Irytują, ale płacą - chińscy turyści za granicą
Chińczycy najgorszymi turystami na świecie
Wpychają się do kolejek, są niekulturalni i nie przestrzegają przepisów, a mimo to cały świat wita ich z otwartymi ramionami. Okryci złą sławą chińscy turyści coraz liczniej wyjeżdżają w podróże do innych krajów, zostawiając w nich coraz więcej pieniędzy.
Wpychają się do kolejek, są niekulturalni i nie przestrzegają przepisów, a mimo to cały świat wita ich z otwartymi ramionami. Okryci złą sławą chińscy turyści coraz liczniej wyjeżdżają w podróże do innych krajów, zostawiając w nich coraz więcej pieniędzy.
Luwr to nie toaleta
Obok paryskiego Luwru ustawiono znak informujący po chińsku o zakazie załatwiania potrzeb fizjologicznych na terenie otaczającym muzeum - zauważył amerykański magazyn "Vice". Fakt, że zakazu nie obwieszczono w żadnym innym języku, świadczy o fatalnej reputacji, jakiej dorobili się chińscy turyści odwiedzający obce kraje, między innymi właśnie przypadkami zezwalania dzieciom na defekację na chodnikach, peronach dworców kolejowych, w pociągach metra, supermarketach i innych miejscach publicznych.
Jednak na tym nie kończy się lista przywar stereotypowego turysty z Kraju Środka. W ciągu ostatniej dekady chińscy podróżnicy dali się poznać światu jako niegrzeczni, głośni, skorzy do awantur i nieprzestrzegający przepisów. W Tajlandii, jak informują lokalne media, "mają tendencję do szybkiej jazdy po złej stronie ulicy". Na Malediwach część hoteli zabiera elektryczne czajniki z pokojów zajętych przez Chińczyków, gdyż ci, zamiast wody na herbatę, często gotują w nich makaron. Gdziekolwiek pojadą - plują, śmiecą i wpychają się do kolejek.
PAP/pw/udm