamia. Podróżnik i fotograf Robert Gondek wybrał się z dwójką znajomych, by poznać tym razem wschodnią część tego niezwykłego kraju.
Położona na zboczach Kaukazu Gruzja to kraj wyjątkowo bliski wielu Polakom. Niesamowite krajobrazy, wiekowe zabytki kultury chrześcijańskiej, smaczna regionalna kuchnia z wyjątkowymi winami i życzliwi mieszkańcy, traktujący gości jak członków rodziny, tworzą mieszankę, która oszołamia. Podróżnik i fotograf Robert Gondek wybrał się z dwójką znajomych, by poznać tym razem wschodnią część tego niezwykłego kraju.
Gdzie nas jeszcze nie było? Na wschodzie! Od dłuższego czasu ciągnęło mnie w te rejony. Z pomocą przyszły promocje. Bez chwili zastanowienia kupiliśmy bilety lotnicze - 370 zł w dwie strony, 3 osoby, 9 dni. Lądujemy w Gruzji. Szybko znajdujemy się w nielegalnej taksówce i za 25 lari (ok. 41 zł) ciemnymi ulicami Tbilisi pędzimy na dworzec Didube. Tu mamy złapać _ marszrutkę _ do Kazbegi. Jest jednak zbyt wcześnie. Gruzja jeszcze śpi. Łamanym rosyjskim dogadujemy się z kierowcą i za dodatkową opłatą wiezie nas do Mcchety, jednego z miasteczek na gruzińskiej drodze wojennej, pierwszego celu naszej podróży.
Tekst: Robert Gondek
Więcej zdjęć z wyprawy można znaleźć na blogu autora www.szczytyafryki.pl.
Atrakcje Gruzji - Sweti Cchoweli, Mccheta
Wysiadamy pod klasztorem i idziemy pod katedrę Sweti Cchoweli. Drzemiemy razem z bezdomnymi psami na schodach, czekając, aż Mccheta obudzi się do życia. Dzień wstaje leniwie. Zwiedzamy katedrę i na piechotę wyruszamy w dalszą drogę. Powinniśmy dostać się na drogę wojenną. Nie jest to łatwe. Musimy przejść na drugą stronę rzeki, a później przez ruchliwą autostradę. Pytamy miejscowych jak to zrobić. Wskazują nam niewielką kładkę nad rzeką. Potem czeka nas pokonanie gruzińskiej autostrady, ale tu nikogo nie dziwią śmiałkowie biegający po jezdni z plecakami. Marszrutki i samochody są pełne. Żaden kierowca nie chce zabrać trzech osób z plecakami. Czekamy godzinę. W końcu zatrzymuje się taksówka i po krótkim targu, za 40 lari (ok. 65 zł) zabiera nas do Ananuri. Po chwili zbliża się do nas jakiś samochód, kierowcy głośno dyskutują. Samochód jedzie za nami, po czym nagle zjeżdżamy w boczną drogę, a on za nami. Na szczęście jedziemy tyko zatankować gaz, a kierowcy są znajomymi.
Atrakcje Gruzji - Ananuri
Wracamy na autostradę, w samochodzie bardzo głośno gra muzyka, a Gruzin śpiewa. My ucinamy sobie drzemkę. Budzimy się nad turkusowym jeziorem Żinwalskim. Idziemy zwiedzić twierdzę Ananuri. Po krótkiej przerwie zabieramy się za łapanie okazji. Samochody nie jeżdżą tutaj często, najwięcej jest ład i wołg z rosyjskimi rejestracjami - wszystkie wypchane do granic możliwości. Nagle zatrzymuje się laweta. Plecaki lądują z tyłu, a my wsiadamy do kabiny. Po chwili pędzimy w górę rzeki Aragwi. Nasz kierowca, Acziko nie zwalnia na zakrętach, coraz wolniej wjeżdżamy wyżej we wspaniałe zielone góry Kaukazu.
Atrakcje Gruzji - Kazbegi
Do Kazbegi już niedaleko. Mijamy długie betonowe tunele przyklejone do zboczy. Zimą jeździ się wewnątrz nich, aby uniknąć ogromnych zasp śnieżnych, sięgających nawet 10 metrów. Wszechobecne krowy, które za nic sobie mają ruch uliczny wylegują się na jezdni. Szczególnie upodobały sobie drzemki na mostach. Dojeżdżamy, a Acziko znajduje nam nocleg. Łysy Gruzin od razu ustala zasady: "No breakfast, no dinner!". Nocleg bez śniadania w prywatnej kwaterze kosztuje 18 lari (ok. 30 zł) od osoby. Nie jest szczytem luksusów, ale nic więcej nam nie trzeba. W markecie kupujemy kilka niezbędnych artykułów: wino, kultową gruzińską lemoniadę i wielkiego arbuza. Na kolację w przydrożnej knajpce zamawiamy miejscowe pierogi - _ chinkali _. Są tak duże, że udaje się nam wchłonąć tylko po sześć na głowę. Rosołek, który wytworzył się podczas gotowania wewnątrz nich - palce lizać.
Atrakcje Gruzji - Cminda Sameba
Koguty za oknem zorganizowały nam pobudkę jeszcze przed świtem. Mieszkając na co dzień w dużym mieście nie jesteśmy przyzwyczajeni do odgłosów wsi. Dziś wycieczka w góry. Na wysokości 2170 m n.p.m. zbudowany jest klasztor Cminda Sameba, który na tle mierzących ponad 4000 m n.p.m. gór wygląda przepięknie. Wędrujemy pomiędzy starymi, opuszczonymi domami z kamienia. Trudy stromego podejścia wynagradza nam wspaniały widok. Dookoła biegają krowy. Buszują w krzakach. Są wszędzie. Po zejściu z gór planujemy degustację cytrynowej lemoniady, gruzińskiego specjału. W lokalnym "Google Markecie" wisi tabliczka z napisem "czacza". Szkoda nie skorzystać z okazji. Sprzedawczyni przynosi alkohol z zaplecza i z baniaka nalewa do plastikowej butelki po piwie. Kupujemy litr, bo nie da się mniej (nie ma takich butelek po piwie). Koszt - 6 lari (ok. 10 zł). Próbujemy pod sklepem, a zaraz potem chwiejnym krokiem idziemy na słynne gruzińskie szaszłyki.
Atrakcje Gruzji - Tbilisi
Toczymy długi spór o plan dalszej podróży. Ja chcę pojechać do Swanetii. Oni chcą jechać nad Morze Czarne. Decyzję podejmiemy w Tbilisi. Po zapełnieniu wszystkich siedzeń marszrutki, w przejście pomiędzy rzędami kierowca wstawia jeszcze jedno drewniane krzesełko, na którym siada kolejny - na szczęście ostatni już pasażer. Tbilisi zwiedzamy z Acziko. Obwozi nas po mieście przepraszając, że nie może z nami spędzić zbyt dużo czasu, bo jedzie do Swanetii. Do Swanetii? Czyżby mój plan na dalszą podróż wygrał? Już zaczynam cieszyć się ze zwycięstwa, gdy dodaje, że jedzie z całą rodziną. Czyli jednak czeka mnie podróż nad morze. Jedziemy do browaru po piwo, bierzemy dwie półtoralitrowe butelki i jedziemy do hotelu Texas. Acziko częstuje nas _ adżaruli chaczapuri - tradycyjnym plackiem z owczym serem, masłem w dziurce i jajkiem na wierzchu. Kilka wspólnie wypitych kieliszków czaczy _ dodatkowo rozwiązuje nam
języki i rozmawiamy płynnie po rosyjsku. _ Gaumardżos _ (Zdrowie)! Naszemu przyjacielowi plącze się język. Nie przeszkadza mu to we wznoszeniu długich toastów. Częstujemy przyjaciela naszą Żołądkową Gorzką. Wszystko popijamy piwem. Godzinę później Acziko postanawia jechać do Swanetii. Nie wygląda, jakby był w stanie prowadzić samochód. Niestety w Gruzji jazda po alkoholu to norma.
Atrakcje Gruzji - Uplistsikhe i Gori
Odwiedzamy Gori i Uplisciche. W pierwszym z miast zapuszczamy się na krótki spacer po bazarze pełnym wszystkiego: poćwiartowanego mięsa, suszonych ryb, pysznych owoców i mnóstwa plastikowej tandety z Chin. Po kwadransie jedziemy dalej do Uplisciche. W skalnym mieście spędzamy tylko parę chwil. W drodze powrotnej idziemy na piechotę, licząc na to, że ktoś się zatrzyma i nas zabierze. Znajduje się taksówka i za 4 lari (ok. 6,5 zł) zabiera nas do Gori. Idziemy do Muzeum Stalina posłuchać o "najsłynniejszym Gruzinie". Spędzamy tam zbyt dużo czasu i szybko musimy wracać do Tbilisi. Nie przemyśleliśmy tego, jak mamy się skontaktować z Acziko. Wysyłamy do niego smsa - po rosyjsku, pisząc fonetycznie. Ciekawe co do niego dojdzie i jak odpisze, skoro nie zna naszych liter, a my nie znamy gruzińskich. Odpowiedzi nie ma. Jedziemy więc z jakimś pijanym Gruzinem na dworzec kolejowy, żeby nocnym pociągiem pojechać do Batumi. Bilety są dopiero na rano. W pierwszej klasie. Bierzemy.
Atrakcje Gruzji - Batumi
Podróżujemy luksusowo. Dwuosobowy przedział z miejscami do leżenia. Jest pościel, telewizor i klimatyzacja. Po 7 godzinach Batumi i Morze Czarne witają nas pochmurną i parną pogodą. Na kolację trafiamy do knajpki w niewielkiej piwnicy. W rogu goście piją _ czaczę _ szklankami. Próbujemy czegoś, co się na nazywa _ ostryj _, czyli kawałków mięsa w sosie. Do tego bakłażan w paście orzechowej i inny rodzaj _ chaczapuri _. Kuchnia gruzińska jest pyszna. Gdy wychodzimy Gruzini w kącie piją dalej _ czaczę _. Drugiego dnia jedziemy do ogrodu botanicznego pod Batumi. Spacerujemy wśród egzotycznych drzew z różnych stron świata. Ogród jest podzielony na kilka części, z których każda poświęcona jest roślinności z innego rejonu Ziemi. Wieczorem spacerujemy niekończącą się promenadą. Pomimo późnej pory miasto żyje. Podświetlone budynki, tańczące kolorowe fontanny, tłumy na deptaku. Nadszedł czas powrotu do Tbilisi. Tym razem jedziemy drugą klasą - różni się od pierwszej tym, że jest tańsza, nie ma telewizora i ma
4 prycze zamiast 2.
Atrakcje Gruzji - Telavi
Zostawiamy plecaki w przechowalni bagażu w Tibilisi i jedziemy do Telavi. To stolica Kachetii, regionu Gruzji słynącego z dużej liczby winnic. Idziemy na bazar kupić trochę pamiątek, mieloną kawę oraz gruzińskiego snickersa (zwanego_ czurczchela _), czyli orzechów połączonych sznurkiem, otoczonych masą z soku z winogron gotowanych z mąką oraz cukrem. Po zakupach jakiś dziadek zawozi nas starą ładą do winnicy Shumi. Spędzamy tam kilka chwil smakując wino, ale tak naprawdę delektujemy się ciepłem Kachetii. Wracamy do stolicy mercedesem prowadzonym przez wielkiego Gruzina, z nieznajomym pijanym pasażerem. Pędzimy, wyprzedzając zawsze tam, gdzie nic nie widać. Zatrzymujemy się przy straganach. Gruzini kupują nam figi, robaczywe śliwki i winogrona, a po chwili dorzucają czekoladę. Pasażer wpada jeszcze do sklepu po piwo i ruszamy dalej. Klaszcząc w rytm ruskiej biesiadnej muzyki i śpiewając jednocześnie, kierowca jedzie dalej, wyprzedzając pod górkę i na trzeciego. Docieramy do Tibilisi, jedziemy na
lotnisko. Rozkładamy się na sztucznej trawie pod ruchomymi schodami i podobnie jak kilkanaście innych osób idziemy spać w oczekiwaniu na nasz lot.
Tekst: Robert Gondek
Więcej zdjęć z wyprawy można znaleźć na blogu autora www.szczytyafryki.pl.